Pomieszczenie to było przejrzyste, a wypolerowana zastawa spoczywała na uprzednio nakrytym dębowym stole. W kieliszkach odbijało się światło lamp, stojące w błękitnym wazonie róże idealnie komponowały się z fioletowymi serwetkami. Czystość jaka wokół panowała wręcz oślepiała: idealnie ułożone poduszki, prosto ustawione książki na półkach. Ba, nawet dywan był położony z dokładnością. Wyłącznie 8 centymetrów wystawał z tyłu kanapy. Można by rzec, że szykowało się niezwykłe przyjęcie lub też bankiet, na który zaproszone zostały wyłącznie wielkie osobistości.
Dochodziła godzina ósma wieczorem. Gospodarz przechadzał się po pokoju z rękami założonymi za plecami. Co jakiś czas przystawał i uważnie przyglądał się wskazówkom zegara. Nie mógł się doczekać, aż wreszcie zaprosi do środka osoby, które otworzą mu wrota do kariery. 55, 56... Minuta pędziła za minutą, aż wreszcie rozległ się dzwonek do drzwi. Ostatnim ruchem dłoni przygładził włosy, wziął głęboki wdech i udał się w stronę wejścia. Kiedy nacisnął klamkę, jego oczom ukazał się starszy mężczyzna. Na jego twarzy gościły wyraźnie zarysowane zmarszczki, a siwy kosmyk włosów niesfornie opadał na czoło. Wyglądał bardzo profesjonalnie i dostojnie. Osoba z zewnątrz spokojnie byłaby w stanie stwierdzić, że był on człowiekiem, który z pewnością odniósł ogromny sukces i szczyci się wysoką pozycją społeczną.
- Pan Dean Winchester we własnej osobie! Coś podobnego, wyobrażałem sobie pana jako nieco starszego... Ach, pewnie znowu założyłem nieodpowiednie okulary. Wie pan, jak to jest... Staruszkowi coś się pomyli, wszystko pomiesza! - mężczyzna zaśmiał się.
- Panie Brown, witam w swoich skromnych progach. Zapraszam do środka. - odparł Dean i wprowadził nestora do pomieszczenia.
Deanowi bardzo zależało na znajomości z Anthony'm Brownem. Światowej sławy biznesmen za przysłowiowym pstryknięciem palca mógł wprowadzić go do świata, w którym w końcu poczułby się spokojnie. Zdolny byłby wtedy do zapewnienia sobie oraz bratu dostatniego życia. Od wielu lat zmagali się z okropnym stresem, który narastał w chwilach walki ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. Czy to nie jest najlepszy moment na powrót do normalności? Pomijając fakt, że nigdy nie mieli styczności z normalnością. Kto w dzisiejszych czasach jest normalny? Czy w ogóle istnieje takie pojęcie?
- Proszę czuć się jak u siebie w domu. Czego pan ma ochotę się napić? Czerwone wino, brandy? Szczerze polecam burbon, ma bardzo wyrazisty smak. - Dean z uśmiechem wskazał na trunki, które znajdowały się w szklanym barku.
- Poproszę wino. - odpowiedział Brown, bacznie przyglądając się obrazowi wiszącemu na ścianie. Malunek zaciekawił go, ponieważ zbliżył się i uważnie analizował każdy szczegół.
Dean sięgnął po butelkę. Gdy spojrzał w lustro, udało mu się wychwycić obcą sylwetkę za swoimi plecami. Błyskawicznie odwrócił się upuszczając flaszkę, która rozbiła się na podłodze. Był w szoku, bo przecież do mieszkania wpuścił jedynie Browna. Spojrzał na niego i poważnie się zdziwił. Biznesmen zastygł, pozostał nieruchomy. Jakby ktoś właśnie zatrzymał czas. Obrócił głowę w kierunku nieznajomego. Tajemniczy mężczyzna, ubrany w beżowy trencz nieustannie wpatrywał się w niego. Jego spojrzenie było smutne, a usta otworzyły się, aby właśnie coś powiedzieć, jednak nie wydał z siebie żadnego dźwięku.
- Kim jesteś? Jak się tu dostałeś? - zapytał Dean z konsternacją wymalowaną na twarzy. Nie rozumiał, w jaki sposób dziwny osobnik wdarł się do jego mieszkania, a sytuacja była na tyle niezręczna, że oparł się o ścianę.
- Witaj, Dean. Nie poznajesz mnie? Myślałem, że po tylu wizytach, jakie już odbyliśmy wreszcie zapamiętasz moje imię oraz to, kim jestem. - odpowiedział obcy spokojnym tonem. Jego głos był na tyle głęboki i niski, że aż Deana przeszył dreszcz. Coś nie dawało mu racjonalnie myśleć. Nie był pewny, czy rozprasza go ten niebieski krawat, czy też niebiańskie oczy, które wręcz wywiercały go na wylot. Przynajmniej takie odnosił wrażenie.
- Czy z łaski swojej mógłbyś w tej chwili opuścić mój dom? Czekam na resztę gości. - Dean nerwowo oddychał. Byłby w stanie nawet teraz zasadzić temu cwaniakowi kopa. Nie dość, że przeszkodził mu w przyjęciu, to na dodatek był zbyt... Zbyt?
Przybysz podszedł bliżej do Deana. Zmierzył go z góry na dół, po czym dodał:
- Czy właśnie takiego życia pragniesz, Dean? Pełnego pieniędzy, chwały? Naprawdę chciałbyś stać się kimś, kim nie jesteś?
- Posłuchaj mnie! - Dean poderwał się i odsunął nieznajomego od siebie. - Nie wiesz, kim jestem ani kim chciałbym być. Nie znasz mnie, niczego o mnie nie wiesz! Nie masz prawa nawet tutaj przebywać! Wynoś się! ALE JUŻ!
- Jak sobie życzysz, Dean.
Wszystko zaczęło się rozmywać. Obraz tracił kontrast, stopniowo barwę. Dean otworzył oczy i usiadł na łóżku. Przetarł twarz dłonią, ponownie rozglądając się po pomieszczeniu. Sam w dalszym ciągu spał na łóżku, które znajdowało się ok. 1,5 metra od łóżka Deana. Pokój w jakim się znajdowali, ani trochę się nie zmienił. Pozostał ciemny, a w oknach wisiały stare, zaniedbane zasłony. Całe szczęście, że to był sen. Co mógł oznaczać? Kim był ten facet i czego od niego chciał? Dean nic nie rozumiał. Oddychał ciężko, ukrywając twarz w dłoniach.
- To tylko głupi sen. Tylko sen. - szepnął do siebie.
~~~~~~
No! To już pierwszy rozdział mamy za sobą :)Chciałam się wykazać choć troszkę, pozbyć nudy, więc postanowiłam stworzyć takie oto opowiadanko.
Mam nadzieję, że jak na razie jest w porządku. Dziękuję kochanej Black-Hearted-Angel , która jest moją oficjalną betą i będzie się męczyć, sprawdzając poprawność pisowni tego pseudo-dzieła.
Miło mi się pisało, więc liczę na to, że równie miło się czytało! :D
CZYTASZ
Przeklęte słowa
FanfictionPozornie piękne, skrywały pod swoją otoczką ból oraz cierpienie. Pozornie niezwykłe, doprowadziły do głębokiej rozpaczy. Sprawiły, że lojalność i poświęcenie nabrały mocniejszego charakteru. Już nic nie będzie takie samo. Już nic nie będzie w stanie...