Rozdział 8 - To nie może być koniec

802 82 24
                                    

Lukas usiadł przy biurku. Powinien odrobić teraz lekcje, by nie mieć nic na święta, jednak jego głowa była pełna innych rzeczy niż szkołą. Co się stało z Matthiasem? Gdzie on teraz jest? Czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczy? Nie mógł dłużej wytrzymać, więc wybiegł z domu tylko w cienkiej kurtce. Obiecał sobie, że nie wróci do domu, do póki go nie odnajdzie. To nie może być koniec. Nie może!

Myśl o jego przyjacielu sprawiała, że szedł coraz szybciej. Już nie ukrywał przed sobą tego, że też coś do niego czuje. Po prostu chciał go odnaleźć i przeprosić. Chce po prostu znów mieć go blisko siebie. Tak jak wcześniej, zanim popełnił ten błąd. Teraz jedyne czego on chce, to by niebieskooki go przytulił i może nawet pocałował w czoło

Szedł już z godzinę. Śnieg sypał na niego, przez co był cały mokry i przemarznięty. Rozejrzał się. Był w miejscu, w którym pierwszy raz go zobaczył. Westchnął. Chwilę pokręcił się po centrum i wyszedł. Szedł dalej. Musi go znaleźć. Był bardzo zdeterminowany, by to zrobić. Było już całkiem ciemno i zimno. Jednak dalej szedł.

Po paru godzinach zatrzymał się. Czy to on? Tak! Wreszcie! Już chciał do niego podejść, jednak coś go zatrzymało. Jego przyjaciel stał przed sklepem i patrzył w szybę grzebiąc w kieszeni. Po chwili jednak wyciągnął z niej tylko kartkę. Westchnął i ruszył dalej. Lukas, by nie stracić go z oczu, ruszył za nim.

Po pewnym czasie Matthias wszedł w jakąś ślepą uliczkę. Niższy powoli podszedł do tamtego miejsca. Zobaczył go siedzącego na ziemi i skulonego. Szeptał coś do siebie i wyglądał na smutnego. Fioletowooki podszedł jeszcze trochę bliżej. By pozostać niezauważonym oparł o wielki śmietnik, który tam stał.

- Jak mogłem upaść tak nisko? Nie umiem nawet zatrzymać przy sobie ukochanej osoby. – westchnął blondyn. Ten podszedł jeszcze bliżej, w wyniku czego wywalił się. – Co ty tu robisz? Powinieneś być w domu. – spojrzał na niego.

- Ty też. – wstał z ziemi.

- To jest mój dom. – niższy zamilkł. Co? Jak to jego dom? – Albo inaczej to powiem. Nie mam domu. – spojrzał w swoje kolana. Lukas patrzył na niego zaskoczony. Matt mówił, że nie ma wiele pieniędzy, ale nic nie mówił, że nie mam domu.

- N-naprawdę?

- Siadaj. – pokazał na kawałek miejsca obok siebie. Drugi posłusznie usiadł i skulił się. Teraz kiedy znalazł go, zdał sobie sprawę, że jest cały mokry i mu zimno. Chciał złapać choć trochę ciepła. Poczuł, jak ktoś kładzie na jego ramionach płaszcz. Odwrócił głowę w stronę swojego towarzysza. Ten uśmiechną się. Był teraz w samej cienkiej koszulce. Bondevik już nic nie rozumiał. Jak to możliwe, że on już nic nie ma i nadal mu daje. Czemu mu daje? Przecież go odrzucił.

- Nie będzie ci zimno?

- Nie. Jeśli tobie nie jest zimno, nawet o tym nie myślę. – uśmiechnął się. Lu wtulił się w materiał.

- Dlaczego nie masz domu? – patrzył w ziemię. Teraz trochę bał się na niego spojrzeć.

- Szczerze, jeśli dom jest tam, gdy wszyscy wokół cię kochają i o ciebie dbają, to nigdy nie miałem domu.

- J-jak to?

- Rodzice pijacy. Nigdy nie liczyło się dla nich nic prócz alkoholu. Nie chcieli mieć dzieci. Byłem tylko głupią wpadką. Nigdy nie kochali mnie jak syna. Byłem tylko zabawką do wykorzystywania i znęcania się. – mimo uśmiechu, który próbował utrzymać na swojej twarzy, w oczach miał łzy. – Nigdy nikt mnie nie kochał. Nigdy nie dostałem miłości. Nigdy sam nikogo nie pokochałem, mimo prób. Jednak kiedy spotkałem ciebie... – westchnął – Nie ważne.

,,Wesołych świąt. Żegnaj." ~DenNor ||✏ W trakcie poprawki||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz