Rozdział 26

9.1K 1K 84
                                    

 Moja sypialnia wyglądała tak samo jak dwa lata temu. Nadal dominował kolor biały. Nie dziwiłam się... Występował on w praktycznie całej rezydencji. Koło okna stało dwuosobowe łóżko, mała szafka nocna. Pod tym leżał puszysty, kremowy dywan. Na przeciwko znajdowały się drewniane drzwi, które prowadziły do ogromnej garderoby, której powierzchnia była zbyt duża. Nigdy nie potrzebowałam tyle miejsca. Zazwyczaj zadowalałam się zwykłą szafą. W kącie pokoju nadal stały dwa, skórzane fotele i komoda z telewizorem. Na lewej ścianie wisiały liczne obrazy, których autorów nawet nie znałam. Nie interesowała mnie zbytnio sztuka. To matka zwracała na nią uwagę. Lubiła prezentować dzieła artystów w swoim domu.

 Pokój zbyt bardzo przypominał mi o przeszłości. To właśnie w nim spędzałam najwięcej czasu. Przecież i tak nie miałam co robić... Mając kilka lat nie mogłam opuszczać domu, więc byłam skazana na moje cztery ściany. Dopiero później, gdy jakimś cudem rodzice zgodzili się na prywatną szkołę, zamiast na domowe nauczanie, mogłam swobodnie wychodzić poza mury. Byłam z tego faktu bardzo szczęśliwa. Poznałam garstkę osób. Nie wszyscy byli snobami w tamtej placówce... Nauczyciele również nie byli aż tacy źli. Nawet dobrze wspominałam tamte czasy.

 Nie miałam ochoty siedzieć w sypialni. Zdecydowałam się na małe "zwiedzanie". Nie byłam pewna, czy można było to nazwać zwiedzaniem... Rozkład budynku znałam na pamięć.

 Idąc korytarzami mijałam służbę, która jak zwykle gdzieś się śpieszyła. 

 Postanowiłam spędzić wolny czas w ogrodzie. Był utrzymywany w stylu francuskim. Cała masa krzewów, drzew, które były równo ścięte, dodatkowo układały się w bajeczne kształty. Po środku rosły kolorowe kwiaty. W centrum stała fontanna.

 Skierowałam się w kierunku tylnej części ogrodu. Tam zdecydowanie było mniej tego całego przepychu, panował spokój. Dodatkowo było, jakby to nazwać... Bardziej kwieciście. Występowała tam większa ilość kwitnących roślin.

 Usiadłam na ławeczce po której obu stronach na rusztowaniach wiły się pnącza. 

 Rozprostowałam nogi i ciężko odetchnęłam. Błoga cisza i spokój...

***

 Spędziłam tam jakieś dwie godziny. Jedynie co robiłam to wpatrywałam się w niebo. Pewnie niektórzy myśleli, że byłam jakąś wariatką. Ja jednak chciałam trzymać się jak najdalej od matki. Miałam nadzieję, że mnie tam nie znajdzie. Miałam nadzieję... Jak to się mówi, nadzieja matką głupich.

 - Jest pani proszona do salonu. - powiedział mężczyzna.

 Był ubrany w standardowy strój lokaja. Czarny dół, góra, biała koszula pod spodem. 

 Podniosłam się i nie dyskutując, ruszyłam za nim. Ponownie stąpałam po żwirowej ścieżce. Mijałam idealne rośliny. 

 Po paru minutach doszliśmy do holu, po skręceniu w prawo znalazłam się w obszernym salonie. W jego centrum stała sofa i kilka foteli. Pod ścianami widniały szafki z książkami, których pewnie nigdy nie przeczytała...

 Kobieta otaksowała mnie wzrokiem i ruchem dłoni wskazała na miejsce koło siebie. Ja natomiast ominęłam je szerokim łukiem i usiadłam najdalej jak mogłam. Świetna odległość.

 - I jak? - zapytała, opierając głowę o dłoń. - Podoba ci się?

 - Ale co ma mi się podobać? - Byłam trochę zaskoczona. - Przecież tu nic się nie zmieniło. - Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. - Kompletnie nic... - dodałam ciszej.

 - Mniejsza z tym. - Westchnęła. - Zapomniałam ci wspomnieć, że za trzy godziny przyjadą nasi goście.

 A ona znowu zaczęła o tym mówić. Przecież o tym wiedziałam. Z drugiej strony... Intrygowały mnie te osoby. Nie wiedziałam kim są. Jednocześnie miałam pewność, że z pewnością przyjadą w sprawie interesów związanych ze mną. Serio. Rozmyślając na ławce w ogrodzie, doszłam do wielu wniosków. Właśnie jednym z nich było to, że ponownie jestem matce do czegoś potrzebna. Wydanie mnie za mąż odpadało, tak samo jak sprzedanie mnie. Chociaż... Na jedno by wychodziło...

 - I co? - burknęłam.

 - Nie możesz się im tak pokazać. - Skrzywiła się.

 Spojrzałam na swój ubiór. Trochę miała racje, nie wyglądałam jakoś szczególnie pięknie w dresach... 

 - To niby w czym mam się im pokazać? - Uniosłam jedną brew do góry. - Trzeba było mi mówić wcześniej, to bym wzięła ze sobą coś bardziej odświętnego.

 - W garderobie są twoje stare ubrania, wybierz coś sobie. - Uśmiechnęła się i ponownie wpatrywała się w moją sylwetkę. - Chociaż... - Przychyliła głowę na bok. - Nie wiem czy będą nadal na ciebie dobre.

 Ona wiedziała jak obrazić mnie w iście "kulturalny" sposób. 

 Po prostu sądziła, że przytyłam. Nie moja wina, że trochę kilogramów mi wtedy przybyło. Lubiłam jeść. Mój metabolizm coraz gorzej sobie radził. Nie było szans na to, żebym nadal mieściła się w starym rozmiarze przed kilku lat.

 - Rozumiem... - Wstałam. - To ja idę się przygotować. - Warknęłam. 

 Najpierw poszłam do łazienki i wzięłam dłuższą kąpiel. W wannie było więcej piany, niż wody. Nie wiedziałam, że płyn który stał na szafce, był aż tak bardzo pieniący się.Wlałam go trochę zbyt dużo...

 Potem owinęłam się ręcznikiem i z mokrymi włosami stanęłam przed lustrem w celu ich poczesania i wysuszenia. 

 Nigdzie nie znalazłam kosmetyków, a jako, że nie wzięłam swoich, byłam gotowa na pokazanie światu mojej naturalnej twarzy, która może miała kilka niedoskonałości. Ale jakoś nie widziałam w tym problemu. Byłam kobietą i prawda... Czasami potrzebowałam prezentować się ładnie, ale wtedy nie za bardzo na to patrzyłam. Oczywiście nie wyglądałam brzydko, ani pięknie. Ugh... Sama nie wiem. Gdybym sądziła, że nie jestem ładna, to wyszłoby na to, że jestem ładna, ale mówię, że jestem brzydka, tak samo w przypadku, gdybym sądziła, że jestem ładna, wtedy byłoby, że jestem narcyzem... Tak źle i, tak niedobrze.

 W garderobie miałam szeroki wybór kiecek. Nigdy sama ich nie kupiłam. Wybierała mi je matka. Musiały być szykowne, skromne i oczywiście drogie. Kto by się tego spodziewał...

 Najpierw założyłam zwykłą bieliznę. Byłam skazana na biustonosz z ramiączkami. Czyli mój krąg poszukiwań się zawężał. Potrzebowałam czegoś, co zakryje te paski. 

 Faktycznie w większość kreacji się nie mieściłam. Nie dałam rady dopinać zamków. A jak mi się udawało, to moja klatka piersiowa błagała o pomoc... 

 Najlepsze były te długie i opięte sukienki. W nich moje nogi wyglądały jak serdelki.

 Jednak udało mi się znaleźć coś szerszego. Najzwyklejsza na świecie czarna z koronką i długim rękawem. Materiał był w miarę elastyczny i nie uciskał mnie. 

 Do tego dobrałam ciemne buty na płaskim obcasie. 

 W tym wszystkim wyglądałam jakbym szła na pogrzeb, a nie na spotkanie...

***

 W końcu nadeszła pora na tę całą szopkę. 

 Byłam troszeczkę spóźniona, o kilka minut. Było to spowodowane tym, że się zagapiłam.

 Schodząc schodami patrzyłam raczej na swoje stopy. Wiedziałam, że goście już czekali w holu. Specjalnie na mnie...

 Podeszłam do matki i ustawiłam się po jej lewej stronie, gdy uniosłam wzrok, prawie padłam...

Mąż jedynie na papierzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz