Końcówka sierpnia była pogodna i ciepła. Dało się już wyczuć w powietrzu pierwsze oznaki zbliżającej się jesieni, ale na pewno nie wtedy, gdy stało się w słońcu.
Oparta o kamienną barierkę okalającą taras, patrzyła przed siebie. Tuż obok były schody prowadzące w dół, do ogrodu, ku uroczej alejce, którą z obu stron otaczała palisada starych drzew.
"Wymarzony dzień na ślub i wesele" - pomyślała.
Czuła się zmęczona, ale do końca ich zmiany, czyli do drugiej w nocy, pozostało jeszcze kilka godzin. I nie sama praca i wysiłek w nią włożony pochłonął sporą część jej energii, a próba opanowania stresu i zapanowania nad emocjami. Wielokrotnie już rozmawiała na ten temat z Wiktorem, który to starał się, jak mógł, trochę ją "rozluźnić".
Niby pierwsze spotkanie „z przeszłością" miała już za sobą, ale i tak czuła się dziwnie. Wiedziała, że rodzina pana młodego nie traktowała jej jako kogoś gorszego czy stricte jako pracownika na ich usługach. Nie, z pewnością nie. Byli mili i miała wrażenie, że faktycznie ucieszyli się z ponownego spotkania z nią, wliczając w to Eryka i jego żonę. Ta dwójka z kolei na pewno nie próżnowała w międzyczasie, gdyż miała już trójkę dzieci, a biorąc pod uwagę wiek Ady, Patrycji nie chciało się wierzyć, by tylko na tym miało się skończyć. Mimo wszystko uśmiechnęła się, myśląc o tym.
„Eryk i mini przedszkole - nigdy bym nie przypuszczała. W sumie to dobrze, że na mnie nie padło."
To nie tak, że nie chciałaby mieć dzieci, ale uważała, że dwójka była maksymalną liczbą, na którą byłaby w stanie się zdecydować. Spojrzała na zegarek i ruszyła z miejsca.
Kilka minut przed drugą w nocy Renia dostała SMS-a od swojego męża, że czeka na nią przed hotelem.
- Możesz już iść - powiedziała Patrycja, kończąc pisanie sprawozdania i podsumowania wczorajszej imprezy.
- Dzięki. Wracasz z Wiktorem?
- Tak - przytaknęła, na co tamta lekko się uśmiechnęła.
- W takim razie wyślesz mi raport i widzimy się w poniedziałek?
- Zgadza się - odparła Patrycja, ponownie patrząc na nią znad laptopa.
- To na razie. Pożegnaj ode mnie Wiktora. Dobranoc.
Po czym wyszła z zaplecza kuchni, zostawiając Patrycję samą. Ta zajęła się ponownie sprawozdaniem i gdy skończyła go pół godziny później, uniosła ręce w górę, przeciągając się. Na zegarze było prawie wpół do trzeciej i dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że nie widziała Wiktora już od prawie dwóch godzin. Razem z Renią zajęły się kuchnią i papierkową robotą, a on miał sprawdzić rezerwację w recepcji oraz rozliczyć się z orkiestrą i fotografami. Myślała, że będzie chciał mieć oko na salę i gości, ale teraz kiedy byli już po pracy, wydało jej się to trochę dziwne.
Przeszła przez kuchnię i znalazła się na sali bankietowej. Goście nadal bawili się w najlepsze, ale już nie tak tłumnie, jak w ciągu dnia. Omiotła wzrokiem parkiet, a także główne wejście, lecz nigdzie nie dostrzegła Wiktora. Ruszyła wzdłuż ściany, chcąc wydostać się z sali i przejść do recepcji hotelowej. W pewnej chwili zauważyła sporą grupę mężczyzn znajdujących przy jednym stole. Oczywiście wszystkich ich znała, łącznie z jej nowym chłopakiem, który siedział sobie z nimi niczym gość przyjęcia.
Od razu też podeszła do niego, prosząc na słówko. Jak zawsze rozpromienił się na jej widok i od razu wstał z miejsca, przepraszając na moment resztę.
- Jaki moment? - spytała od razu Patrycja, gdy znaleźli się parę kroków dalej. - Jesteśmy już po pracy i możemy wracać do domu. Co u licha robisz razem z nimi?
CZYTASZ
Opowiadanie szóste - kończące (LLI 1.6)
RomanceNie jest łatwo zapomnieć o krzywdach, które spotkały nas w życiu. Nie da się ich wymazać z pamięci. Ciężko odnaleźć w nich głębszy sens. Nie jest rzeczą łatwą, ruszyć do przodu, gdy przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. A i właściwy kierunek wydaje...