W połowie drogi do Krakowa telefon Marka przerwał ciekawą dyskusję prowadzoną z Piotrem na temat sportu.
-Przepraszam, ale muszę odebrać. - powiedział. Piotr uniósł dłoń w geście zrozumienia.
-Słucham?
-Marek! Judyta jest w szpitalu! Jest w bardzo ciężkim stanie razem z Haną!
-Chwileczkę Pani Doroto! Jak to w szpitalu ? Co się stało ?! Jestem w drodze do Krakowa!- Marek zatrzymał się na pobliskiej stacji benzynowej.
-One ... one.. - mama Judyty nie mogła się wysłowić przez szloch. - one zostały postrzelone.
-Kurwa... ja już tam jadę... a w którym... - Markowi zebrały się łzy w oczach a krew w żyłach zaczęła pulsować. - w którym szpitalu są?! Ja tam jadę..
-Na Prądnickiej.. my z Tadeuszem tam jedziemy już.. będziemy za jakieś dwie godziny.. będziemy w kontakcie.. - Pani Dorota rozłączyła się. Marek szybko wsiadł do samochodu.
-Co się stało?! - zapytał Piotr.
-Dziewczyny.. są w stanie bardzo ciężkim.. zostały postrzelone.. jedziemy.
-Ale jak to ? To jakaś pomyłka! Marek! - Piotr nie wiedząc co robić zapalił papierosa.
-Jeszcze pół godziny i będziemy na miejscu.. wszystkiego się dowiemy..
-To nie mogą być one... - Piotr roztrzęsiony wybrał numer Hany. Niestety był nieosiągalny.-Judyta Stein i Hanna Markiewicz. Co z nimi ? - Marek wpadł do szpitala razem z Piotrem.
-Chwileczkę proszę Pana. O kogo chodzi? Co się stało ? -zapytała pielęgniarka widząc dwóch zdenerwowanych mężczyzn.
-Dwie kobiety zostały tutaj przywiezione. Prawdopodobnie zostały postrzelone. - Marek wykrzyczał. Pielęgniarka spojrzała w monitor komputera i odpowiedziała:
-Judyta Stein i Hanna Markiewicz. Tak to one. A kim Panowie dla nich są?
-Narzeczonymi! Co z nimi?!
-Panie są operowane. Obie straciły dużo krwi. Stan bardzo ciężki. Tylko tyle wiem. Proszę poczekać przed salą operacyjną, lekarz po operacji wszystko Panom powie. - Marek nie wierzył w to co słyszy. Chciał wierzyć, że to cholerna pomyłka.
Razem z Piotrem poszli pod blok operacyjny i zdenerwowani czekali na koniec operacji.
-Marek! Co dziewczynami?- Mama Judyty wpadła zapłakana.
-Są operowane. Musimy czekać..Dwie godziny później dwóch lekarzy wyszło z sali.
-Panie doktorze co z Judytą i Hanią ? - Pani Dorota zapytała przez łzy.
-Państwo rozumiem to rodzina ? - jeden lekarzy popatrzył na mężczyzn.
-Tak- wszyscy zgodnie odpowiedzieli.
- Pani Hanna straciła dużo krwi, jej stan jest ciężki, ale wyjdzie z tego. Została postrzelona w prawe ramię, musieliśmy operować. Czeka ją długą rehabilitacja, mamy nadzieję, że będzie miała czucie w ręce.
-A Judyta? - Marek nie mógł już dłużej czekać.
-Pani Judyta jest w ciężkim stanie. Nadchodząca doba jest decydująca. Straciła dużo krwi, musieliśmy przeprowadzić operację. Pocisk zatrzymał się na dolnym kręgu Th10. Wykonaliśmy splenektomię. Pacjentkę czeka badanie neurologiczne jak tylko ustabilizują jej się funkcje życiowe.
-Pani doktorze czy ona będzie żyła?
-Proszę Państwa decydująca będzie ta doba. Pacjentka jest w bardzo ciężkim stanie, jeżeli przeżyje tą noc to jest duża nadzieja, że wróci do życia w pełni sił. Obrażenia są bardzo poważne. Proszę być dobrej myśli.
-Możemy je zobaczyć? - zapytał Tadeusz.
-Tylko na chwilę i przez szybę. Na więcej nie mogę pozwolić. - lekarz zostawił ich na korytarzu.
Pielęgniarka zaprowadziła ich na oddział intensywnej terapii. Widok, który zastali był przerażający. Judyta leżała pod maszyną podtrzymującą życie. Marek zobaczywszy ten widok rozpłakał się. Nie mogło do niego dotrzeć to co się stało, nie mógł poradzić sobie z myślą, że być może już nigdy więcej nie przytuli Judyty. Hania leżała pod kroplówką, wyglądała o wiele lepiej niż Judyta.
-Proszę Państwa na dziś wystarczy. Proszę jechać do hotelu i przyjechać jutro. Jutro obie Panie będą powoli wybudzane. - powiedziała pielęgniarka. Wszyscy zgodnie wyszli.Kiedy lekarz przekazał rodzinie Judyty i Markowi informacje o stanie zdrowia dziewczyn i po zobaczeniu ich na OIOM-ie, podszedł do nich policjant.
-Witam. Starszy aspirant policji Arkadiusz Tokarczyk. Czy Państwo są rodziną Judyty Stein i Hanny Markiewicz? - zapytał policjant.
-My jesteśmy rodzicami Judyty. Rodzice Hanny są w drodze, ale jest jej narzeczony. - mówiła przez łzy Pani Dorota.
-Czy Państwo wiedzą co się stało ?
-Nie, wiemy tylko tyle, że zostały postrzelone.. - Marek nie mógł dojść do siebie po tym co usłyszał od lekarza.
-Jeżeli tylko Panie będą w stanie z nami porozmawiać musimy je przesłuchać. Proszę Państwa sprawcy zostali zatrzymani. Ustalamy ich tożsamość.
-Proszę Pana czy możemy jutro przyjechać na komendę ? My dzisiaj nie jesteśmy w stanie cokolwiek przyjąć do wiadomości.. - zapytał załamany Piotr.
-Jasne. Proszę być dobrej myśli. Wszystko będzie dobrze. - policjant zostawił ich w korytarzu.
-Słuchajcie zatrzymany się w hotelu niedaleko szpitala. Jak słyszeliście nie możemy tutaj dłużej być. Nic nam to nie da. Nie pomożemy im. - Marek popatrzył na rodziców Judyty.
-I tak nie będziemy spać.. ale masz rację. Jedźmy. - Pan Tadeusz objął żonę i udali się w stronę wyjścia.W pokoju hotelowym Marek leżał na łóżku i nie mógł pojąć dlaczego takie nieszczęście spotkało Judytę. Bardzo ją kochał i bał się, że straci ją bezpowrotnie. Piotr właśnie wyszedł z łazienki.
-Nie mogę zrozumieć dlaczego tak się stało. Dlaczego nie pojechaliśmy z nimi wcześniej ?
-Marek tak musiało być. Teraz czasu nie odwrócisz. Musimy być dobrej myśli. Ja też nie mogę sobie z tym poradzić. A ten wyjazd miał zmienić wszystko, ale nie w taki sposób.. chciałem się oświadczyć Hanii w górach. - Piotr siadł na swoim łóżku i schował twarz w dłoniach.
-Będzie i na to czas. Hania wyjdzie z tego. Kto mógł to zrobić ? - Marek siadł gwałtownie. -Piotrek ja pojadę na policję. Muszę wiedzieć kto to zrobił. Ty zostań.
-Pojadę z Tobą.
-Zostań. Odpocznij. Źle wyglądasz. - Marek zaczął się ubierać.Kiedy zatrzymał się przed komisariatem czuł ucisk w brzuchu. Bał się tego co usłyszy. Wiedział, że to nie mógł być przypadek. Ktoś musiał śledzić dziewczyny.
-Witam. Przychodzę w sprawie postrzelenia Judyty Stein i Hanny Markiewicz. - zatrzymał się przy okienku.
-Dzień dobry. Proszę przejść do pokoju numer 231. Tam uzyska Pan wszystkie informacje. - odpowiedział dyżurujący policjant.
Marek wszedł po schodach i udał się do pokoju.Stał przed komisariatem i nie wiedział co myśleć. To znowu ona. Chciała zniszczyć mu życie. Znowu uciekła. Teraz miał pewność, że dosięgnie ją taka sprawiedliwość na jaką zasługuje. Był pewny, że więcej nie będzie próbowała zakłócać jego życia. Mylił się.
Wrócił do hotelu zdenerwowany, a zarazem załamany. Wiedział, że po części to jego wina. Gdyby nie Margaret wszystko mogło potoczyć się inaczej.
-Wiesz już coś? - zapytał Piotr.
-Nikt mi tego nie wybaczy. - Marek stanął przy oknie. Beznamiętnie na przechodzących ludzi.
-Kto to był ?
-Margaret. - nastąpiła długa cisza. Marek spojrzał na Piotra. Miał wrażenie, że za chwilę wybuchnie.
-To moja wina. To moje dawne życie spowodowało, że dziewczyny teraz walczą o życie. Nie powinno tak być.
-Marek czekaj ! Nie możesz tak myśleć. Stało się i nic na to nie poradzisz. Skąd mogłeś wiedzieć, że ona znowu ucieknie ?- Piotr zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
-Nie wiedziałem. Gdybym widział nie pozwoliłbym na to.
-Człowieku, miałeś pilnować czy siedzi w pierdlu czy nie ? Marek ogarnij się. To nie Twoja wina.
-Idę do rodziców Judyty. Muszą wiedzieć. - Marek wyszedł z pokoju.
Stał pod pokojem numer 130. Zapukał.
-Nie przeszkadzam? - zapytał nerwowo.
-Wejdź. - wpuścił go do pokoju tata Judyty.
-Chce żeby Państwo wiedzieli, że to co teraz powiem wpłynie na wszystko to nad czym pracowałem długo. Byłem na komisariacie.
-O czym Ty mówisz? Kto postrzelił dziewczyny ? - Dorota nie mogła dłużej czekać.
-Margaret.
Cisza była wymowna.
-Gdybym wiedział.. nie dopuścił bym do tego.. to moja wina. Przepraszam.- Marek wyszedł. Wiedział, że stracił wszystko.Wpadł do pokoju i zabrał swoje rzeczy.
-Co Ty robisz ? - zapytał Piotr.
-Piotrek. Tak nie może być. To nie Judyta powinna teraz tam leżeć.
-Co Ty wygadujesz?! - Piotrek wstał.
-Prawdę! To ja powinienem tam leżeć i walczyć o życie. To moje dawne życie to wszystko zepsuło. Nie szukaj mnie. - Marek wyszedł z pokoju i wsiadł do windy. Nie mógł dłużej pozwolić na to by jego ukochana cierpiała za jego błędy.-Gdzie Marek ? - zapytali rodzice Judyty.
-Wyszedł. Zabrał rzeczy i powiedział, że to nie Judyta powinna tam leżeć tylko on. On chyba chce sobie coś zrobić. - Piotrek ubierał się szybko.
-Jezu! My przyszliśmy powiedzieć mu, że nie jesteśmy na niego źli. Przecież nie mógł przewidzieć, że tak się stanie. Stało się, ale nie z jego winy! Żeby tylko sobie nic nie zrobił... - mama Judyty zaczęła rzewnie płakać. Wszyscy wyszli w poszukiwaniu Marka.Stał na moście i patrzył się w wodę. To było jedyne wyjście z tej sytuacji. Jeżeli ktoś miał zginąć to tylko on. Wiedział to doskonale...
CZYTASZ
Niebezpieczne pożądanie
RomantizmOna recepcjonistka po przejściach szukająca szczęścia. On przystojny szef hotelu pragnący uczuć. Połączy ich seks czy coś więcej ?