II.

150 13 0
                                    

Stanęliśmy przed domem opętanego. Drzwi otworzyła nam jego matka. Była niewyspana i roztrzęsiona. Posiwiała. Nie widziałam jej od dłuższego czasu. Bardzo się zmieniła. To już niebyła ta sama kobieta, którą mijałam na mieście lub nawet w samym kościele. W jej domu poczułam dziwny chłód na skórze. Nie był związany z temperaturą, lecz z tajemniczą atmosferą. Trochę się zamyśliłam i przegapiłam początek jej rozmowy z egzorcystą. Potem zauważyłam, że ksiądz dodał jej otuchy, a ona zapytała:

-Czy medalion został zniszczony?

Kowalski zapewnił ją, że tak. Jednak wszyscy wiedzieli, że to nie wystarczy i należy przeprowadzić egzorcyzmy. Została zniszczona tylko furtka, kiedy diabeł nadal tkwił w jej synu.

-Może być Pani pewna, że modlę się codziennie za Marcina. Niech Pani teraz wyjdzie z domu i odpocznie. My się wszystkim zajmiemy i może Pani być spokojna.

Ona popatrzyła się na mnie, a ja  się do niej tylko uśmiechnęłam. Nie odwzajemniła mojego uśmiechu. Kiedy wyszła, egzorcysta głęboko odetchnął i natychmiast udał się po schodach do jego pokoju. Znajdował się na końcu korytarza. Idąc słyszałam każdy nasz krok. Będąc coraz bliżej, usłyszałam gwar ludzi. Przekomarzali się i dyskutowali między sobą. Krzyczeli i żartowali. Nie wiedziałam nawet w jakim języku rozmawiają. Myślałam, że wszystko sobie wyobrażam. Jednak ksiądz popatrzył się za siebie, jakby chciał się upewnić, czy nie uciekłam. Jego mina mówiła wszystko - słyszał to samo. Po otwarciu drzwi pokoju, głosy ucichły. Rozległ się za to inny dźwięk. Było to szybkie stukanie zębami. Stukanie zębów spowolniło, kiedy rozglądnęłam się po pokoju. Były tam zasłonięte żaluzje. Przez szpary pomiędzy nimi, wpadało trochę światła. Więcej światła emitowała mała lampka w rogu pokoju, gdzie znajdowało się łózko. To tam leżał przywiązany Marcin. Stukanie zębami było coraz wolniejsze. Zobaczyłam jak ciągle się wykręcał i próbował dosięgnąć zębami krępujących go pasków. Robił to ze wszystkich sił. Próbował wyciągnąć kark i przyciągnąć swoje skrępowane ręce do zębów, jak tylko się da. W końcu przestał i trochę posmutniał. Było po nim widać, że stracił ochotę na wyswobodzenie się z knebli. Wtedy nas zauważył. Popatrzył się na nas gniewnym wzrokiem. Jego oczy były całe czerwone z przekrwienia. Zapytał się nas:

-Dzisiaj we dwoje przyszliście mi obciągnąć mojego biednego k****a?

Z gniewu wpadł w euforie. Zaczął się śmiać szorstkim głosem. Zwrócił się do mnie bezpośrednio:

-Ona to pewnie dobrze to robi!

Wyglądał strasznie. Pamiętałam go, jako opalonego dzieciaka, który lubił latać za piłką bez koszulki. Szyderczy śmiech rozlegał się od ucha do ucha na jego białej twarzy. Jego wargi były okropne. Sine, trochę napęczniałe i rozgryzione. Śmiał się pojedynczymi odgłosami. Patrzył się na nas i ciągle wypowiadał szyderczo "Ha-ha". Ksiądz Kowalski przystąpił wtedy do działania. Podszedł do niego w rytmie jego szyderczego głosu. Wyciągnął i położył obok niego modlitewnik, różaniec i krzyż. Opętany skrzywił się i pomarszczył twarz. Odsunął się od chrześcijańskich insygni jak tylko mógł. Lekko zaczął drżeć. Egzorcysta popatrzył się na mnie i zaprosił do siebie:

-Podejdź i przeżegnaj się, jeśli się nie boisz.

Wtedy Marcin plunął, kiedy usłyszał słowo "przeżegnaj się". Powoli zmierzałam do jego łóżka, kiedy on się na mnie patrzył. Było po nim widać, że tego nie chce. Kowalski wręczył mi drugi modlitewnik ze wskazanym tekstem do czytania. Uklęknęliśmy i przeżegnaliśmy się. Opętany skrzywił się, jakby zobaczył najokropniejszy widok na świecie. Odwrócił głowę i zacisnął zęby.

-Powtarzał za mną to co powiem i każde słowa wypowiadaj z miłością i nadzieją. Tylko o tyle Cię proszę, jeśli postanowiłaś tutaj zostać. - zwrócił się do mnie egzorcysta, a Marcin ponownie plunął.

Demon czekał na nasz ruch.

Pamiętnik egzorcystyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz