Dawniej zapewne,stojąc na granicy pomiędzy Ziemią Wyrzutków,a Lwią Ziemią,przekroczyłabym ją,bez najmniejszego zawahania.Nie potrafię jednak,właśnie teraz..tego zrobić.Mój wzrok,wędruję ku tej pięknej ziemi.Pasące się zwierzęta,nie wiedzą,co je dziś przed zachodem słońca czeka.Strumień,wolno przepływający przez Lwią Ziemię,nie stracił jeszcze spokojnego toku pływania.W moich oczach natomiast,można było zobaczyć smutek.Odwróciłam się,by spojrzeć na Ziemię Wyrzutków.Wszystko było po staremu.Sucha ziemia,brudna rzeka.Zawsze mnie to odpychało.Jednak dzisiaj..kiedy wiem,że mogę jej już więcej nie zobaczyć,ogarnia mnie wielki smutek.Nie sądziłam,że tak kocham moją ojczyznę,mimo iż,się na niej nie urodziłam,a tylko wychowałam.
Zeskoczyłam z "mostu" granicznego i podążyłam prosto.Szybko,znalazłam się wśród stada.Lwice szykowały się do walki i ćwiczyły,ostatnie pozycję.Mwzo,pilnie je obserwował,a koło jego łap,latała Disi.Uśmiechnęłam się na ten widok.Przynajmniej ona,jest szczęśliwa,-pomyślałam,przysiadając,na pobliskim kamieniu.Z tond,mogłam lepiej wszystko obserwować.Nawet najmniejszy błąd,nie umknął mojej uwadze.
-Siri..-szepnęła Lisa,kładąc się obok mnie,-musimy już iść
-Gdzie?,-spytałam rozkojarzona,lecz po chwili wstałam,-idziemy
Lisa przewróciła oczami,ale nic nie powiedziała.Ruszyłyśmy prosto,ku granicy.Przyspieszyłyśmy.Minęłyśmy większą część naszej trasy,kiedy na naszej drodze stanął lew.Uśmiechnęłyśmy się i usiadłyśmy na przeciw niego.
-Gdzie byłyście?-spytał Chaka siadając.Nie wyczułam w jego głosie złości,tylko smutek.
-Nie ważne,-odparłam,-są ważniejsze sprawy..
-Czyli wojna,-dokończyła Lisa
-Przecież wiem...szkoda,że nie da się już nic zrobić..
-Co przepraszam?! To chyba dobrze,w końcu,nadejdzie kres rządów króla Kovu..-powiedziała z entuzjazmem Lisa.Na myśl o ojcu,zrobiło mi się jakoś smutno.Nie wiem czemu,po prostu tak było.
-Tak,ale wojna na pewno przyniesie wiele ofiar!-uniósł się Chaka
-Na pewno lwioziemców!
-Raczej wyrzutków!
-A może obojga!-wtrąciłam się do kłótni,-nie mówmy o tym,tylko pomyślmy..jak to wygrać.Chaka..czy będziesz gotów,stanąć po naszej stronie?
Lew zawahał się,widziałam to i czułam.Wziął głęboki wdech i już miał powiedzieć,ale mu przerwałam.
-Jak nie jesteś pewien,to nie odpowiadaj,-powiedziałam z wyrzutem i wraz z Lisą,zaczęłyśmy się oddalać.Złoty podbiegł do nas,zagradzając nam drogę.
-Jestem gotowy,stanąć po waszej stronie....do samego końca
Kiedy wraz z Lisą,wracałyśmy do stada,dopadł nas deszcz.Błoto było wszędzie.Nie jest łatwo,stawiać na nim łapy.Są całe brudne,podobnie jak nasze futra,skropione deszczem.W końcu jednak (jakimś cudem) udało się nam dojść do termiterii.Wytrzepałam futro i położyłam się w koncie.Chwile później,dołączyła do mnie Lisa.Obserwowałyśmy stado.Wszystko wydawało się takie...spokojne.Nikt się nie bił,nie wrzeszczał na siebie,nie obrażał,nie dokuczał...Nawet nic nie mówili o nadchodzącej wojnie,a był to jeden,z najpopularniejszych tematów chwilowo.Większość wygnańców,odpoczywała lub że sobą rozmawiała.Starsze lwice,bawiły swoje lwiątka.
A propo lwiątek,gdzie Disi?-pomyślałam i zaczęłam się rozglądać.Nigdzie jej nie widziałam,a powinna tutaj być.Nigdy nie lubiła deszczu. Lisa widząc moje zatroskanie,położyła mi łapę na ramieniu.
-Co jest?
-Nigdzie nie ma Disi,martwię się,-odparłam i już chciałam coś dodać,kiedy podeszła do nas kremowociemna lwica.Znałam ją dobrze.Usafi.Wpatrywała się w nas,swoimi czerwonymi oczami.
-Co jest?!-warknęłam
-Rozmawiasz o Disi,he?-nie wiem czemu,ale wyczułam w jej głosie ironie,Zawarczałam cicho i
zmarszczyłam nos,-Oj,co się stało,ah! Ty nie wiesz?!
-Czego niby?!
-Disi jest z naszym przywódczą,Mwzo.Cóż,w końcu to jego córeczka.Chodź,może wrócić z tego spotkania...martwa!
W tym momencie,skoczyłam na nią i przygniątłam do ziemi.Lwice poruszyły się zaciekawione,nagłą awanturą.Wybuchła fala szeptów.Usafi rwała się,ale nie zamierzałam jej puścić.Wymierzyłam jej cios w policzek.Nie była lepsza.Ugryzła mnie w łapę i wykorzystała chwilę,gdy się zachwiałam,by uciec spot moich łap.Nie uciekła,tylko skoczyła na mnie i zaczępiła się karku.Syknęłam z bólu i mocnym szarpnięciem,zwaliłam ją na ziemię.Wymierzyłam jej kolejny cios.Różowy nos,stał się czerwony,zachwiany nagłym potopem krwi.Syknęła i ponownie,skoczyła na mnie.Lwice w końcu,zdecydowały się na odwagę i nas rozdzieliły.
-Co wy wyprawiacie?!-krzyknęła jedna.Dalej jednak,patrzyłyśmy na siebie wrogo,warcząc pod nosem.
-To ona zaczęła!-krzyknęła Usafi,a z jej nosa,poleciała kolejna strużka krwi
-Sprowokowała mnie!
-Dokładnie!-odezwała się Lisa i usiadła obok mnie
-Nie miałaś prawa jej..-zaczęła druga lwica,lecz przerwała jej kremowociemna.
-W sumie..to dobrze się stało,-wszystkie oczy,spojrzały na nia,-pokazała..że jest podobna do swojego ojca KOVU!!
-Skąd ty..
-Każdy wie,co ty myślałam.Każda tajemnica,w końcu wyjdzie na jaw,-spojrzała tutaj na Lisę,-albo,kiedy ktoś mówi przez sen
Lwica odeszła,podobnie jak ja.Wybiegłam na świeże powietrze.Dalej padało,ale nie przeszkadzało mi to,musiałam ochłonąć.1..2..3..4-liczyłam w myślach.To mnie czasami uspokajało. 5..6..-nie dokończyłam,bo podeszła do mnie Lisa.
-Sorry,naprawdę nie..
-Spoko,wybaczam,-odparłam,-ale chce zostać sama,mogę?
Chwile się wahała,lecz w końcu przytaknęła i wróciła do termiterii.Patrzyłam jeszcze chwile na nią,znikającą w przejściu,po czym ruszyłam przed siebie.Chciałam być sama,ale także odnaleźć Disi.Przyszpieszyłam.Krople deszczu,od czasu do czasu opadały na mój pyszczek.Ziemia,zamieniła się w błoto i było coraz trudniej chodzić.Udało mi się jednak,dotrzeć do małej sadzawki.
Napiłam się wody,po czym spojrzałam na swoje odbicie.Moja brązowa sierść,była gdzieniegdzie ubrudzona krwią.Miałam ranę na łapię i chyba na plecach,bo strasznie mnie coś tam bolało.Nie musiałam długo dociekać,wystarczyło tylko dotknąć tego miejca łapą i od razu,mogłam zostać czerwoną łapką! Spojrzałam na łapę,ubrudzoną w ciemnoczerwonej mazi.Westchnęłam,po czym ponownie spojrzałam na swoje odbicie.Łzy napłynęły mi do oczu.Jestem do niego taka podobna...pomału się nim staję! Jak to możliwe? Mam być morderczynią,już zaczynam..Nie mogę! Nie mogę!-myślałam
Powolne kroki,szybko zmieniły się w bieg.Deszcz już przestał padać.Na trawie,zapewne można było dostrzec rosę,ale my nie posiadaliśmy traw,więc..nigdy jej nie widziałam.Tylko z plotek lwioziemek,co się tutaj zapuściły.Zwykle były to nastolatki.Ale wracając.Biegłam zacięcie,coraz bardziej się oddalając.Łapy pomału odmawiały mi posłuszeństwa.Mimo to się nie poddawałam.W końcu mój trud,biegania po błocie,bardzo głębokim błocie,się opłacił.Przycupnęłam,obserwując całe zdarzenie.
*
Narrator
Brązowy lew i lwiczka,szli przez Ziemię Wyrzutków z dumą.Lwiczka na każdym kroku,starała się naśladować lwa.Już nie pamiętała,kiedy ostatnio tata ją gdzieś zabrał.Dzisiaj na szczęście,tak się stało.Disi było trochę smutno,że nie mogła powiedzieć o tym Siri,ale bardzo się im spieszyło.Pomimo deszczu,szli bardzo szybko,nie zważając na błotne kałuże.Chwile wcześniej,bawili się na polanie w tym jakże cudnym błocie.Lwice na myśl o tym,chciało się śmiać,ale się powstrzymała.Droga minęła im szybko.Stanęli na granicy.Mwzo usiadł,a córka poszła w ślad za nim.Wstała jednak,wyczuwając obcy zapach.Nie myliła się.Przez "most" graniczny,przeszedł brązowy lew z czarną grzywą.Jego czerwone oczy,spojrzały na króla wyrzutków.Lwy patrzyły na siebie jeszcze chwile,po czym oboje się przytulili.Zdziwiło to lwiczkę.
-Co się dzieje? Kim jest ten pan,tato?
-Tato? O! Zostałeś ojcem,-wyszczerzył się nieznajomy,po czym podszedł do lwiczki,-jestem Miiba
-Miło poznać?-mówiąc to,podeszła bliżej ojca,oddalając się od lwa.
-Nie bój się galareto..
-Jak mnie pan nazwał?!-oburzyła się córka Jua
-Oj tam tam..nieważne.Nie wiem czy wiesz,ale jestem bratem twojego ojca..
-Mój tata,nie ma brata?! Prawda?
-Jest wiele tajemnic,-powiedział Mwzo,-cieszę się,że przybyłeś.Pomożesz mi zabić..
-Kogo?!-cała trójka odwróciła się.Za nimi stała Siri z wysuniętymi pazurami.Disi podbiegła do niej.Miiba warknął cicho,Mwzo milczał,lecz po chwili powiedział:
-Nie twoja sprawa.Wracaj z Disi do..
-Nie radzę mordować,wiesz do czego to prowadzi,-powiedziała twardo córka Kovu
-Nie zaskoczy cię fakt,że chcemy zabić Kovu..
Nic nie odpowiedziała.Patrzyła jeszcze na nich chwile,po czym wzięła córkę Mwzo w pysk i skierowała się w stronę stada.Lwy patrzyły w ślad za nią jeszcze chwile.
-Czemu się jej tak boisz?-zadrwił Miiba
-Mam powody.Widzę w niej coś..z czym nie warto zadzierać,-wyznał Mwzo,-a teraz do rzeczy.Trzeba go szybko zabić,zanim jutro,słońce wzejdzie ku zachodowi.Pomożesz?
Miiba na ten gest,wystawił pazury i uśmiechnął się szyderczo.
-Pomogę
***
Kovu wszedł do pewnej jaskini.To właśnie w niej,uciekając przed nosorożcami,pocałował się pierwszy raz z Kiarą.Pamiątał to ciągle,a marzył żeby zapomnieć.Nie chciał o niej pamiętać,chciał żyć tym..czego nauczyła go Zira.Stać się bezwzglednym i okrutnym władcą,takim..jakim chciała,żeby się stał.Uśmiechnął się krzywo,zamknął oczy i na chwile,wrócił do dawnych czasów.Nie wrócą..już nigdy nie powrócą...
Siri
Całe stado,podążało ku jednemu celu.Przeszło szybko przez granicę,aby w rezurtacie,znaleźć się na Lwiej Ziemi.Disi została wraz z lwiątkami w termiterii.Szłam z tyłu grupy.Wiedziałam,kiedy doszliśmy na miejsce.Zatrzymali się.Wychyliłam się,by lepiej wszystko widzieć.Naprzeciw nas,stało stado lwioziemców,lecz nigdzie nie widziałam mego ojca.Widziałam,że Mwzo się zmieszał.Szepnął coś do brata i podszedł do jednej z lwic.Zamienili,że sobą kilka zdań,po czym głośnym rykiem,Mzwo powiadomił nas o jednym.Wojna się zaczęła...
CZYTASZ
TZW:Lwica Siri
FanfictionOd kiedy Kovu został władcą,bardzo się zmienił.Nie zmienia się to nawet w tedy,kiedy na świat przychodzi jego córka,Siri. Wkrótce Kiara umiera,a jej córka trafia na Ziemię Wyrzutków.Tam dorasta,nie znając prawdy o swoim pochodzeniu.Natomiast Kovu co...