Problem na lotnisku

257 12 0
                                    

6 lipiec 2016

Budzik zaczął dzwonić, więc musiałam wstać. Dzisiaj leciałam do Stanów. Było po ósmej, więc zadzwoniłam do Marcina. Na szczęście mężczyzna już wstał i właśnie jadł śniadanie. Za oknem słońce już mocno świeciło. Założyłam szare spodenki z wysokim stanem, a do tego biała bokserka i białe trampki. Włosy związałam w wysoka kitkę. Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie płatki z mlekiem. Gdy zjadłam była już prawie dziewiąta. W sumie lepiej, jak wyjedziemy wcześniej. Po kilku minutach do drzwi zapukała moja siostra. Przywitałam się z nią, wytłumaczyłam, co i jak. Jej chłopak miał przyjechać po pracy. Poszłam do sypialni. Zapięłam kaburę w pasie, odznakę przypięłam do spodni, a legitymacje schowałam do torebki razem z telefonem i pieniędzmi. Wzięłam walizkę i zeszłam na dół. Pożegnałam się z siostrą i pojechałam do Marcina. O pół do dziesiątej byłam już przed jego domem. Przesiadłam się na miejsce pasażera i włączyłam radio. Po chwili byliśmy już w drodze. Dopiero w Nowym Jorku miałam zapoznać się ze szczegółami spawy. Przez trzy godziny rozmawialiśmy sobie, jak przyjaciele. Komisarz dał mi kilka rad, bo kiedyś był w Stanach.

Po drodze zatrzymaliśmy się w jakimś kantorze. Poszłam wymienić polskie złotówki na dolary amerykańskie. Na razie mi wystarczy. Ponownie ruszyliśmy w drogę.

W końcu dotarliśmy na lotnisko. Marcin zatrzymał samochód i wysiedliśmy. Mężczyzna wyjął moją walizkę i poszliśmy do hali odlotów.

- Nie powinnaś chodzić z widoczną bronią – skarcił mnie przed budynkiem.

- Mam przecież odznakę przy spodenkach, a poza tym teraz powinnam być w pracy, a tam muszę nosić pistolet – uśmiechnęłam się.

Gdy szliśmy do odpowiedniej bramki, ludzie się na mnie patrzyli. Pewnie widzieli broń. No trudno. Marcin oddał mi walizkę, uściskał mnie mocno, kazał zadzwonić, jak dolecę i poszedł. Ustawiłam się w kolejce do kontroli. Gdy była moja kolej, położyłam walizkę na taśmie, odpięłam kaburę z bronią i kajdankami oraz odznakę, i położyłam je do pudełka. Przeszłam bez żadnego dźwięku. Niestety strażnik nie chciał mnie puścić, bo posiadałam przy sobie broń. Wyjęłam z torebki legitymacje i pokazałam mu. Powiedział, że nie mogę wywieźć broni za granicę. Obruszyłam się.

- Niech pan posłucha. Jestem inspektorem i mogę załatwić, że wyleci pan z roboty, to po pierwsze. Po drugie, do Stanów lecę w sprawach służbowych. Mam pomóc odnaleźć zaginioną dziewczynę. Poza tym pokazałam panu legitymację i odznakę. Niech pan zadzwoni do mojej pani komendant.

Zrobił to i pomimo, że ona to potwierdziła, nie chciał mnie przepuścić. Zostało mi dziesięć minut do odlotu. Zdenerwowałam się i wybrałam numer do Patryka. Nie odbierał. Może był na jakimś zebraniu. Na szczęście po minucie oddzwonił.

- Cześć Patryk. Słuchaj mam mały problem. Biorę swoją broń i na lotnisku pewien strażnik nie chce mnie przepuścić, a do odlotu zostało mi niecałe dziesięć minut – powiedziałam na jednym tchu. Przekazałam telefon strażnikowi. Ten słuchał z powagą, co mówi Patryk, kiwał głową, przytakiwał, aż w końcu oddał mi komórkę.

- Może pani iść – rzekł niechętnie.

Zapięłam kaburę, odznakę, schowałam legitymację, założyłam torebkę na ramię, złapałam walizkę i poszłam do bramki. Powiedziałam, że mam zarezerwowany bilet do Nowego Jorku na nazwisko Pucha i nareszcie po kilku minutach siedziałam już w samolocie. Wyłączyłam telefon i gdy wzbiliśmy się w powietrze zamknęłam oczy i odpłynęłam.

Poczułam szturchnięcie w ramię, więc otworzyłam oczy. Koło mnie siedziała jakaś starsza kobieta i uśmiechała się do mnie przyjaźnie.

- Zaraz będziemy lądować w Nowym Jorku. Pomyślałam, że chce pani wiedzieć.

- Dziękuję bardzo. Chyba zasnęłam – przetarłam oczy.


Morderca z wyższych sfer (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz