7 kłamstw

61 8 16
                                    

Otworzyłam drzwi do domu. W środku panował jeden wielki harmider. Ledwo zdążyłam zdjąć ciepły płaszcz, a już zdążyła podbiec do mnie wysoka, szczupła brunetka o lekko zamglonych zielonych oczach. Ubrana była w zwykły szary dres, a przez pas miała przewiązany czarny fartuszek kuchenny, który idealnie komponował się z jej krótkimi do ramion włosami. Może nie było po niej widać, ale miała trochę po czterdziestce. No i była matką trójki dzieci.

– Mar, jak dobrze, że już jesteś. Babcia zaczęła się niecierpliwić, a wiesz jaka ona jest . Więc lepiej idź do pokoju i przebierz się w coś normalnego. – powiedziała melodyjnym głosem z prędkością światła.

Pokiwała głową i posłusznie poszłam w stronę pokoju. Miałam na sobie czarne dżinsy z dziurami na kolanach i szary crop top. Rodzice akceptowali mój (o ile można go tak nazwać moim) styl ubioru, bo wiedzieli, że każdy ma swój, ale babcia gardziła osobami, które noszą, jak to ona nazywa, 'dziurawe spodnie'. Zawsze mówiła, że to pachnie jej biedą. Więc jak przyjeżdża muszę zachowywać pozory i ubierać zwykłe czarne legginsy.

Po paru minutach byłam z powrotem w salonie, w którym siedziała osoba winna całego tego zamieszania. Alina Snow, zwana moją babcią. Zawsze wszystko krytykowała, zaczynając od moją mamę, która według niej była pasożytem naszej rodziny. Tylko nie obchodziło jej to, że to ona sprząta, gotuje, zawozi dziewczynki, a do tego pracuje w przychodni. . Mimo swojego wrednego charakteru potrafiła być miła. A nawet się uśmiechać!

– Ah.... Czy moje oczy dobrze widzą! – po pokoju rozniósł się jej skrzekliwy głos – Mar, słoneczko moje! Jak ja cię dawno nie widziałam. Powiedz mi proszę, czy dalej mówisz zawsze prawdę?

No tak. Nie potrafiłam kłamać. Taka się urodziłam i nie potrafię tego zmienić. Zawsze jak próbuję kogoś okłamać, zaczynam plątać się w słowach o nic z tego nie wychodzi. Przez siedemnaście lat mojego życia, ani razu nie skłamała! Czasami bywa to mega wkurzające.

– Tak babciu. – odpowiedziałam grzecznie.

– O! To wspaniale. Opowiedz więc, czy poznałaś już jakiegoś kawalera? – i tak zaczęło się zdawanie trzy godzinnego raportu o moim życiu.

*

Następnego dnia wstałam jak zwykle o siódmej rano. Ubrałam sportowym strój, składający się z czarnych dresów i niebieskiej bluzy. Włosy związałam w kitkę, wpięłam telefon i słuchawki i wyszłam z domu, ubierając wcześniej zwykłe szare adidasy.

Biegłam przez pusty park, w towarzystwie szybkiej muzyki. Po jakiś dwudziestu minutach przystanęłam przed małą kawiarenką. Musiała zostać otwarta niedawno, bo jej nazwa nic mi nie mówiła. W środku paliło się światło, a pomiędzy stolikami zamiatał jakiś chłopak. Twarzy nie widziałam, więc nie mogłam stwierdzić ile ma lat, a na głowie miał czarną czapkę, przez którą nie wiedziałam nawet jaki ma kolor włosów. Po chwili chyba wyczuł, ze ktoś mu się przygląda i odwrócił się w moją stronę. Z wcześniej wspominanej czapki wystawały, o matko, niebieskie włosy. Więcej nie widziałam bo speszona odwróciłam wzrok i pobiegłam dalej.

Biegnąc cały czas myślałam o tych chłopaku. Skoro nie miał 'normalnych' włosów, musi być w moim wieku. Tak przynajmniej obstawiałam. O zgrozo dlaczego nie mogłam spojrzeć na jego twarz. W tedy na pewno bym o nim nie myślała. A może, nie. Tego już się nie dowiem....

Po niecałych dziewięciu minutach stałam przed progiem drzwi. Schyliłam się i wyciągnęłam spod wycieraczki zapasowy klucz do drzwi, po czym je lekko otworzyłam. W środku było cicho, co wskazywało, że wszyscy jeszcze śpią. Na palcach poszłam do swojego pokoju. Na szczęcie znajdował się na parterze, więc nie musiałam wchodzić po skrzypiących schodach. Niespodziewanie z kuchni wyszła postać. Nie wiedziałam konkretnie kto to, bo było ciemno. Pisnęłam cicho zakrywając usta ręką.

7 kłamstw - one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz