Od ostatniego razu w kawiarni pojawiał się praktycznie codziennie. Potrafił przesiadywać w niej godzinami, znalazł tam dla siebie bezpiecznie miejsce. Za każdym razem zamawiał tą samą mocną kawę i spędzał czas na pisaniu lub czytaniu. Zdarzyło mu się również zabrać ze sobą swojego laptopa, ale od razu stwierdził, że ekran komputera odbiera mu całą przyjemnośc z przebywania tam.
Była sobota, dzień wcześniej skontaktował się Norah, żeby upewnić się w związku z ich spotkaniem. Umówili się na dzisaj, a dziewczyna zaproponowała, że pokręcął się po Soho i posiedzą w jakimś barze.
Od jego przyjazdu pogoda o wiele się poprawiła, od dwóch dni nie spadła nawet kropelka deszczu, za to intensywnie świeciło słońce. Tego dnia na zwenątrz było równie pięknie i słonecznie, a Harry szedł dobrze już znajoma droga i kierował się w stronę ulubionej kafejki.
Czuł jak ciepło okrywa jego skórę. Orzechowe loki w blasku słońca wydawały się bardziej złote i wdzięcznie opadały na ramiona chłopaka. Ten krótki spacer stał się rodzajem wyciszenia, nie podłączył nawet słuchawek. Szedł w ciszy, co chwila przerywanej przez odgłosy jadącego samochodu lub idącego przechodnia.
Kiedy dotarł na miejsce zobaczył pewną zmianę. Właściciel ustawił przed wejściem kilka krzeseł i stolików, które nakrył bladoniebieskimi obrusami. W ostateczności zdecydował się zająć miejsce na zwenątrz, bo jasne promieni słoneczne zachęcały do tego. Zamówił jak zwykle, to samo. Wyjął telefon, bo usłyszał dzwięk przychodzącego smsa. Norah napisała, że zajedzie po drodze po niego, bo ten zapewne nie orientuje się jak dojechać. Na tą wiadomość Harry'emu w głębi serca ulżyło, bo faktycznie nie miał pojęcicia jak się tam dostać. W międzyczasie kelnerka przyniosła parującą kawę.
Rozglądał się dookoła. Obok stało kilka pustych stolików, nie było najwidoczniej jeszcze na tyle ciepło, aby ludzie ochoczo rozsiadali się na dworze. Na przeciw niego rozciągała się ulica, do której przylegał wąski chodnik. Wejście do kawiarni co chwila mijały kolejne osoby, a z jej wnętrza dochodziła spokojna muzyka, która mieszała się z dzwiękami ulicy i romowami przechodniów. Zamknął oczy i zaczął się w nie wsłuchiwać, słonce ogrzewało mu twarz , a lekki wiatr subtelnie rozwiewał jego włosy.
Po dłuższym czasie ponownie sprawdził godzinę. Było na tyle późno, że naszły go obawy, iż może nie wyrobić się na czas. Automatycznie poprosił o rachunek, a kiedy miła brunetka z szerokim uśmiechem na twarzy położyła koło jego ramienia kawałek papieru, który momentalnie wziął do ręki, aby sprawidzić ile powinnien zapłacić. Czarny tusz wyraźnie pokazywął pięć funtów, z resztą tak jak zawsze. Harry bez zastanowienia sięgną do kieszeni po skórzany portfel z którego wyjął odliczoną sumę i położył ją na stole.
Kończył dopijać swoją kawę i w zamyśleniu bawił się kawałkiem papieu. W jednym momencie pod wpływem impulsu, nagłego przypływu weny sięgnął do plecaka, który leżał na krześle obok. Szybko zaczął go przekopywać w poszukiwaniu swojego zeszytu i czegoś do pisania. Robił to w takim pośpiechu jakby w jego głowie narodziła się genialna idea, której za wszelką cenę nie chciał dać zginąć. Od razu zorientował się, że nie zabrał notesu.
- Cholera - syknął pod nosem
Udało mu się przynajmniej znaleźć cienki metalowy długopis. Pochwycił leżący pod ręką paragon, który obrócił na czystą stronę.
Masz okrutny nawyk nieszenia tego...
Długopis płynnie przemieszczał się po kartce.
co do nas należy.
Jak tsunami odbierasz wszystko co...
Tu na chwilę przerwał i zastanowił się nad odpowiednim słowem, momiwolnie przegryzając przy tym końcówkę pisaka
CZYTASZ
The Night We Met | l.s.
FanfictionHarry z nadzieją zmiany swojego przepełnionego rutyną życia wyjeżdża z rodzinnego Holmes Chapel do Londynu. Tam, podczas wyjścia na miasto w jedyn z klubów przypadkowo trafia na koncert amatorskiego zespołu. Wtedy właśnie w dziwnych okolicznościach...