ROZDZIAŁ XVIII - KONIEC.

229 5 2
                                    

[KILKA DNI PO ZAKOŃCZENIU 74 IGRZYSK ŚMIERCI]


_______________

SOPHIE

_______________


Stoję pod prysznicem pozwalając by gorąca woda rozluźniła każdy spięty mięsień. Układam dłonie na zgięciu między szyją a ramionami i powoli obracam głowę tak by strumień miał dostęp do każdej najdrobniejszej cząstki mojego ciała.
/ „Ufasz mi?" Pyta w pewnym momencie Peeta co całkowicie zbija mnie z torów. Otwieram oczy i unoszę brew ku górze. Oczywiście, że mu ufam ale nie mamy na to czasu! Musi mnie zabić albo kto wie co zrobią organizatorzy. Kogo wybiorą? Nie chcę nawet o tym myśleć. Chcę by jak najszybciej to się skończyło ale dobrze wiem, że sama tego nie zrobię. On musi mi pomóc. Musi odebrać mi ... ale to co teraz robi na pewno nie jest tym czego oczekiwałam. Co on właściwie teraz robi? Unoszę kolejną brew podczas gdy on pośpiesznie grzebie w moim plecaku. Mam ochotę go powstrzymać, ale widzę, że jest bardzo zdeterminowany więc nie chcę mu przerywać. Unoszę wzrok ku górze i zagryzam dolną wargę gdy widzę licznik naszego czasu. /
Sięgam dłonią na oślep i zaciskam ją na butelce balsamu do mycia. Podnoszę go i otwieram wylewając, zdecydowanie zbyt dużą, jej zawartość na gąbkę. Do moich nozdrzy dociera przyjemny zapach mleka i miodu co zaskakująco wywołuje nawet lekki uśmiech na mojej twarzy. Kto by pomyślał, że tak się będę cieszyć z faktu, że mogę wziąć prysznic? To znów przywodzi mi na myśl wywiad Peety. Zaczynam się cicho śmiać, dokładnie jak w momencie gdy po raz pierwszy usłyszałam tę jego sławną wypowiedź.
/ — Peeta powinniśmy ... — zaczynam ale urywam zdanie, widząc jak chłopak wyciąga coś nagle z plecaka. Nie długo po tym podchodzi do mnie i łapie moją dłoń wysypując na nią małe, fioletowe owoce, które już zdążyły zabarwić jego opuszki palców. Dokładnie tak jak w momencie gdy je zbierałam. Łykołak. Przenoszę zdezorientowany wzrok na Mellarka ale w mojej głowie odbija mi się jego głos „Ufasz mi?" więc rezygnuję z jakiegokolwiek komentarza. Ufam mu. Muszę. To jedyne co mi obecnie pozostało. Dokładnie go obserwuję, podczas gdy on ustawia się naprzeciwko mnie. „Peeta, co ty planujesz?" mam go ochotę spytać ale znów zaciskam wargi powstrzymując się od tego. R a z e m? Słyszę, na co kiwnęłam głową potwierdzająco. Nie mam pojęcia czemu to wszystko przychodzi mi z taką łatwością. Może dlatego, że już tak wiele razy przygotowywałam się do śmierci? Byłam na to gotowa już wtedy, na polanie, gdy po raz pierwszy się na niego natknęłam. Poddałam się temu. Poddałam się śmierci. Utkwiłam swój wzrok na jego oczach, które jakby walczyły aby się nie zamknąć. Jeden, zupełnie tak jak na początku. Dwa, to dłużące się odliczanie w głowie. Unoszę dłoń ku brodzie powtarzając ruchy chłopaka. Trzy, tym razem nie chcę pomocy. Tym razem jestem znacznie silniejsza. Otwieram usta i wsypuję kilka jagód do ust dokładnie w momencie gdy Peeta upada. Ułamki sekundy przed tym jak chcę przełknąć swoją porcję i upaść obok chłopaka na arenie rozlega się nagle głos „STOP! STOP! Panie i Panowie przedstawiam wam zwycięzców 74 Igrzysk Głodowych. Sophia Clara Collins i Peeta Mellark". /
Nie wiem nawet jak długo już tutaj jestem. To zupełnie tak jakbym chciała żeby woda wypłukała każde wspomnienie związane z Igrzyskami. Czy naprawdę chciałam zapomnieć? Niektórych rzeczy na pewno. Śmierć Naomi, Jeremy'ego. Moja dłoń spoczywająca na rękojeści noża, który spoczywa w sercu trybutki. Panika. Ziemia rozpadająca się pod moimi nogami. Pumy. Ich warczenie zdaje się wybrzmiewać w moim umyśle. To nie działa. To nie pomoże. Nie da się zapomnieć. Widok nieprzytomnego Peety. Krew Jeremy'ego na moich dłoniach. Pozbawione życia oczy dziewczyny wbite prosto w moją duszę. Woda zalewająca płuca. Woda. Czuję jej strumienie uderzające o moje ciało. Zaczynam panikować. Para wymieszana z zapachem mleka i miodu. Robi mi się nie dobrze, zaczynam panikować. Walczę z mroczkami przed oczami i znów na oślep macham ręką by wyłączyć wodę. Trochę to trwa. Teraz rozumiem jego komentarz o prysznicach. Widziałam jego nieprzytomne ciało. Myślałam, że nie żyje. Porzucam próbę zatrzymania wody. Zaraz zemdleję. Jednym ruchem otwieram drzwi i nie zatrzymując się nawet by wziąć ręcznik wybiegam z łazienki. Zatrzaskuję za sobą drzwi i biorę głęboki wdech pozwalając by świeże powietrze wypełniające mój pokój uspokoiło organizm. Opieram gołe plecy o drzwi i powoli zsuwam się na ziemie przyciągając nogi do klatki piersiowej i oplatając je rękoma. Odchylam głowę do tyłu i staram się wyrównać oddech. 

❝PIONKI❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz