Niedorzeczna prawda

2.7K 151 9
                                    

                    Abigail's prov

Nie mogłam dłużej czekać, postanowiłam, że tam pójdę.
Poprawiłam włosy i ruszyłam z stronę drzwi, otworzyłam je cichutko.
Szczerze? To, co zobaczyłam mnie zatkało. Mój brat siedzi na kanapie i pociesza Evana. Zagotowało się we mnie.
-Jason! Ty go pocieszasz!? Co tu się dzieję!?
-Spokojnie Abi, Evan ci zaraz wszystko wyjaśni.
Co tu się odwaliło? Najpierw Evan mnie atakuje, a teraz Jason go wspiera?

Stałam osłupiała, za to oni porozumiewawczo do siebie mrugali.
-Przestańcie dawać sobie znaki, tylko Jason powiedz mi o co tu chodzi do cholery!  - cała się trzęsłam.
Evan patrzył na mnie z pożądaniem, bałam się go. Chyba Jason się zorientował, że mnie to niepokoi.
-Abi, nie denerwuj się - uśmiechał się ciepło do mnie - Evan - zwrócił się do tego dupka - zaczynaj.
Evan wiercił się na spokojnie, w końcu przestał i spojrzał na mnie.
-Może zacznę od przeprosin, Abigail, wybacz mi, wybacz to, że nie mogłem się pohamować.

Urwał na moment, a kiedy zobaczył, że nie reaguję, ciągnął dalej.
-Posłuchaj, tylko się nie przestrasz. Bo na świcie nie żyją wyłącznie ludzie, żyją też inne istoty. Tak więc, ja jestem, jestem wilkołakiem.
-Że co kurwa!? Jason! On kłamie, prawda? Robicie mnie w konia? - żart im się nie udał, z resztą ja nigdy nie znałam się na żartach. Wilkołaki? To tylko dziecinne bajki. Nic więcej. 
-On mówi prawdę, na prawdę Abi. Widziałem na własne oczy.
-Dobra, róbcie sobie co chcecie, ja wychodzę. - nie mogłam znieść całej tej sytuacji, to było chore.
Wybiegłam z pomieszczenia i schodami ruszyłam na dół, nie spojrzałam nawet na windę.
Biegłam kilkanaście minut, w końcu, gdy byłam na parterze odczułam bolesną kolkę. Zignorowałam ją jednak i wystrzeliłam z tego biurowca jak strzała.
Dobrze, że wzięłam ze sobą trochę pieniędzy.
Złapałam jakąś taksówkę, podałam kierowcy adres i już byłam w drodze do domu. Spojrzałam jeszcze na telefon, kilka nieodebranych od Jasona i kilka od nieznanego mi numeru.
Walić ich.

Trochę zajęło taksówkarzowi dojechanie pod podany adres, ale może to i lepiej. Przynajmniej trochę ochłonęłam.

-Mamo? Tato? - krzyknęłam po przekroczeniu progu, ale nikt się nie odzywał. Zajrzałam do kuchni, nalałam sobie szklankę wody i spostrzegłam na stole karteczkę.

Jason, Abigail, musieliśmy wyjechać na kilka dni w delegacje, tak się założyło, że mamy ją razem w tym samym czasie, jesteście duzi, dacie sobie radę. Pieniądze leżą tam, gdzie zawsze. Nie mówiliśmy wam wcześniej, bo nie chcieliśmy psuć całej atmosfery, która wytworzyła się po przybyciu Jasona.
                                          Całuski, rodzice

~Może to i lepiej, że pojechali - uznałam, w końcu na pewno pytali by się co się stało i tak dalej.
Wyczerpana całą tą dzisiejszą sytuacją udałam się na górę by wziąć szybką kąpiel.
Po wyjściu z wanny, przejrzałam się w lustrze, zobaczyłam tam przeciętną dziewczynę, która w ogóle nie wyróżnia się z tłumu.
Założyłam leginsy, luźną koszulkę i adidasy po czym ruszyłam na dół. Byłam przy tym niezwykle ostrożna, nie chciałam spotkać teraz mojego brata. Wymknęłam się tylnym wyjściem. Za drzwiami związałam jeszcze włosy w kitkę.
Zaczęłam iść w stronę lasu, nieopodal znajduje się polanka a na niej mała sadzawka, zawsze chodzę tam wtedy, kiedy muszę się doprowadzić do porządku, po prostu pomyśleć, uwolnić umysł od niepotrzebnych spraw chociaż na chwilę.

                    Evan's prov

Wybiegła - obraz opuszczającej gabinet mojego ojca Abigail wciąż wracał przed moje oczy. Miałem mętlik w głowie, musiałem odreagować i od razu wiedziałem, gdzie chcę się udać.

-Evan! Evan! Słuchasz mnie!? - zupełnie zapomniałem, że Jason był tu nadal ze mną.
-Eee wybacz, wyłączyłem się na chwilę, możesz powtórzyć?
Poirytowany spojrzał w moją stronę.
-Eh, mówiłem, że twój napad wilczej natury względem mojej siostry ma się nie powtórzyć, pogadam z nią w domu. Teraz już się zbieram, odezwę się.
-O...okej - wyjąkałem - ja też się już zbieram, chodźmy.

Rozstałem się z nim przed budynkiem. Poczekałem, aż odjedzie, po czym zacząłem iść w stronę najbliższego lasu, nie mogłem już więcej dusić tego w sobie. Zmieniłem się w swoją drugą postać i pognałem przez las, czując w końcu ulgę. Skierowałem się tam, gdzie ostatnio bardzo dobrze mi się myślało.

              ×××××××××××××××

Ty? Moją mate?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz