O5. wake me up before you leave

864 53 26
                                    

- Zostań przy mnie.- powiedział, a ja podałam mu rękę, by pomóc mu wstać.

- Jesteś cholernie nie odpowiedzialny!- zaczęłam krzyczeć. - czy ty wiesz w jakim jesteś stanie?! Zachowujesz się gorzej niż nastolatek!

Nie powiem, sama też nie byłam święta. Tysiąc razy robiłam rzeczy, które można uznać za dziecinne, i które nie wypadały osobie w moim wieku. Ale do cholery, gdyby zadzwonił do Alice, albo do któregoś z The Vamps zrobili by mu awanture, a ja? Ja jeszcze się o niego martwiłam.

Chłopak chwycił moją dłoń i niespodziewanie pociągnął mnie tak, że wyladowałam na nim.

- Bradley...- syknęłam zirytowana jego szczenięcym zachowaniem, lecz ten tylko mocno mnie przytulił.

Leżeliśmy tak kilka miunut, a moja złość na bruneta zdawała się całkowicie wyparować. Wtuliłam się w w chłopaka, mając nadzieję, że ten moment nigdy się nie skończy.

- Phoebe? Nie zostawisz mnie, prawda?- spytał, lecz jego głos nie brzmiał już jak pijacka paplanina.

- Dlaczego miałabym to zrobić?-spytałam unosząc się delikatnie na łokciach tak, by móc na niego spojrzeć.

- Nie mogę cię stracić, gwiazdko.- powiedział, a ja uśmiechnęłam się na to, jak mnie nazwał. Do mojej głowy momentalnie napłynęłwy wspomnienia z przed siedmiu lat.

Była to wycieczka szkolna, podczas gdy grupa poszła zwiedzać pobliski las, ja zostałam w domku przez skręconą poprzedniego dnia kostkę, a Bradley zaoferował nauczycielce, że się mną zajmie. Tak więc leżeliśmy wtuleni w siebie, ciesząc się chwilą.
- Kocham cię, Phoe. Jesteś moją gwiazdką z nieba.- powiedział gładząc me plecy.
- Gwiazd jest wiele.- wymamrotałam, drażniąc się z chłopakiem i jeszcze bardziej wtulając się w jego tors.
- Ale tylko jedna jest moja i tylko z jedną chcę spędzić całe swoje życie i to, co jest po nim.
- Też cię kocham, Brad.-powiedziałam całując chłopaka w usta.

Mój uśmiech momentalnie zniknął, gdy uświadomiłam sobie, że to już nigdy nie wróci, a ja już nigdy nie będę mogła nazwać Bradleya "moim".

- Jest późno, powinniśmy iść spać.- powiedziałam wstają na równe nogi, a chłopak robi to samo.

- Mogę spać z tobą?- spytał, robiąc minę szczeniaczka.- Nie chcę nic mówić, ale gobliny, które mieszkają pod twoim łóżkiem, mogą chcieć cię porwać.

Uśmiechnęłam się na wypowiedziane przez niego słowa, po czym zgasiłam lampke i położyłam się na łóżku. Już po chwili poczułam uginający się za mną materac i rękę, która przyciąga mnie do ciała chłopaka. Oparłam głowę o jego ramię i zaciągnęłam się jego zapachem i zamykając oczy. Dlaczego wtedy pozwoliłam mu odejść? Dlaczego wtedy, gdy miałam swoją szansę, noc do niego nie czułam? Dzlaczego nie zauważyłam jaki skarb miałam przy sobie?

- Co się z nami stało, Phoebe?- spytał chłopak wygrywając mnie tym samym z rozmyślenia.

- Słucham?

- Kiedyś mogliśmy spędzać ze sobą całe dnie, a i tak było nam mało. A teraz?- mówił, a jego głos delikatnie drżał.

- Jesteśmy dorośli, Bradley. Nie mamy czasu. Praca, obowiązki... rodzina. Przyjaźń schodzi na drugi plan.- mówiłam przygryzając polik. A co jeśli kiedyś całkowicie stracimy kontakt?

- Nigdy nie chciałem żebyś była na drugim planie, gwiazdko.- powiedział, po czym zapadła cisza. Choć bałam się przyznać przed samą sobą,potrzebowałam tego. Potrzebowałam takiej szczerej rozmowy z Bradley'em, jego bliskości. Potrzebowałam go.- Myślisz... Myślisz, że możemy to naprawić?

- Pewnie. Ale teraz możemy iść spać. Muszę jutro wcześnie spać. - powiedziałam niechętnie.

- W takim razie, dobranoc, Phoebe. Obudź mnie, za nim wyjdziesz.

- Dobranoc, Brad.- powiedziałam wtulając się w niego.

Gdy rano wstałam, przywitał mnie widok śpiącego Bradleya. Na moje usta od razu wpłynął uśmiech. Wstałam i zdjęłam z krzesła przygotowane wczorajszego dnia ubrania. Cóż, byłam w pewnym sensie perfekcjonistką i nie lubiłam robić wszystkiego na ostatnią chwilę, w przeciwieństwie do właśnie śpiącego na moim łóżku, bruneta.
Po cichu wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki by wziąć przysznic i się ubrać. Ubrawszy się, wyszłam z łazienki i - ku mojemu zaskoczeniu - niemal od razu poczułam woń kawy.
Poszłam do salonu, skąd dochodził cudowny zapach.

- Miałaś mnie obudzić.- powiedział z wyrzutem Bradley, siedząc na kanapie i popijając kawe.

- Jeszcze nie wychodzę.- odparłam, również sięgając po kubek z cieczą.

- Wyglądasz fatalnie.- powiedział krzywiąc się.

- Hmm, pomyślmy. Jestem bez makijażu, poszłam późno spać i dodatkowo ktoś kazał mi jechać przez pół miasta o 3 w nocy. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak wyglądam.- rzuciłam sarkastycznie, a brunet się zaśmiał. Co jak co, ale ten śmiech kochałam ponad życie.

Uśmiechnęłam się i odłożyłam kubek na stół, po czym poszłam zrobić make-up.

Spojrzałam w lustro toaletki, zastanawiając się, czy rzeczywiście wyglądam aż tak tragicznie, jak mówił Bradley. Nałożyłam na twarz bazę, po czym dokładnie pokryłam ją podkładem. Poprawiłam brwi pomadą, a rzęsy maskarą, po czym zabrałam się za konturowanie twarzy. Gdy skończyłam uczesałam włosy w koka, a na koszulkę Calvina Kleina narzuciłam pomarańczową marynarkę. (Dop.aut. jeśli ktoś zastanawia się jaka nauczycielka się tak ubiera, to... wice dyrektor mojej szkoły.)

- Poczekasz na Trisa, czy cię odwieść? - spytałam ubierając buty.

- Poczekam.- odparł cały czas mi się przyglądając.

- Okey. To pa.- powiedziałam, całując chłopaka w policzek, po czym wyszłam i wsiadłam do mojej Skôdy.

Weszłam do pokoju nauczycielskiego i od razu wpadłam na Fina.

- Hej - powiedział gdy ja zdejmowałam płaszcz.

- Hej, Fin. Co tam?- spytałam z uśmiechem.

- Właściwie to nic. Jeanie prosiła żebyś przyszła do niej przed lekcjami. Podobno to ważne.- mówił popijając kawe.

- Ugh. Okey dzięki.- powiedziałam, po czym skierowałam się do pokoju szkolnej pedagog.

Jeanie Donson była starszą kobietą, która pracowała tu jeszcze za moich czasów. W przeciwieństwie jednak do innych nauczycielek, nie była oschła i nie zachowywała się tak, jakby musiała siedzieć tu za karę.

- Dzień dobry.- powiedziaĺam wchodząc do pokoju i zauważyłam, że nie jesteśmy same. Przy stole siedział dość wysoki, gruby mężczyzna, ubrany w najdroższy garnitur, jaki tylko mógł znaleść w mieście.

- Dzień dobry.- odpowiedziała pani Donson.- Phoebe, to pan Fuentez, tata Marii Fuentez. - powiedziała, poczym zwróciła się do mężczyzny.- A to właśnie pani Perkins.

- Nie życzę sobie - zaczął mężczyzna.- by moja córka była tak traktowana. Powinni panią za to wylać na zbity pysk!- krzyczał, a ja stałam oszołomiona. Co ja takiego zrobiłam?

Mam nadzieję, że nie jest tak źle jaki się wydaje.

Miłych wakacji,
fallen xx

Are you in friendzone? || Bradley Simpson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz