- Prolog -

3 0 0
                                    


         "Artysta stoi tam, gdzie wrażliwość miesza się z charyzmą, czyli o kreowaniu siebie, bez poszukiwań "


Przy tej piosence zawsze wpadała w nostalgiczny nastrój. Zamknęła oczy i stanął przed nią obraz sprzed trzech lat, widok z najbardziej oddalonego od sceny kąta zatłoczonej sali. Stała oparta o ścianę w błogim nastroju, zdawało jej się że oscyluje pomiędzy każdym dźwiękiem gitary. Wpatrywała się w rozpływającą się pod nią podłogę, nie miała wtedy nawet śmiałości by podnieść wzrok, każdy ruch niezwykle charyzmatycznego i pewnego siebie wokalisty budził w niej coraz większą fascynację i przyprawiał o ścisk w gardle. Dopiero późnej zdała sobie sprawę, że tego wieczoru zapomniała zażyć swojej codziennej dawki leków, co w połączeniu z działaniem vicodinu i nastoletnią burzą hormonów, dawało efekt fałszywego zauroczenia tym ekscentrykiem. Dzisiaj patrzyła na to wszystko z innej strony, chociaż nadal była nieco naiwna i ciężko było odstawić jej środki narkotyzujące, to teraz stała za kulisami dopingując swojego ekscentrycznego przyjaciela, który znaczne zmężniał od tego czasu. Zapuścił włosy nabrał krzepy... Zmieniał się też jego wokal, coraz mniej przypominał chłopca drącego się do mikrofonu, teraz był już bardziej artystą, który uczył się czarować swoim głębokim głosem, przygrywając sobie na gitarze jakąś bluesową melodię. Zuz też bardzo się zmieniła. Oboje zyskali na tej pseudo braterskiej relacji. Ona wyszła z kąta, nabrała charakteru, on się uspokoił i otworzył się na wrażliwość.

- I jak? - Wyrwał ją z zamyślenia swoim zmęczonym głosem , starał się przekrzyczeć cały otaczający go zespół i szczerzył do niej dumnie.- Nieźle. - Uśmiechnęła się z lekką zadziorą, po czym podbiegła do niego i ucałowała go delikatnie w usta. - Ale mogło być lepiej.- Bo następnym razem ty zaśpiewasz. - odpowiedział na zaczepkę z przekąsem, wiedząc doskonale o jej nieustępliwym strachu przed publiką i objął ramieniem.-Lepiej szukaj miejsca jakiegoś porządnego miejsca na aftrera.- Tym razem jestem przygotowana!- Złota dziewczynka. To co tam masz? - Zapytał, i wyrwał jej z ręki telefon.- Kant 23 ma od pierwszej promocję na bar, ale...-Mają tam, w Kancie, się rozumie, nowego barmana. Obrotny chłopak swoją drogą. – Odezwał się już lekko otumaniony dwudziestoletni basista, Aleks, który zawsze wiedział jak wciąć się jej w pół zdania. Swoją drogą to chyba jedyny człowiek, który po trzech minutach od zejścia ze sceny potrafił wyciągnąć zza kurtki piersiówkę i opróżnić całą jednym pociągnięciem.- I szczodrze polewa. A to się chyba liczy, panowie. - Włączył się Kondi poklepując kumpli po plecach. Po czym spojrzał nią i dodał- i panie, rzecz jasna.- To świetnie, zraz się przebieram i możemy iść. - Powiedział Basti i odebrał od kogoś browar, kierując się do garderoby w towarzystwie intensywnych rozmów prowadzonych między resztę ekipy.- Ale Basti ! -Krzyknęła- A... telefon, wybacz. - cofnął się by oddać jej telefon, ale ona w tym momencie złapała go za rękę, by tym razem nie uciekł jej tak szybko.- Bo Bill, bardzo łanie poprosił mnie, żebyś zjawił się u niego dzisiaj i zaśpiewał chociaż jedną piosenkę.- Ach.. Bill... - Spojrzał w podłogę, przejechał sobie jedną ręką po karku.- Dobra. Spławię ich do 23, a my pójdziemy do Billa.- Na to liczyłam. - Puściła go i obróciła się napięcie.- Spryciara! - Zawołał za nią, kiedy ta schodziła już po schodach.Zuz odebrała swoją własnoręcznie poszywaną torbę i jeansową kurtkę z szatni. Trzeba przyznać, że Teatr Dionizyjski był naprawdę inspirujący. Można było zatracić się w tej marmurowo białej sterylności. Pewnie przycupnęłaby pod jedną z wielkich, bogato rzeźbionych kolumn, wyciągnęłaby zeszyt i zaczęła szkicować. W tej chwili jednak jak najszybciej chciała znaleźć się barze i porządnie zmroczyć sobie czymś w głowie, odreagować cały tydzień. Nie pora teraz na odkrywanie poetyki tego miejsca. Musiała się jednak liczyć z tym,że spędzi tu jeszcze przynajmniej godzinę, bo gdy tylko Basti pojawił się na schodach, zaraz otoczyła go spora grupa osób chcąca pogratulować występu i poprosić autograf. Czuł się z tym paskudnie, mimo że uwielbiał ten pokoncertowy klimat i personalny kontakt ze swoją publicznością, to z każdą kolejną podchodzącą osobą sumienie ciążyło mu coraz bardziej. Spoglądał wtedy przepraszającym wzrokiem w stronę Zuzy. Ta jednak nie miała mu tego za złe, wręcz przeciwnie, ale na Boga, tak bardzo chciało jej się grzać! - I jak się bawiłaś, dzieciaku? - Usłyszała nagle zza pleców pogodny głos profesora Libediewa, a raczej jak wolałby go nazywano, p. Adama ze względu na jak to zwykł ujmować "uwłaczające nazwisko".- Dobrze, dziękuję.Chyba dali radę, co? - Odpowiedziała grzecznie Zuza. Profesor Libediew był prawdopodobnie jedynym nauczycielem, który, na swojej długiej liście kontaktów znalazł numer do dyrektora teatru i pomagał w organizacji koncertów. Oprócz tego był bardzo dobrym polonistą, językoznawcą, który nigdy nie dal zagiąć się jednym z tych ciężkich pytań, mających na celu ośmieszenie go w oczach uczniów. Oczywiście, jak każdy miał parę wad, nie starał się jednak ich uporczywie urywać, podchodził do nich w sposób naturalny. Zuzia tłumaczyła sobie to jego tendencją do macoszego traktowania natury, ale większość raczej postrzegała, go jako nieporadnego, gdy zapomniał sprawdzianów, lub rozlał na nie kawę. Znaleźli się i tacy, którzy snuli teorie, że robi to celowo, z litości dla nieprzygotowanych licealistów by wyznaczyć kolejny termin na napisanie pracy klasowej. Mieli rację, co nie oznaczało, że miękkie serce zawsze okazywało się być zaletą.-To prawda. Ma chłopak głos. - Powiedział z wyczuwalnym podziwem w głosie, po czym dodał - Gdyby tak tylko...Rozmawiałem z profesorem Wysockim.-Wiem. - Powiedziała szybko. Jasne dla niej było, co właśnie chciał jej powiedzieć. Zawsze mówił jej to z nadzieją, że miałaby mieć na niego większy wpływ niż on sam. Z resztą nie bezpodstawnie, w sumie może i byłaby w stanie wysłuchać tej gadki kolejny raz, chociażby ze względu na nienaganny sposób wypowiedzi i dykcję wychowawcy, gdyby nie to, że na samo wspomnienie nazwiska Wysocki kolana nie zaczęłyby się pod nią uginać. - Słyszałaś to już wiele razy. Darujmy sobie dzisiaj, nie psujmy tego wieczoru. - Zatrzymał się na chwilę, wziął głęboki oddech i w końcu wypowiedział z ciężarem na sercu.- Z początkiem kolejnego miesiąca kończę pracę w waszym liceum. -Ale..Jak to?- Ujmijmy to w ten sposób, że moje poglądy są raczej przeciwstawne do poglądów szanownej dyrekcji. - Nie rozumiem, uczył pan u nas nie cały rok.-Jak widać to wystarczająco dużo czasu by odkopać stare teczki i wymyślić uroczą historię z ich domniemaną zawartością...Nie ważne... Może kiedyś będę miał okazję dosadniej to wytłumaczyć. Dobranoc! - Dopiął płaszcz na ostatni guzik po czym uśmiechnął się ponuro na pożegnanie, zostawiając ją z setkami nowych myśli.- Przepraszam, mogłem wyjść bocznym wyjściem. - Powiedział z zakłopotaniem Basti, przedostając się przez tłum ludzi w jej kierunku. 

- Nie przepraszaj mnie, tylko Billa. - Odpowiedziała łagodnie, kiedy ten przytulił ją do siebie. Było jej strasznie głupio, kiedy okazywał jej jakąkolwiek cielesną czułość przy ludziach. Z drugiej strony pomyślała jednak , żeby sobie te napalone laseczki nie robiły nadziei. Chociaż byli tylko parą dobrych przyjaciół, chyba lubiła czuć, że jest krok bliżej niego od innych dziewczyn. Przecież połowa z nich nie wiedziała nawet, o czym przed chwilą śpiewał.

- Dobranoc paniom!- Krzyknął jeszcze w stronę recepcjonistek i zawadiacko puścił oczko w ich stronę. 


To miasto zdawało się jednak nigdy nie zasypiać. Wskazówki zegara pokazywały już wpół do drugiej, a po ulicach przechadzali się ludzie w różnym wieku, różnej maści. Każdy z nich miał swój cel nocnych wędrówek, niektórzy dopiero co skończyli pracę, niektórzy właśnie do niej zmierzali. Byli tacy, których serce niosło na imprezę, albo do kochanki. Zauważyć w tłumie można było też lunatyków, zapatrzonych w gwiazdy. -Myślisz, że oni mają jakiś cel? - Zapytała naiwnie Zuz, przyglądając się przez szybę autobusu jednemu z tych śniętych osobników tułających się wolnym krokiem. Byli sami, wszystkich zazwyczaj w piątkowymi nocami ciągnęło do centrum, a Bar Bill'ego położony był na obrzeżach. - Myślę, że koleś po prostu dobrze się naszprycował. -Odpowiedział z pół uśmiechem- Jest taki jak my, tylko nie jest już takim gówniarzem.- Dodał i wyciągnął z kieszeni pięć tabletek, po czym podał dwie towarzyszce.Połknęła swoją dawkę po czym spojrzała krytycznie na Bastiego i zabrała mu dwie pigułki.
-Będziesz śpiewał. Nie możesz teraz pakować w siebie tyle.- Przecież dałbym radę. Mamo. - Zuz wpatrywała się ciągle w sylwetkę tułającego się noktambulika -Spokojnie, przecież on doskonale wie dokąd idzie. -My też wiemy?
-Tak, jedziemy się bawić. - Powiedział pogodnie, ale prawda była taka, że to pytanie trochę go jednak dotknęło.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 14, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Ściemnia się.Where stories live. Discover now