4. Każdy pies, ma w sobie cząstkę wilka

53 6 6
                                    

Czas na przesunięcie tej historii o miesiąc...

Dni mijały, jeden za drugim..

Znacie to uczucie gdy wszystko dzieje się tak szybko? obrazy i wspomnienia mkną z prędkością światła gdzieś w daleką przestrzeń.. a potem nagle PUF! ogrania cię uczucie bezwładności, upadasz na pysk i czas gwałtownie zwalnia, zostaje uśpiony, wlecze się jak ślimak? Och.. jak tak, to dobrze wiecie jak się czuję.. Jeden tydzień, drugi, trzeci...


Patrzyłem na nią nic nie rozumiejąc.. Siedziała ze mną pod budą, głaskając czule po łbie.. Patrzyła mi głęboko w oczy.. A ja w jej.. Lecz to co w nich widziałem bardzo mnie dziwiło, kłębił się tam smutek, rozczarowanie, żal, tęsknota... Wtuliłem pysk w jej koszulkę i wciągnąłem cukierkową woń, którą Julia zawsze pachniała... Obawiałem się, choć sam nie wiem czego. Jej emocje były również moimi. Przez ostatnie kilka tygodni zdążyłem zrozumieć.. że trafiłem na tego jedynego człowieka, który będzie mnie kochał, karmił i wyprowadzał na spacery.. Tego, dla którego jestem w stanie zrobić wszystko... Wspomnienia z ostatnich tygodni wywoływały u mnie radość, jakiej nigdy nie czułem. Pragnąłem wrócić, do tamtych dni i przeżyć je jeszcze raz, ponieważ wiedziałem że teraz jest coś nie tak. Nie miałem pojęcia co się dzieje, o co chodzi, ani co będzie... Ale miałem pewność że i tak będę przy niej, bo to ona jest moim człowiekiem, a ja jestem jej psem..

Podsunęła mi smakołyk pod nos. Nie zwróciwszy na to większej uwagi, odwróciłem pysk.. Nie mogłem jeść ze świadomością że coś jest nie w porządku.. Odstawiła go do miski i zaczęła drapać mnie po szyi. Nagle usłyszałem szuranie kamieni, spojrzałem w stronę parkingu i ujrzałem biały samochód.. Nie wzbudziło to mojego zainteresowania, w przeciwieństwie do Juli.. Mięśnie na całym jej ciele spięły się, serce zaczęło bić szybciej, a po czole spływały niezauważalne kropelki potu.. Ścisnęła mnie mocniej za kark, tyrpnąłem ją pyskiem i polizałem po dłoni.. Z budynku wyszedł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Julia przytuliła mnie, pocałowała w czoło i wyszła z kojca. Wstałem prędko, nie wiedząc co się dzieje, leżący nieopodal Jasper podniósł łeb z zaciekawieniem.. Zaskomliłem cicho zdenerwowany.. Domyśliłem się że mężczyzna to jej ojciec.. Podeszła do niego i zaczeła rozmawiać z determinacją.. Widziałem jaka jest spięta, słyszałem również w jej głosie żal i smutek.. Mężczyzna był nieugięty i stanowczy patrząc na jego mimikę ciała.. Powiedział coś spokojnym i poważnym tonem, chwycił Julię za ramię i zaprowadził w stronę wyjścia.. Przeniosłem wzork na samochód i tam ostatni raz ją zobaczyłem.. Załamaną, ze łzami w oczach i patrzącą na mnie ze smutkiem...

* * *

Trzy pierwsze dni były najgorsze... Siedziałem cały czas w jednej pozycji w kącie klatki i patrzyłem się w przestrzeń.. Ilekroć przeszdł koło mnie choćby Jasper czy wolontariusz, warczałem, nie pozwalałem nikomu się do mnie zbliżyć.. Nic nie jadłem, nie piłem, praktycznie się nie ruszałem.. Nie miałem tutaj już żadnego celu, tkwiłem tu cały czas, w jednym miejscu, niczym posąg...

Nocami przypatrywałem się gwiazdom i wyłem z tęsknoty do księżyca. Dniami patrzyłem się w jeden punkt i nie spuszczałem go z oczu... W głowie miałem pustkę, myśli o Juli za bardzo bolały, a wtedy mogłem tylko o tym myśleć...

W piąty dzień wszyscy zaczęli się już martwić. Pan Ryszard zadzwonił do naszego weterynarza, aby mnie przebadał... Uwielbiałem pana doktora, ale w tym stanie nie miałem ochoty widzieć go na oczy... Więc gdy przyjechał, wysiadł ze swojego auta, przeszedł przez biuro i ze swoją torbą wszedł do klatki od razu odsłoniłem kły, ostrzegająco warcząc.. Mówił coś spokojnie i trzymał przed sobą kawałek wędliny na zachętę.. Jednak ja nie zamierzałem się skusić.. Podszedł do mnie i chycił za kark mimo moich ostrzeżeń.. Nie zgadzając się z tym, odchyliłem łeb i wbiłem zęby w jego rękę. Mężczyzna krzyknął na mnie i od razu odsunął kończynę. Wstałem z miejsca i najeżyłem kark, dalej warcząc. Weterynarz odszedł ze zdziwieniem, rozczarowaniem i bólem na twarzy. A ja z rozmowy w biurze usłyszałem tylko słowa AGRESYWNY i UŚPIĆ.

* * *

Moim jedynym planem było bronić się, do końca... Nie pozwolę się tak traktować.. Jeszcze mam tyle lat przed sobą.. Jeszcze mogę wszystko naprawić. Moja nadzieja wróciła gwałtownie, z zaskoczeniem, podstępem i dziesięć razy silniejsza. Wzmocniła mnie na duchu jak i cieleśnie. Czułem że nic mnie nie zatrzyma. I gdy wreszcie uświadomiłem sobie, że stać mnie na więcej niż dotychczas. Poczułem jak wszystkie moje zmysły wyostrzają się, słyszałem każdy szmer. Jak pracownicy podpisywali papiery w biurze, jak ptaki fruwały między drzewami, rozpoznawałem każdy zapach, obiad gotowany w domku za lasem, świeżo ścięte drzewo w tartaku, widziałem jak mrówki przemieszczają się między kostkami libetowymi, czułem ziarenka piasku pod łapami.. Nagle całe otoczenie stało mi się obce. Czemu tu jestem? W klatce? Przecież mogę być tam gdzie chcę, wolny, niezależny od nikogo i niczego.. Robiąc co chcę. W tym momencie ograniczały mnie tylko żelazne kraty. Mój umysł pracował na wysokich obrotach, myśli płynęły z niewyobrażalną prędkością, niczym patyki wrzucone w rwącą rzekę. Analizowałem wszystko co znajduje się wokół mnie. Kojec 5 metrów szerokości i 8 długości. Ogrodzenie 2 metry wysokości, bramka dobrze zabezpieczona. Z mojego gardła zaczęło wydobywać się nerwowe warczenie. Zobaczyłem weterynarza, którego w ciągu jednego dnia zdąrzyłem znienawidzić, za nim szło dwóch dobrze mi znanych pracowników, w tym jeden z chwytakiem, a drugi z kagańcem. Wystawiłem kły i zacząłem cofać się do tyłu, jak najdalej od wejścia. Po łapach jakby chodziły mi mrówki, czułem się silny i niebezpieczny jak lew. Najeżyłem sierść. Wrząca adrenalina pobudzała mnie i nakręcała mój instynkt. Weszli do kojca. Szczeknąłem ostrzegająco donośnym głosem- podeszli bliżej. Zadem dotykałem już budy na końcu kojca, napiąłem wszystkie mięśnie, wypinając klatkę piersiową do przodu, uszy postawiłem wysoko, ogon zwisał spokojnie z tyłu, czarne wargi były wysoko uniesione, a białe jak śnieg zęby świeciły pod wpływem promieni górującego słońca. Instynkt osiągnął szczytową formę, nie był już jak u uswojonego, wiernego i przyjaznego psa, tylko jak u dzikiego, wolnego i niebezpiecznego wilka..

Czas zwolnił. Prawa przednia łapa oderwała się od powierzchni, potem lewa, ruszyły równo do przodu. Następnie tylnie, jedna za drugą, automatycznie. I potem już nic nie mogło mnie zatrzymać. Przebiegłem jak błyskawica pod nogami weterynarza. Od stalowych prętów dzieliło mnie 5 metrów. Przyspieszyłem i wbiłem wzrok w jeden punkt. 3 metry, uznałem że to idealny czas.. Przednie łapy jednocześnie podniosły się wysoko do góry, tylnie spięły, a następnie mocno wybiły. Wygiąłem grzbiet w idealny łuk. Bicie serca dudniło mi w uszach. Leciałem prosto na kraty. Pysk miałem już na takiej wysokości aby widzieć znajdującą się za klatką przestrzeń. (Dobrze wiecie że to niemożliwe.. Ale kto powiedział że przeskoczyłem.. ) Zachaczyłem łapami o ogrodzenie praktycznie u samego końca i udbiłem się, wyskakując na drugą stronę. Delikatnie wylądowałem na ziemi. Nie zwlekałem i ruszyłem w stronę wyjścia. Gdy miałem już przekroczyć ogrodzenie, zabrać się i nigdy tu nie wracać.. Obróciłem się, spojrzałem ostatni raz w stronę swoich kolegów oraz biegnących w moją stronę pracowników, zadarłem łeb do góry i zawyłem. Dla wszystkich moich współlokatorów, dla psów, które tu są, dla ludzi, którzy tu o mnie dbali, dla Saszy, dla moich braci i sióstr, dla Jaspera i przede wszystkim dla Juli. Bo moim celem stało się teraz odnalezienie jej.

 Bo moim celem stało się teraz odnalezienie jej

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



Trop- psia podróż do szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz