Ok. Eeeeh. To ten to moje pierwsze opowiadanie i jeszcze sam nie ogarniam co się tam będzie działo ale ok XD.
Postaram się wrzucać jakąś muzykę pasującą do rozdziału albo po prostu co mi się będzie w danym czasie podobać.
Nie przewiduję w tym scen +18 bo mi do klimatu nie pasują, ale jak wyjdzie to idk.
Zapraszam.
~
Znowu leżał na śniegu w centrum Nowego Jorku. Pijany. I to strasznie. Nie miał siły się podnieść. Alkohol i narkotyki w jego anorektycznie chudym ciele nie pozwalały mu na to. Po około pół godziny nad jego ciałem stanął mężczyzna. Jedyna osoba, którą jeszcze obchodził. Jego najlepszy przyjaciel od gimnazjum. Przykucnął przy Slavie i westchnął ciężko.
- Ile razy ja cię jeszcze będę zbierać co? - spytał spokojnie.
Tyler nigdy nie był na niego zły. Po prostu mu pomagał i nie komentował tego co robi.
- Jeszcze nie wiem... ale raczej dużo. - powiedział wystawiając ręce do mężczyzny. - Zaniesiesz mnie?
Tyler westchnął i wziął na ręce ważące mniej więcej tyle co grubszy kot ciało Slavy.
Dobrze pamiętał jak to wszystko się zaczęło. Niewinne „imprezy" w liceum z alkoholem przemyconym od rodziców i dziesięcioma fajkami na piętnaście osób, a parę lat potem chodzenie po klubach dokładnie co noc. Więcej alkoholu, papierosów, ciężkich narkotyków i seksu doprowadziło młodego Rosjanina do bycia wrakiem. Tylko jeden przyjaciel był z nim przez ten cały czas. To on zbierał go z różnych miejsc w mieście i dawał mu u siebie nocować. Tyler czuł się przez to ważny, ale nie mógł dłużej patrzeć jak bardzo jego przyjaciel się wyniszcza. Slava nie chciał go słuchać. Wymykał się z mieszkania i szedł na imprezę.
Mężczyzna położył Rosjanina na łóżku i nakrył go delikatnie. Usiadł przy nim i czekał aż zaśnie. Dobrze wiedział, że nie może go zostawić. Po paru minutach Slava zaczął płakać. Nawet płakał coraz słabiej, chociaż było mu coraz gorzej.
Jego rodzice wysyłali mu pieniądze myśląc, że za oceanem robi coś ambitnego, a tak naprawdę przepijał wszystko. Przestał imprezować na parę miesięcy, bo znalazł sobie kogoś. Myślał, że jego chłopak go kocha, ale bardzo się mylił. Zdradzał go prawie cały czas. Po tym Slava załamał się jeszcze bardziej.
Tyler przytulił go próbując go uspokoić i przy okazji nie zgnieść go. Chłopak wtulił się w przyjaciela płacząc głośniej. Przerażające było to, że ani alkohol, ani narkotyki mu nie pomagały. Nawet najebany i naćpany nie mógł pozbyć się bólu. Dopiero po godzinie Slava uspokoił się i zasnął. Jego przyjaciel też poszedł spać z myślą, że jutro będzie to samo... znowu będzie go zbierał ze śniegu i próbował uspokoić.
- Wstawaj. - Tyler potrząsnął nim lekko. - Zrobiłem ci bombę.
- O, daj. - wziął wysoką szklankę z pięcioma różnymi tabletkami musującymi rozpuszczonymi w jednym i wypił wszystko duszkiem. - Dzięki...
- Na stole masz śniadanie i leki przeciwbólowe. Nie wychodź dopóki nie wrócę. - powiedział Tyler.
- Myślisz, że tego nie zwrócę?
- Chociaż spróbuj tego nie robić. - powiedział, po czym wyszedł do pracy.
Slava chwiejnym krokiem skierował się do kuchni i zjadł jedną z trzech przygotowanych kanapek. Wyjął telefon dziwiąc się, że jeszcze jest w jednym kawałku i przejrzał wiadomości od ludzi, których nawet nie znał. Nie odpowiedział na żadną, w końcu jedynym znajomym numerem był ten jego przyjaciela. Wziął leki i poszedł pod prysznic, po którym od razu powstrzymując odruch wymiotny położył się z powrotem do łóżka.
Po paru godzinach wrócił Tyler. Znalazł przyjaciela oglądającego coś w telewizji. Wyglądał na obolałego. Pewnie znowu się z kimś bił.
- Jak się czujesz? - spytał, stawiając gotowe jedzenie z jakiejś tajskiej restauracji na ławie przed kanapą.
- Może być, ale wszystko mnie boli. - Chłopak przeczesał włosy dłonią.
Slava był czystym Rosjaninem, co dało się zauważyć. Miał bardzo jasne blond włosy, ostre rysy twarzy, duże niebieskie oczy, białą cerę i do tego miał dość wysoki wzrost. Był przystojny i każdy tak twierdził. Nie ważne, czy był to hetero samiec alfa, czy agresywna lesbijka. Nawet z głęboką anoreksją był wręcz piękny. Nie chciał się podobać, ale mu nie wychodziło. Nieraz Tyler znajdował go zgwałconego przez jakiegoś typa, ale Rosjanin nic nie pamiętał na następny dzień.
- Chcesz jeść? - spytał mężczyzna, siadając koło Slavy.
- I tak moja odpowiedź niczego nie zmieni. Zjem tak czy siak, prawda?
- Dokładnie, a jak nie będziesz chciał to osobiście cię nakarmię.
I tak to się skończyło. Slava siedział bokiem do telewizora karmiony kurczakiem z ryżem przez swojego przyjaciela. Lubił, kiedy Tyler się nim tak zajmował. Czuł się kochany. Nie odczuwał do niego nic więcej niż przyjacielskiej miłości oczywiście, ale jego psychika potrzebowała kogoś takiego. Chociaż twierdził, że nie potrzebuje nikogo, to podświadomość nigdy nie pozwoliłaby mu zostawić Tylera. Przecież to on był osobą, dzięki której Slava w ogóle jeszcze żył.
Tej nocy Rosjanin nigdzie nie wyszedł. Nie pozwolono mu, przez co był wściekły. Niezbyt długo oczywiście. Wystarczyło, że jego przyjaciel przytrzymał go mocniej i poczekał aż przestanie się rzucać, a zaniechał tego dość szybko. Nie miał sił żeby przejść całe mieszkanie za jednym razem, a co dopiero żeby się komuś wyrwać. Tyler szczerze się zastanawiał jak on może chodzić tyle po klubach. No tak. Narkotyki. Slava, kiedy imprezował, ćpał i to dodawało mu siły.
Blondyn został położony przez swojego przyjaciela do łóżka i zatrzymany w domu siłą.
Zawsze podziwiał jego zapał. W ogóle go podziwiał. Tyler przynosił dumę swoim rodzicom, studiował, pracował i jeszcze znajdował czas żeby mu pomagać. Pomijając fakt, że podobał się Slavie również fizycznie. Był wyższym od niego szatynem o ciemnych oczach. Według niego był przystojny i tyle. Szczególnie, że gdy tylko spojrzał w lustro, widział ledwo stojącego na nogach chłopaka z worami pod oczami i bladą jak ściana skórą.~ korekta: Disturbed_Warrior (w razie czego sorry, nie umiem w przecinki xD)
CZYTASZ
Odwyk || yaoi
Teen FictionSlava przeprowadził się z Rosji już w gimnazjum, więc zaciągając rosyjskim akcentem w Ameryce poznał Tylera. Lecz zamiast żyć normalniej niż w swoim rodzinnym kraju popadł w nałogi, a jego przyjaciel był jedyną osobą, która się nim jakkolwiek przeję...