Rozdział 2

997 75 3
                                    


Biorąc pod uwagę podejrzenia Rogacza, że wampiry mają bardziej rozbudowaną siatkę szpiegowską niż myśli większość jednostek wywiadowczych różnych ras, nie wtajemniczaliśmy reszty drużyny w nasze plany. Musieli nam zaufać i nie zadawać pytań. Daichi i Rino się dostosowali, w końcu pracowali z Rei'm już od dłuższego czasu i wiedzieli, kiedy milczeć, a kiedy poruszać interesujące ich kwestie. Tybal także przełknął pytania, nauczony wojskowego drylu, ale spojrzenia, które rzucał starszemu archaniołowi jasno dawały do zrozumienia, że od środka zżera go ciekawość. Najgorzej było z najmłodszymi. Kieran i Rombul co jakiś czas, szczególnie jak nie mieli zajęć z mistrzem miecza, starali się pociągnąć mnie, czy Eubul za język. Cahir budził ich, moim zdaniem uzasadniony, lęk i przy nim zachowywali się wyjątkowo grzecznie, kuląc się gdy tylko rzucił im zagniewane spojrzenie. Moich opiekunów woleli nie drażnić.

„Ewakuacja" z Delegatury przebiegała sprawnie. Lądowisko znajdowało się po drugiej stronie niż rzeka i to w pewnej odległości, żeby lądujące statki nie zakłócały spokojnego, no powiedzmy, że spokojnego, życia w stolicy elfów. Archanioły miały polecieć, Arne i Eubul byli szybcy w swoich zwierzęcych postaciach, tak samo Rino. Zostało nas troje, które musiałoby użyć nóg, żeby dostać się na miejsce spotkania z transportowcem. Kiedy nieśmiało zapytałam o śmigacz, zostałam wyśmiana.

- Elfy żyją w zgodzie z naturą – oświadczyła Taida.

Spojrzałam na nią marszcząc brwi.

- Coś kręcisz, ciociu. – Profilaktycznie odsunęłam się od niej. – Żadnych zdobyczy techniki? Żyją jakby w ziemskim średniowieczu?

- Uparciuchu. – Uśmiechnęła się do mnie. Może ciąża dobrze na nią wpływała? – Oczywiście, że korzystają z różnych udogodnień. Starają się jednak ograniczyć ich ilość do niezbędnego minimum. Na przykład energia elektryczna. Jak dobrze pamiętam z zajęć w szkole, Ziemia opiera swoją politykę energetyczną, nie tylko zresztą ona, na surowcach kopalnych. Tutaj wykorzystuje się tylko surowce odnawialne. Wodę, wiatr i słońce. Dlatego nie znajdziesz żadnego śmigacza na tej planecie. Jedynym wyjątkiem jest flota międzygwiezdna.

Jak się okazało, ta flota nie była jakoś bardzo rozbudowana. Elfy posiadały kilka promów klasy B15, jeden stary krążownik klasy C, dwa frachtowce M6 i osamotniony transportowiec. Oczywiście przestrzeń wokół planety patrolowały myśliwce, rasa nie była aż tak naiwna, żeby wierzyć, że wszyscy będą przestrzegać traktatów i nikt się nie pokusi o atak na niechronioną planetę. Tym bardziej, że była łakomym kąskiem i to nie tylko ze względu na nienaruszone zasoby naturalne.

- Czyli spacer? – Niezbyt mi się to uśmiechało, ale żaden z archaniołów nas nie mógł zabrać. Byli obciążeni bagażem, zresztą my także. – Nic, chyba trzeba ruszać – dodałam cicho.

- Przestań, Mała. – Rei poklepał mnie po ramieniu. – Pojedziecie konno, udowodniłaś przecież, że potrafisz. Dwór tak bardzo chce się nas pozbyć, że koniuszy na pewno już przyprowadził kilka swoich najbardziej rączych rumaków pod drzewo.

Opiekun się nie mylił. Ponury elf, uzbrojony w miecz i wielki łuk już czekał na nas, trzymając za uzdy cztery gniadosze. Tym razem nie podziwiałam ich urody, tylko wdrapałam się na siodło pierwszego z brzegu, nawet nie sprawdzając popręgu. Też chciałam się wydostać z tej planety, mimo, że u celu podróży na pewno nie czekało na nas nic dobrego. Po chwili pędziliśmy w stronę lądowiska.

Czekał na nas mały, wysłużony prom. Trochę sceptycznie przyglądałam się jego powłoce, nosiła ślady napraw, a w niektórych miejscach w poszyciu były dziury. Reszta jednak zaakceptowała ten stan rzeczy. Wpakowałam się wraz z resztą na pokład. Ledwie zdążyliśmy usiąść w fotelach, kiedy stateczek, bez żadnego ostrzeżenia poderwał się do lotu. Żołądek opadł mi w dół, kiedy przeciążenie doszło do najwyższego punktu. Na szczęście lot nie trwał długo. Na orbicie czekał na nas krążownik archaniołów. Ciężki, uzbrojony, gotowy do wyruszenia na swoją kolejną misję. Tym razem na Werinum. Z tego co zdążył mi powiedzieć Rei, jednostka należała do floty inwazyjnej. Trochę się zdziwiłam, w końcu myśmy mieli działać na tyłach, a nie pchać się w sam środek walk.

ZIEMIANKA tom III - Krwawy rysunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz