Odcinek 59

900 122 14
                                    


Aomine leżał na łóżku w swoim pokoju, gapiąc się bezmyślnie w sufit i równie bezmyślnie podrzucając w dłoniach piłkę do kosza. Raz po raz kładł ją sobie na palcu i zakręcał nią, innym razem na knykciu, bądź nadgarstku. Obserwował ją, kiedy wirowała wokół własnej osi, i poruszał ręką w prawo, w lewo, w górę i w dół, nieplanowanym torem, przypominając sobie, jak jego rodzice – nie ci biologiczni, ponieważ tych nigdy nie poznał – robili coś podobnego z pałeczkami, kiedy jako mały chłopiec Daiki odmawiał jedzenia. Udawali wtedy, że ku jego ustom nadlatuje samolot, a Aomine, wówczas mały buntownik o buńczucznie nadętych policzkach, poddawał się im niechętnie.

Uśmiechnął się na to wspomnienie. Niewiele pamiętał z okresu, kiedy przebywał w Domu Dziecka, ale wiedział, że trafił tam jeszcze jako niemowlę. Przez to miał nieco trudny charakter, ale rodzice Ryouty oraz Tetsuyi i tak uparli się, by to właśnie jego adoptować. Wówczas nie rozumiał, dlaczego to zrobili. Nie ufał im, nie wierzył, że chcą jego dobra i szczęścia.

A później przekonał się, że byli najcenniejszym darem w jego życiu.

Jego komórka rozdzwoniła się nagle, wyrywając go z zamyślenia. Był za to wdzięczny, ponieważ jego myśli lada chwila mogły przejść na niewłaściwy tor, czego zdecydowanie wolał uniknąć. Odłożył piłkę na łóżko, po czym sięgnął po telefon i odebrał.

– No, co tam?- rzucił.

– Cześć, Aho – w słuchawce rozległ się głos Kagamiego.- Słuchaj, dzisiaj jednak nie dam rady się urwać. Okazało się, że na dzisiaj przełożyli szkolenie i będę musiał zostać do trzeciej.

– Hmm.- Aomine pokiwał lekko głową, bawiąc się kosmykiem swoich włosów. Ostatnio zrobiły się trochę za długie, chyba powinien pójść do fryzjera.- Gówno prawda. Po prostu zapomniałeś, że miało być dzisiaj.

W słuchawce panowała chwila milczenia, a Daiki był tak pewien, że Taiga właśnie się zarumienił, że dałby sobie za to choćby i prawą rękę uciąć – a trzeba podkreślić, że jego ręka była dla niego dość cenna, ponieważ bardzo często jej używał.

– Ahh, dobra, masz rację, zapomniałem, że mam dzisiaj szkolenie i muszę zostać dłużej w robocie – westchnął ciężko Kagami.- Znowu zawaliłem, znowu mam ci postawić burgery, wiem.

– Niee – mruknął spokojnie Aomine.- Coś innego.

– Coś innego?- zdziwił się Taiga.

Daiki zarumienił się lekko, zdając sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało. Odwrócił się na bok, twarzą w kierunku drzwi wychodzących na korytarz.

– Jeśli za każdym razem będziesz mi stawiał burgery teriyaki, szybko mi zbrzydną.

– Że niby tak często nawalam, ta?- burknął Kagami.- Dobra, w takim razie piwo. Piwo nigdy ci nie brzydnie.

– Po prostu wymyślę dla ciebie karę – stwierdził Daiki.- Nie wiem jeszcze jaką, ale postaram się, żeby spadła na ciebie jak grom z jasnego nieba.

– Jeśli ma pochodzić od ciebie, to raczej z ciemnego – odgryzł się Kagami.

– Nie pogarszaj swojej sytuacji, tygrysku...

– Znowu zaczynasz, KOTKU?- przedrzeźniał go, jak zawsze używając zwrotu, którym odniósł się do Aomine niejaki Tomoya Inoue, zawodnik tokijskiej drużyny koszykówki o nazwie PowerTokio.

– Uuu, Kagami rozmawia ze swoją dziewczyną!- dało się słyszeć czyjś odległy głos w słuchawce.

– C...?! Przymknij się, to nie jest moja dziewczyna!

Moda na Uke ||Kuroko no Basket/Multi Pairing||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz