rozdział 1

4 0 0
                                    


Skończyłam pić kawę, założyłam bluzę i wyszłam z kawiarni. Na zewnątrz padało a niebo zaczynało robić się coraz ciemniejsze wraz z zachodzącym słońcem. Zarzuciłam na głowę kaptur i ruszyłam w kierunku mojego wynajętego pokoju hotelowego. Szłam, wciągając w płuca rześkie powietrze Teksasu. Nawet nie zdążyłam się zorientować kiedy zostałam uderzona czymś ciężkim w głowę i straciłam przytomność.

Obudziłam się leżąc na kamiennej posadzce. Było mi zimno i czułam, że mam przemoknięte ubrania. Bolała mnie głowa, a po przetarciu czoła ręką pozostał mi na niej delikatny ślad krwi. Rozejrzałam się. Wokół panował półmrok, a ja siedziałam za kratą. Czując dezorientację, wstałam ostrożnie i podeszłam bliżej prętów aby móc się wychylić i sprawdzić gdzie jestem. Ze względu na panującą ciemność nie byłam w stanie dojrzeć szczegółów ale był tam stół, kilka krzeseł, jakieś pudła. Światło zapewniała jedna mała lampka i dwie duże świece stojące w kącie. Powietrze było wyjątkowo wilgotne. Po chwili moich oględzin usłyszałam dźwięk kroków, i zza jednych z wielu drzwi wyłoniło się dwóch mężczyzn. Podeszli dość blisko a ja spłoszona wcisnęłam się wgłąb klatki. Jednak okazało się, że nie ja byłam ich celem. Obok mojej celi była druga. Wyciągnęli z niej dziewczynę, w brudnych, podartych ubraniach. Była młoda i miała krótkie blond włosy. Gdy ją wyciągali była nieprzytomna, ale będąc posadzoną na jednym krzeseł odzyskała świadomość i zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Jeden z mężczyzn mocno złapał ją za szyję i zaczął dusić, natomiast drugi zbliżył głowę do szyi blondynki. Przez chwilę nie mogłam dostrzec co tak naprawdę się dzieje, ale w momencie gdy pierwszy z mężczyzn odgiął swoją głowę od jej karku, pożałowałam tego co zobaczyłam. Z jej krtani ciekła masa krwi, skóra była rozerwana, a dziewczyna zdecydowanie już nie żyła. Nie ruszała się i nie dostrzegłam ruchów jej klatki piersiowej. W szoku, postarałam się zachowywać jak najciszej, udając, że mnie tam nie ma.

Po kilku minutach, faceci złapali ciało i wyszli za drzwi, niosąc zwłoki na ramieniu. Zaczęłam poważnie zastanawiać się i kombinować, jak uciec. Pomacałam się po włosach, cholera. Akurat dziś nie mam wplecionej żadnej wsuwki. Spróbowałam więc znaleźć cokolwiek, co mogłoby mi pomóc, na ziemi. Niestety, prócz kamienia, kapsla od piwa, bliżej niezidentyfikowanej mazi i ton kurzu nie było tam nic. Zaczynałam popadać w panikę i chciało mi się płakać ale mając na uwadze wcześniejsze zdarzenia, wciąż pozostawałam cichutko jak mysz pod miotłą. Długo tak siedziałam, próbując wymyślić cokolwiek, aż nie znużył mnie sen.

Obudziłam się wciąż w tym samym półmroku, bez zmian. W nozdrza uderzył mnie zapach zaschniętej krwi, który przyprawił mnie o odruch wymiotny.

Znów usłyszałam odgłos zbliżających się kroków. Cofnęłam się pod ścianę przerażona, zanim drzwi się otworzyły. Tym razem niestety mężczyźni podeszli do mojej celi, i jeden z nich zaczął grzebać w kieszeni, wyjął klucze i zaczął otwierać zamek. Będąc sparaliżowana ze strachu, nie wiedziałam jak mam się zachować. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa więc nawet nie protestowałam, gdy wynosili mnie z klatki. Posadzili mnie na krześle, tym samym swoją drogą, na którym wczoraj siedziała blondynka. Jeden z nich trzymał mnie. W mojej głowie słyszałam milion myśli naraz, ale żadna z nich nie była mnie w stanie zmusić do ruszenia którąkolwiek kończyną. Gdy poczułam zarost delikatnie dotykający moją szyję, byłam gotowa na najgorsze, pogodziłam się z tym, nie byłam zdolna walczyć. Zaraz jednak usłyszałam głośny huk, a facet, którego głowa przed chwilą znajdowała się koło mojego ucha upadł na ziemię z dziurą w czole. Rozejrzałam się i dostrzegłam dwóch innych mężczyzn. Oboje trzymali broń, z tym, że jeden wciąż celował w faceta, który mnie obejmował. Zaraz i ten drugi upadł na posadzkę. Ponownie straciłam przytomność.

Not-That-Natural Story ♥Where stories live. Discover now