Rozdział 60: Pocałuj go

735 34 19
                                    

Tak naprawdę to tęsknię, ale przecież ci tego nie powiem

***

Zaśmiałam się, kiedy brunet złapał mnie i okręcił wokół własnej osi. Bawiliśmy się jak małe dzieci. Ciągle się ganialiśmy i sprzeczaliśmy w miły sposób. Wspaniale spędzałam czas z Adamem, który zabrał mnie na naszą drugą randkę.

– Mam cię – szepnął do mojego ucha roześmiany, a następnie pocałował mój policzek.

– Złapałeś mnie i co teraz? – spytałam.

– Teraz pójdziemy na lody – stwierdził i pociągnął mnie za rękę w stronę lodziarni.

Wciąż trzymał moją dłoń, ale mi to nie przeszkadzało. Było nawet przyjemnie. Nie czułam się tak jak przy Jorge, ale nadal było cudownie.

Razem z Adamem wyszliśmy z parku, omijając po drodze drzewa i różne rośliny. Lodziarnia nie była daleko, bo zaraz przy placu dla dzieci mieścił się lokal.

Zamówiliśmy po deserze i usiedliśmy przy stolikach. Moje lody były oczywiście z moją kochaną czekoladą, którą kocham. Adam miał truskawkowe.

– Dobrze się dzisiaj bawiłam – przyznałam z uśmiechem, zajadając się moim przysmakiem.

– To się cieszę – wyznał, a jego kąciki ust się podniosły. Miał śliczne dołeczki na twarzy. Jorge również je ma.

Gdy Jorge się uśmiecha, to na jego twarzy wytwarzają się urocze wypukłości w policzkach. Wtedy jest taki uroczy, a do tego jego oczy błyszczą radością.

– Tini. – Zdezorientowana spojrzałam na bruneta. – Nie słuchałaś.

– Wybacz – powiedziałam ze skruchą. – Zamyśliłam się.

– Nic się nie stało, księżniczko – odparł. – Pytałem się, czy nie przyjdziesz dzisiaj do knajpki ''Corazon''. Razem z moim zespołem gramy tam.

– Corazon? Po hiszpańsku serce?

– Chyba tak – powiedział Adam. – Nie znam za bardzo hiszpańskiego. Stary właściciel nazwał tak tę knajpkę–pochodził z Hiszpanii. Zmarł, więc po latach knajpkę kupiło młode małżeństwo, a nazwa została przy nowych właścicielach.

– Ciekawe.

– To przyjdziesz posłuchać mojego zespołu?

– Masz zespół? – zainteresowałam się.

– Tak, nazywamy się Our time – wyjaśnił. – Przyjdziesz?

– Przyjdę – stwierdziłam, bo może być nawet fajnie. – Mogę wziąć przyjaciół?

– Oczywiście.

Wróciłam ze spotkania z Adamem. Miło spędziłam czas z chłopakiem. Jest sympatyczny i miły, ale jednak daleko mu do Jorge. Stanęłam pod drzwiami, a następnie zaczęłam szukać kluczy od drzwi w mojej torebce. W końcu je znalazłam i otworzyłam drzwi. Przystanęłam, widząc scenę, która się odgrywała w salonie. Na środku stali Fran i Mechi, którzy pożerali swoje twarze. Jestem pewna, że gdybym im nie przerwała, to zrobiliby potomstwo Stoessel.

– Francedes wreszcie razem! – Chyba krzyknęłam za głośno, bo aż upadli na podłogę. – Jak się cieszę – dodałam, a moje kąciki ust nie schodziły z twarzy.

– Od ilu już tutaj jesteś? – zapytała się zawstydzona.

– Wystarczająco długo – odpowiedziałam z chytrym uśmiechem. – Braciszku hamuj się, bo chyba nie chcesz jeszcze rodziny powiększać? – zapytałam, klepiąc go po ramieniu.

Zostawiłam dwójkę, a sama udałam się do mojego pokoju. Zostawiłam moje rzeczy, a potem weszłam do pokoju Daniela. Jednak nie był sam, bo siedział z nim Michał.

– Przeszkadzam? – zapytałam.

– Nie – odpowiedział mój przyjaciel, posyłając mi tak zwanego banana na twarzy. – Opowiadaj, jak było na randce? – spytał się, ale dobrze wiedziałam, że on wolałby, żebym spotykała się z Jorge, ale niestety nasza historia się zakończyła.

Było pięknie, ale wszystko się rozpadło. Nie ma Jortini, jest teraz Jorge i Martina.

– Na randce było fajnie – odpowiedziałam. – Świetnie się bawiłam – dopowiedziałam szczerze, bo to była prawda. Przy Adamie nie nudziłam się ani przez chwilę.

Brunet jest fajnym chłopakiem.

– To wspaniale – oznajmił. – Skrzywdzi cię, a ja wyrwę mu jądra – dodał z groźną miną.

– Schowasz pod poduszką? – spytałam roześmiana.

– Może – odpowiedział i poruszył brwiami w dwuznaczny sposób. Po chwili usłyszałam, jak Daniel jęknął z bólu, bo Michał go uderzył w ramię. Jeszcze bardziej się zaśmiałam, patrząc się na zazdrosnego chłopaka mojego przyjaciela.

– Przecież żartowałem – usprawiedliwił się. – Dla mnie liczysz się tylko ty – dodał, a z moich ust przeciągnęła się literka ''o''. To urocze patrzeć się na taką scenę.

Daniel w tym związku był mężczyzną, a Michał był jak kobieta, czyli że był delikatny i bardziej uczuciowy.

– Pocałuj go – zaleciłam, patrząc się na parę, kiedy leżałam na plecach na łóżku blondyna.

Ich usta spotkały się w krótkim pocałunku. To było urocze.

– Jesteście tacy uroczy – stwierdziłam.

Kiedy nadeszła odpowiednia godzina, stwierdziłam, że powinnam się już zacząć przebierać. Z garderoby wyciągnęłam niebieską sukienkę z rozkloszowanym dołem, skórzaną kurtkę oraz wysokie szpilki.

Ze mną towarzyszyli Daniel razem z Michałem oraz Mercedes, która przed wyjściem długo musiała się żegnać z moim bratem. Naprawdę uważam, że idealnie do siebie pasują. Cieszę się, że są szczęśliwi, bo zasługują na to.

– Dajesz radę iść? – spytałam się Daniela, który nadal się męczył z kulami. Na szczęście przyjechaliśmy samochodem, więc blondyn nie musiał się męczyć.

– Przestań razem z Michałem pytać o to samo – zirytował się. – Daję sobie radę.

– Tylko się martwię.

– Wiem, ale czasem zachowujesz się jak moja matka – stwierdził.

Postanowiłam dalej go nie zamęczać pytaniami. Weszliśmy do środka lokalu z napisem po hiszpańsku, które znaczyło po polsku serce.

Adama zobaczyłam na scenie, który razem z chłopakami z zespołu podłączał instrumenty. Pomachał brunetowi, który mi odmachał, a potem podszedł do mnie.

– Hej księżniczko – przywitał się, całując mnie w policzek.

– Część – uśmiechnęłam się. – Będziesz śpiewać?

– Tak – odparł i złapał mnie za rękę. – Poznasz moich kumpli – dodał.

Poprowadził mnie pod scenę, gdzie było czterech młodych mężczyzn.

– Chłopaki – zawołał, więc każdy zwrócił uwagę na nas. – Poznajcie Tini – dodał i zaczął mnie przedstawiać z nimi wszystkimi.

Poznałam perkusistę–Wojtka i dwóch gitarzystów–Mateusz oraz Kamil. Adama zadaniem było śpiewanie i gra na gitarze.

Pożegnałam chłopaków, którzy musieli skończyć pracę przy swoim sprzęcie. Podeszłam do moich przyjaciół i usiadłam przy stoliku.

– Ciasteczko przyszedł, ale nie sam – powiedziała do mnie Mechi i wskazała dyskretnie na stolik obok nas. Tam siedział Jorge razem ze Stephie.

Czy on musi być wszędzie?

– Dlaczego on jest wszędzie? – spytałam załamana. – Jeśli ma tak być cały czas to nigdy nie zapomnę o nim.

Listen to your heart | JortiniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz