Lukas usiadł przy biurku. Powinien odrobić teraz lekcje, by nie mieć nic na święta, jednak jego głowa była pełna innych rzeczy niż szkołą. Co się stało z Matthiasem? Gdzie on teraz jest? Czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczy? Nie mógł dłużej wytrzymać, więc wybiegł z domu tylko w cienkiej kurtce. Obiecał sobie, że nie wróci do domu, do póki go nie odnajdzie. To nie może być koniec. Nie może!
Myśl o jego przyjacielu sprawiała, że szedł coraz szybciej. Już nie ukrywał przed sobą tego, że też coś do niego czuje. Po prostu chciał go odnaleźć i przeprosić. Chce po prostu znów mieć go blisko siebie. Tak jak wcześniej, zanim popełnił ten błąd. Teraz jedyne czego on chce, to by niebieskooki go przytulił i może nawet pocałował w czoło
Szedł już z godzinę. Śnieg sypał na niego, przez co był cały mokry i przemarznięty. Rozejrzał się. Był w miejscu, w którym pierwszy raz go zobaczył. Westchnął. Chwilę pokręcił się po centrum i wyszedł. Szedł dalej. Musi go znaleźć. Był bardzo zdeterminowany, by to zrobić. Było już całkiem ciemno i zimno. Jednak dalej szedł.
Po paru godzinach zatrzymał się. Czy to on? Tak! Wreszcie! Już chciał do niego podejść, jednak coś go zatrzymało. Jego przyjaciel stał przed sklepem i patrzył w szybę grzebiąc w kieszeni. Po chwili jednak wyciągnął z niej tylko kartkę. Westchnął i ruszył dalej. Lukas, by nie stracić go z oczu, ruszył za nim.
Po pewnym czasie Matthias wszedł w jakąś ślepą uliczkę. Niższy powoli podszedł do tamtego miejsca. Zobaczył go siedzącego na ziemi i skulonego. Szeptał coś do siebie i wyglądał na smutnego. Fioletowooki podszedł jeszcze trochę bliżej. By pozostać niezauważonym oparł o wielki śmietnik, który tam stał.
- Jak mogłem upaść tak nisko? Nie umiem nawet zatrzymać przy sobie ukochanej osoby. – westchnął blondyn. Ten podszedł jeszcze bliżej, w wyniku czego wywalił się. – Co ty tu robisz? Powinieneś być w domu. – spojrzał na niego.
- Ty też. – wstał z ziemi.
- To jest mój dom. – niższy zamilkł. Co? Jak to jego dom? – Albo inaczej to powiem. Nie mam domu. – spojrzał w swoje kolana. Lukas patrzył na niego zaskoczony. Matt mówił, że nie ma wiele pieniędzy, ale nic nie mówił, że nie mam domu.
- N-naprawdę?
- Siadaj. – pokazał na kawałek miejsca obok siebie. Drugi posłusznie usiadł i skulił się. Teraz kiedy znalazł go, zdał sobie sprawę, że jest cały mokry i mu zimno. Chciał złapać choć trochę ciepła. Poczuł, jak ktoś kładzie na jego ramionach płaszcz. Odwrócił głowę w stronę swojego towarzysza. Ten uśmiechną się. Był teraz w samej cienkiej koszulce. Bondevik już nic nie rozumiał. Jak to możliwe, że on już nic nie ma i nadal mu daje. Czemu mu daje? Przecież go odrzucił.
- Nie będzie ci zimno?
- Nie. Jeśli tobie nie jest zimno, nawet o tym nie myślę. – uśmiechnął się. Lu wtulił się w materiał.
- Dlaczego nie masz domu? – patrzył w ziemię. Teraz trochę bał się na niego spojrzeć.
- Szczerze, jeśli dom jest tam, gdy wszyscy wokół cię kochają i o ciebie dbają, to nigdy nie miałem domu.
- J-jak to?
- Rodzice pijacy. Nigdy nie liczyło się dla nich nic prócz alkoholu. Nie chcieli mieć dzieci. Byłem tylko głupią wpadką. Nigdy nie kochali mnie jak syna. Byłem tylko zabawką do wykorzystywania i znęcania się. – mimo uśmiechu, który próbował utrzymać na swojej twarzy, w oczach miał łzy. – Nigdy nikt mnie nie kochał. Nigdy nie dostałem miłości. Nigdy sam nikogo nie pokochałem, mimo prób. Jednak kiedy spotkałem ciebie... – westchnął – Nie ważne.
CZYTASZ
,,Wesołych świąt. Żegnaj." ~DenNor ||✏ W trakcie poprawki||
Fanfiction- Cz-czekaj! Gdzie teraz idziesz? - chłopak spojrzał na swojego przyjaciela, który oddał się coraz bardziej i znikał w białym puchu śniegu. Wtulił się w materiał czarnego płaszcza przyjaciela, który dostał od niego wcześniej. Czy on może teraz odejś...