Kiedy hetalian ma napisać opowiadanie...

133 18 7
                                    

Naprawdę nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście! Wygrałam wycieczkę do Japonii. Nie był to może mój ulubiony kraj, jednak cieszyłam się, że mogę zwiedzić świat. Oczywiście przed wyjazdem poczytałam trochę o jej kulturze, zwyczajach i nawet próbowałam (z naciskiem na próbowałam) nauczyć się choć trochę języka. A mówi się, że to nasz język jest trudny! My przynajmniej piszemy, używając alfabetu łacińskiego...
   Właśnie takie myśli towarzyszyły mi, kiedy wsiadałam na pokład samolotu. Musiałam wyglądać dość zabawnie obłożona książkami o Japonii, kilkoma słownikami i mapami. Oczywiście jeszcze przed wylądowaniem w Kraju Kwitnące Wiśni zrobiłam kilka zdjęć i wysłałam je znajomym, by upewnić ich, że żyję.
Pierwsze, co pomyślałam, wchodząc na lotnisko Haneda w Tokio, było jedno wielkie ,,Wow!". Mimo że z zewnątrz niezbyt piękne, środek zapierał dech w piersiach. Bardzo spodobał mi się ten futurystyczny styl. Zafascynowana wielkością tego miejsca ruszyłam na poszukiwanie mojego przewodnika. O ile dobrze zrozumiałam, powinien on czekać gdzieś na lotnisku...
Szybko okazało się, że nie jestem jedną osobą, która bierze udział w tej wycieczce. Przerażona odkryłam coś jeszcze. To nie byli Polacy. Dzięki akcentom rozpoznałam w tej grupie Brytyjczyka (prawdopodobnie Angilka), Amerykanina, Francuza, Niemca oraz dwóch Włochów. O Boziu. Wzięłam głęboki oddech i zapytałam tę barwną gromade, czy przypadkiem nie mam do nich dołączyć. Niewysoki Japończyk stwierdził, że tak i czekali tylko na mnie. O Boziu. Cała nasza zwariowana grupa ruszyła w stronę busa. Kiedy tylko weszłam do środka, zajęłam miejsce przy oknie, modląc się w duchu, by nikt się do mnie nie przysiadł. Nigdy nie byłam zbty dobra w interakcjach międzyludzkich. Niestety nie ma tak dobrze.
- Mogę się przysiąść? - zapytał wysoki blondyn o niebieskich oczach, używając angielskiego. Skinęłam głową. W zamian chłopak obdarzył mnie typowo amerykańskim uśmiechem. Moje marzenia o spokojnej jeździe z słuchawkami w uszach legly w gruzach.
- Tak w ogóle to jestem Alfred! Zauważyłaś jaka międzynarodowa grupa nam się nam się tu zebrała? Szkoda, że głównie stary kontynent... Ja jestem za Stanów Zjednoczonych, a ty? - W oczach blondyna można było dostrzec przyjazne iskierk. Uśmiechnęłam się nie śmiało.
- Jestem z Polski. Taki tam kraj w Europie. - dodałam widząc, że sama nazwa mojej ojczyzny niewiele mu mówiła. Alfred uśmiechnął się szeroko.
Jeszcze zanim nasz bus ruszył, udało nam się znaleźć wspóln język. Zaczęliśmy rozmawiać o Japonii, potem zaczęliśmy mówić coś o mangach, a skończyliśmy na dyskusji, co jest lepsze DC czy Marvel. Kiedy właśnie miałam podać świetny argument za wyższością Supermana nad Kapitanem Ameryką, przerwał nam głos z typowo angielskim akcentem.
- Możecie się zamknąć? Nie wszystkich interesują głupie amerykańskie komiksy. - odezwał się wyraźnie nie zadowolony zielonooki blondyn. Alfred zrobił głęboki wdech, jednak zanim zwyzywał biednego Anglika postanowiłam wtrącić swoje trzy grosze.
- Bardzo przepraszam. Nie sądziłam, że byliśmy aż tak głośno. Tym razem postaramy się mówić na tyle cicho, by panu nie przeszkadzać. Jeszcze raz przepraszam.- powiedziałam, uśmiechając się przepraszająco. Anglik był wyraźnie zadowolony z takiego rozwiązania.
- To bardzo miło z twojej strony, moja droga. Korzystając z okazji, nazywam się Arthur.
- [Twoje imię] - powiedziałam, ściskając rękę nowemu znajomemu Kątem oka zauważyłam, jak Alfred robi się czerwony jak pomidor. No tak, przez całą rozmowę nawet nie zapytał mnie o imię.
  Kolejne dni spędziliśmy bardzo aktywnie. Najpierw zwiedziliśmy Tokio, gdzie wraz z Alfim udało nam się znaleźć sklep z różnymi drobiazgami z anime. Na te pamiątki poszła spora część moich jenów, podobnie było też u Alfredem. Arthur był tym przerażony.
Potem weszliśmy na górę Fudżi. Tak, weszliśmy. Był to pomysł Ludwiga, Niemca, który postanowił że w ten sposób powinniśmy pokonać nasze słabość, czy coś w tym stylu. Mimo niesamowitego widoku, czekającego na nas na górze, to podczas wspinaczki ja, Arti, Feliciano I jego brat Lovino szliśmy na samym końcu, narzekając, jaki to los jest okrutny. Następnego dnia pojechaliśmy do Kioto, kulturalnej stolicy Japonii. Podczas gdy ja i Arthur zachwycaliśmy się urokiem starych budowli, Alfi narzekał, że się nudzi. Chłopak rozluźnił się dopiero podczas kąpieli w gorących źródłach. Ja natomiast czułam się bardzo niezręcznie. Na szczęście nie byłam jedną kobietą w tym gronie, a Elizabeta była świetną towarzyszką.
Ostatni dzień w Japonii spędziliśmy... Jedząc sushi. To znaczy ogóle postanowiliśmy zająć się jedzeniem. Alfred był w siódmym niebie, kiedy znaleźliśmy coś o nazwie MegMac, hamburger z czterema kotletami! Ja natomiast znalazłam w KFC burgera-nie burgera, który zamiast bułki miał kawałki kurczaka w panierce. Biedny Feil miał trochę mniej szczęścia, bo kupił sobie cukierki z ośmiornicy... O smaku ikry dorsza. Przed wyjazdem kupiłam sobie jeszcze gumę o nazwie "Otoko Kaoru"*. Właśnie tak przepuściliśmy nasze ostatnie pieniądze na jedzenie...
Niestety, w końcu musiał nadejść moment pożegnania. Kto by się spodziewał, że w ciągu kilku dni tak się zżyjemy! Kiedy wsiadałam do samolotu, miałam już zapisane kontakty do każdego z tej dziwnej grupy. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nigdy nie zapomnę tej wyprawy.
Od tamtej pory zaczęłam znacznie więcej podróżować (bo znajomych trzeba odwiedzać) i stałam się znacznie bardziej otwarta. Nie mogę się już doczekać kolejnego spotkania u włoskich braci!

✴️ ✴️✴️

* "Otoko Kaoru" to guma po której twój pot ma pachnieć różami

Miejsca i potrawy wymienione w powyższym tekście istnieją na prawdę.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 18, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kiedy hetalian ma napisać opowiadanie... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz