Yo! Nie macie mnie jeszcze dość? Wena rozpiera Pingwina, więc rozdziały Kursu powstają w ekspresowym tempie.
I tak na początek zaproszę wszystkich czytelników do zmierzenia się ze mną i innymi chętnymi w wyzwaniu literackim - temat to ,,Gorzki smak przegrane'', a wysyłać oneshoty można do 11.06. Więcej informacji znajdziecie na profilu Zoltodzioby i tam też możecie się zapisać.
To nie jest ,,na wnuczka''
Jak chcecie się uczyć przekrętów i manipulacji, to źle trafiliście, musicie zajrzeć do ,,Pingwinowego kursu Wattpada'', hehe. O co chodzi z tą Czubówną? Nazwałam tak swój pomysł, gdyż właśnie z ową panią mi się skojarzył. Zaraz przedstawię Wam dokładnie, co jest grane, ale najpierw wyjaśnijmy coś sobie.
Pewnie już setki osób wpadło na ten pomysł i go zrealizowało z lepszym bądź gorszym skutkiem. Ja nazywam to autorską techniką, gdyż wymyśliłam ją zupełnie sama i wypróbowałam na swojej osobie. Tak już jest skonstruowany świat, że ludzie wpadają na te same idee i to czasami w jednym czasie.
Dobra, to skoro wyjaśnienie mamy za sobą, przejdę w końcu do rzeczy. Dawno, dawno temu, kiedy Kurs dopiero się rozkręcał, zauważyłam, że zawsze w trakcie pisania mówię do Was i to tak dosłownie, bo gadam półgłosem do monitora. Tak jest mi wygodniej, bo najpierw powiem, posłucham czy dobrze brzmi, a potem zapiszę. Dzięki temu unikam wielu powtórzeń (jeśli jakieś znajdziecie, to znaczy, że miałam przerwę w pisaniu) i udaje mi się wyciągnąć, co się tylko da z mojego stylu. Wychodzi na to, że luz oraz humor w tym poradniku zawdzięczacie własnie temu, iż jest to spisany monolog.
Po pewnym czasie postanowiłam spróbować czegoś nowego - zaczęłam nagrywać rozdziały, a dopiero potem je przelewać w edytor tekstowy. Z jednej strony można powiedzieć, że to utrudnia pracę, a do tego zajmuje więcej czasu. To prawda, dlatego nie robię tak przy Kursie, tutaj wystarczy mi gadanie z monitorem. Tę technikę stosuję, kiedy piszę opowiadania - najpierw nagrywam coś a la biedny audiobook, potem przekładam treść w tekst, poprawiając po drodze błędy. Przy tworzeniu dłuższych dzieł, takich na przynajmniej kilka tysięcy słów, to znacznie ułatwia mi pracę. Jak opowiadam na głos, idzie sprawnie, bo nie mam czasu zastanawiać się nad każdym słowem. Wszelkimi zmianami i korektą zajmuję się później, przy przepisywaniu na kompa.
Dlaczego ten sposób usprawnia mój proces twórczy? Bo jak po prostu piszę, sto razy zmieniam początek, nie mogąc zdecydować się, od czego zacząć. Potem poprawiam różne głupotki, które rażą mnie w oczy, zmieniam koncepcję jakiegoś wątku, dodaję bohaterów etc. Pisanie ciągnie się w nieskończoność. Jak nagrywam, to rozdział długi na kilka stron A4 mogę w pół godziny ukończyć. Będzie bez ładu i składu, z masą powtórzeń, ale liczy się treść i fakt, iż już tak dużo zrobiłam. Kiedy widzę te wszystkie nagrania, czuję, że w końcu udało mi się ruszyć z miejsca.
Dlaczego Czubówna?
Bo od razu przyszła mi na myśl. Kiedy stosuję tę technikę, wyobrażam sobie, że jestem w miejscu akcji, ale gdzieś tam na boku i obserwuję rozwój wydarzeń. Potrzeba tu żywej fantazji, szczęśliwie Pingwin zawsze była marzycielką, więc z tym problemu nie ma. I nie chodzi mi wcale o podawanie suchych faktów niczym komentator z programów dokumentalnych, lecz wczuwanie się w rolę narratora.
Bywa, że się mylę, jąkam, przejęzyczę, zatnę, powtórzę coś, zapomnę o czymś, ale i tak jest dziesięć razy szybciej niż przy zwyczajnym pisaniu. Tak już po prostu mam i nic nie poradzę, jednak cieszę się, że w końcu znalazłam sposób, który mi odpowiada. Oczywiście nie każdemu ta technika przypadnie do gustu, w końcu nie wszystkich można wrzucić do jednego wora. Mam jednak nadzieję, że mój pomysł skłoni Was do prób znalezienia własnego stylu, jeśli jeszcze takowego nie posiadacie, oraz eksperymentowania. Pisanie to zabawa, na którą nie ma jednego, konkretnego przepisu, więc czerpmy z niej radość i bawmy się konwencją.
Czego trzeba do nagrania?
Na pewno ogólnego planu. Lepiej napiszcie sobie krótkie streszczenie sceny, którą chcecie opowiedzieć, bo się zgubicie. Do tego notatek - chyba nie chcecie w połowie rozdziału pomieszać imion bohaterów, prawda? Do tego mnóstwo luzu w gaciach i umiejętności opowiadania.
Jak już mówiłam, nie bójcie się błędów, śmiejcie się w trakcie nagrania z samych siebie, puszczajcie bąki, no cokolwiek. To i tak trafi tylko do Was, a po przepisaniu zapewne zniknie na zawsze, więc po co się przejmować? Jeśli nie umiecie gadać do siebie, stwórzcie wyimaginowanego przyjaciela i to jemu opowiadajcie. Jak Was wyśmieje, to przegryw życia. Tylko proszę wszelkie skargi o nabycie choroby psychicznej kierować do niego, nie do mnie!
I powtórzę, bo wiem, że muszę: nie do każdego trafi ta technika, więc proszę, nie piszcie komentarzy ,,łatwo ci mówić, Pingwinie, ja nie lubię swojego głosu i nie umiem ciekawie mówić!''. No trudno, ja nie umiem szydełkować, a się uczyłam przez wiele godzin (pingwiny nie mają palców, to może dlatego?), takie jest życie. Kombinujcie tak, by było Wam jak najwygodniej i twórzcie własne sposoby na tworzenie.
CZYTASZ
Pingwinowy kurs pisania
Non-FictionZwycięzca Wattonators 2017 w kategoriach "Wujcio dobra rada" i "Świetny pomysł". Napaliłeś się na pisanie własnego opowiadania, jednak wciąż masz problem z poprawnym zapisem dialogów? Napisałeś już kilka opowieści, lecz masz wrażenie, że twoi bohate...