Rozdział 27

4.3K 207 33
                                    

-Dobrze, bądźcie przez chwilę spokojnie. Zaraz was zabierzemy do skrzydła szpitalnego by zobaczyć czy wam nic nie jest- dyrektor próbował nas uspokoić jednak my cały czas trzęśliśmy się ze strachu.

Nadal panowało istne szaleństwo. Nadal było słuchać brawa i gwizdy. Każdy był uśmiechnięty od ucha do ucha ale nie ja. Miałam nogi jak z waty. Nagle niekontrolując co robię spadłam w dół. Na szczęście przed upadkiem uchronił mnie Harry który zdążył w odpowiedniej chwili mnie złapać. Mruknęłam ciche i krótkie ,,dziękuję,, nadal myśląc nad tym co się wydarzyło.

Dyrektor nadal coś mówił jednak nie słyszałam co. Nie docierało to do mnie, byłam w szoku. Czego ode mnie chce sam Voldemort? Moje sny są prorocze? Co się dzieje? Za dużo myśli na raz!
Nagle usłyszałam głos Dumbledora.

-Więc pragnę ogłosić iż turniej wygrywają Harry Potter i Cedrik Diggory. To będzie chyba pierwszy remis jaki był w historii Turnieju Trójmagicznego a w dodatku zwycięzcami zostali reprezentanci tej samej szkoły- tu się zatrzymał- myślę że ten turniej zapadnie nam w pamięci na długo- tu wziął gęboki wdech- przeczuwam że każdego z was interesuje nagłe wtargnięcie do labiryntu dwóch uczniów- tu spojrzał na mnie i Freda- ale muszę was zasmucić, gdyż to  zostanie między radą pedagogiczną, a panną Smith i panem Wesley'em.

Następnie nastąpiło nagrodzenie zwycięzców, jednak ja znowu nie zwracałam na to uwagi. Czułam się dziwnie. Stałam z Fredem jak takie dwa kołki na środku boiska do czasu gdy nie podeszła do nas McGonagall. Ale było o tyle dobrze, gdyż ludzie zwracali uwagę na Harry'ego i Cedrika a nie na nas.

-Chodźcie, zabiorę was do skrzydła szpitalnego- oznajmiła opiekunka Gryfonów, a my posłusznie za nią poszliśmy.

Pani Pomfrey dokładnie nas obejrzała. Razem z Fredem mieliśmy kilka dość dużych zadrapań i ran. Chwilę po nas do skrzydła wszedł Cedrik. Obdarzył mnie uśmiechem co odwzajemniłam, a Fred jak to Fred spojrzał gniewnym zwrokiem na bruneta, ale nie takim jak zawsze. Ten wzrok był jakiś... cieplejszy? Nie umiem tego określić.

***

Stałam właśnie pod gabinetem dyrektora i właśnie, do mnie dotarło że nie znam hasła. Postanowiłam poczekać na kogoś. Po chwili w oddali zobaczyłam Harry'ego.

-Hej, ty też do Dumbledore?

-No tak, ale nie znam hasła.

-Karaluchowy blok- powiedział Harry, a wejście się otworzyło.

-Och witajcie- przywitał nas z uśmiechem dyrektor.

-Dzień dobry- powiedzieliśmy równocześnie.

-Pewno zastanawiacie się czemu tu jesteście. Otóż wezwałem was by omówić całą sytuację podczas ostatniego zadania- powiedział Dumbledore.

Zaczęliśmy wszystko dokładnie opowiadać, a dyrektor tylko kiwał głową i zadawał nam pytania. Tłumaczyłam się również dlaczego wbiegłam, opowiedziałam mój sen ze szczegółami, ale dyrektor ponownie tylko kiwnął głowa. Już mieliśmy wychodzić, kiedy nagle mi się coś przypomniało.

-Przepraszam, profesorze Dumbledore...- zaczęłam.

-Tak?

-Bo jak ON się odrodził , to powiedział aby Glizdogon mnie nie zabijał bo będę mu potrzebna. O co chodziło?

-Tego nie wiem Rose. Nie znam odpowiedzi na każde pytanie, jednak obiecuje ci, że zrobię wszystko w mojej mocy, aby dowiedzieć się o co chodziło.

-Dobrze... Dziękuję.

-Nie masz o co dziękować. Nie robię tego z przymusu, tylko chce ci pomóc- przerwał- wiesz każdy człowiek jest na swój sposób wyjątkowy. Trochę jak płatki śniegu. Nie ma dwóch identycznych, ale ludzie różnią się od płatków. Mają wybór. Ich los zależy od ich samych, śnieg takiej możliwości nie ma. Płatki cały czas są takie same- zakończył jakaś mądrość, której i tak nie zrozumiałam.

Ale nie mam siły o co martwić, to przecież Dumbledore. Kiwnęłam głową na ,,do widzenia,, i wyszłam z gabinetu.

Jesteś Tylko Moja ✴ Cedrik Diggory  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz