Rozdział drugi

310 26 32
                                    

Dom zdawał się przedstawiać sobą większość stereotypów związanych z opuszczonymi willami czystokrwistych. Już sam fakt tego, że był położony tuż przy morzu nadawał sytuacji niepotrzebnego dramatyzmu. Prowadząca do willi ledwo widoczna ścieżka z jednej strony kończyła się stromym klifem, o który fale rozbijały się z hukiem, a z drugiej prowadziła do przysłoniętego uschniętymi pnączami żelaznego ogrodzenia. Szum trawiastych łąk przypominał szept, a słony wiatr nadawał wszystkiemu atmosferę gotyckiej powieści. Syriusz mógłby przysiąc, że słyszy głosy przodków, które odciągają go od szalonego pomysłu podążania za psychopatą.

Sama konstrukcja opustoszałego grande maison prezentowała się wręcz upiornie. Dach we frontowej części niemal całkowicie zapadł się do środka. Gałęzie palm przebiły się przez szklane ściany oranżerii, której niegdyś egzotyczne zbiory teraz usychały w zapomnieniu. Wyrwana z zawiasów frontowa brama leżała kilka jardów od ogrodzenia i wyglądała, jakby odrzucił ją tam potężny wybuch. Kostki brukowanego podjazdu wypaczyły się przez błoto i trawy. Teraz trudno było po nich stąpać tak, by się przypadkiem nie poślizgnąć. Innymi słowy — ogród wokół willi był solidnie zapuszczony i od dawna rządził się własnymi prawami. Gdy Syriusz mijał wyschniętą fontannę, w której obecnie pływała tylko stęchła deszczówka i kilka martwych żuków, zauważył wyryty w kamiennym dnie herb. Wyglądał on bardzo znajomo.

— Pięknie się urządziliście — zagaił swobodnie, podążając za Śmierciożercą po zdradliwym, pokrytym błotem bruku.

Avery spojrzał na niego przez ramię, nie zaszczycając go odpowiedzią. Niestety tani alkohol został przez Syriusza niemal całkowicie przetrawiony, więc na domiar wszystkiego pozostawał w tej absurdalnej sytuacji boleśnie trzeźwy. Gdy stanęli na szczycie schodów, ciężkie drzwi wejściowe otworzyły się przed nimi same. W środku willa wyglądała jeszcze gorzej, niż na zewnątrz. Zdecydowana większość szyb była powybijana, meble przykrywały poszarzałe prześcieradła, a bogato zdobione kafelki podłogowe niemal całkowicie popękały. Nie paliło się też żadne światło — część ciężkich kinkietów oderwała się od ścian razem z tynkiem. Na samym środku hallu leżał ogromny, wbity w podłogę i doszczętnie potłuczony żyrandol.

Shabby chic? — Syriusz rozejrzał się wokół z udawaną swobodą.

W tym samym momencie drzwi zatrzasnęły się z głuchym łoskotem. Zapadła dzwoniąca w uszach cisza, którą znienacka przerwał suchy trzask teleportacji. Na górze schodów zmaterializował się chudy chłopak w czarnej szacie. Syriusz postąpił krok do przodu i automatycznie wyciągnął przed siebie różdżkę.

— Snape! — warknął Huncwot i w mgnieniu oka posłał w stronę Śmierciożercy zaklęcie, którego ten nawet nie sparował. Po prostu odchylił się nieznacznie i pozwolił klątwie rozbić się o obłażącą z tynku ścianę.

Te tłuste włosy i wielki nos poznałby dosłownie wszędzie, nawet w tak mdłym świetle, jak to. Nagle wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsca. Dwa kamienne węże na herbie w fontannie nie tworzyły ozdobnych łuków — układały się w podwójne „s". Powinien był się domyślić! Niestety, Gryfon nigdy nie należał do wielkich myślicieli, dlatego teraz czuł, że dał się podejść jak dziecko.

— Black. — Snape stał wciąż wyprostowany jak struna, a tymczasem przy bogato zdobionej balustradzie na częściowo zawalonym półpiętrze aportowało się jeszcze dwóch mężczyzn w czerni. Wymierzyli w Syriusza różdżki, a on wytworzył wokół siebie tarczę ochronną, szykując się do ofensywy.

— Stać! — Avery przepchnął się przed Syriusza i wbiegł na schody.

Chociaż był najniższy z nich wszystkich, pozostali dwaj Śmierciożercy zdawali się go słuchać. Tylko Snape nie odpuszczał bojowej pozycji. Zmienił zdanie dopiero, gdy Avery warknął do niego po nazwisku. Black obserwował otoczenie czujnie, choć głównie nie spuszczał z oka dawnego szkolnego wroga.

RegencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz