but they bow down to him anyway 'cause it's better then being alone

323 11 12
                                    



Czasem myślę, że lepiej, aby te wakacje nigdy się nie wydarzyły, aby te dobre wspomnienia wirowały wciąż w mojej głowie, nie polewane niczym żrącym i tak żałośnie smutnym. Zawsze jest jakiś konflikt, wszyscy walczą ze sobą, zapominając o tym co najcenniejsze, o czymś co sprawiło, iż to ja zapomniałem o wszystkim innym. Wracając do tamtych wspomnień, potrafię pamiętać jedynie moich przyjaciół, pogrążających się świadomie w tej melancholii, kiedy ja unikałem wszystkiego. Pamiętam też jego uśmiech, tak ładny, iż nie mógł być prawdziwy. Czemu do cholery Jeon Wonwoo ściął włosy? Moje obsesyjne patrzenie w przeszłość nigdy się nie skończyło i odtwarzam to wszystko w głowie, kiedy nie mogę zasnąć, a na zewnątrz jest huk i w mojej głowie jest huk i huk wylewa mi się na brzuch, a ja wymiotuje żółcią i wszystko znowu jest szare, a glock schowany pod moją poduszką naciska mi na pochlastany mózg. Zastanawiam się co stało się z pozostałymi, co stało się z Wonwoo?



Jest słonecznie, może aż nazbyt, jednak my wciąż ubieramy nasze jeansy, czując ciepły materiał, przyklejający się do ud. Jest słonecznie, kiedy zaciskam dłonie na kierownicy mojego roweru, patrząc jak Wonwoo, krąży po tym starym placu, gdzie niegdyś pluliśmy gęstą śliną, zatracając się w dziecięcych planach.

Kiedyś stąd wyjedziemy, zostawimy za sobą wszystkie te szare budynki, policyjne syreny i chłód karabinu, przykładanego do skroni. Kiedyś, ale jeszcze nie teraz, nie, gdy trądzik wciąż trzyma się naszych spoconych twarzy, a dłonie drżą wraz z myślą o odpowiedzialności. Teraz możemy jedynie jeździć na tych starych rowerach i patrzeć na granice zza metalowej siatki.

– Chcesz coś zjeść? – pyta ostro i nagle Wonwoo, obracając się ku mnie tak gwałtownie, iż niemal traci równowagę.

Jest cholernie urokliwy mimo, że połowę jego twarzy zakrywają czarne włosy, teraz posklejane potem, tak czarne jak bluza, w której chodził całe poprzednie lato. Zawsze mówił, że nie czuje temperatury, więc przez cały rok chodził w swetrach. Wyglądał jak obłąkaniec odśnieżając podjazd pod swoim domem w powyciąganym swetrze, a w środku domu huczał telewizor, jego ojciec i dźwięk tłuczonego szkła. Jednak teraz się poci, całą twarz ma czerwoną i nosi białe koszulki, które pot zabarwia na żółto. Wciąż jednak pachnie ładnie, jak prawie woskowe czekoladki, które bogata ciotka przywozi z miasta i trochę jak piwo, i trochę jak kwiatki. Pachnie jak osoba, którą mógłbym trzymać w moich objęciach, której blady czubek nosa, mógłbym całować na okrągło, zatracając się w cichym prychaniu trochę z pogardy, a trochę dlatego, że pewnie dziwnie mu dobrze. Może wtedy w końcu skończy się wiercić i gryźć nerwowo policzki. Pachnie jak osoba, z którą mógłbym kochać się kompletnie zjarany jakimś moczonym świństwem w sierpniową noc na tyłach zagraconego samochodu, gdybym tylko takowy posiadał. Póki co wystarczy mi mój stary rower i jego lekka, trochę kwaśna obecność.

– Jasne – odpowiadam, kierując się w stronę parkingu.

Frankie's jest knajpą, bo chyba nie można tytułować tego lokalu mianem restauracji, w której od lat przesiadują ci sami ludzie, znudzeni miękkimi od gorąca ulicami i małymi domkami, o kartonowych ścianach, wypełnionych po same brzegi hukiem klimatyzacji. Z oddali przypomina wielkiego kloca o przeszklonych z jednej strony ścianach, pomalowanego na obrzydliwy rodzaj czerwieni, a z bliska wcale nie jest lepiej. Jest obrzydliwy w swoim minimalistycznym ubóstwie. My wszyscy jesteśmy. 

Po sali roznosi się zapach starego tłuszczu i coli z koncentratu, kiedy razem z Wonwoo zajmujemy miejsca na lateksowych fotelach, naprzeciwko siebie. Czasem mam wrażenie, że jeśli w tym miejscu coś się poruszy, zmieni, to będzie znak, iż dorastam. Jeśli nad ladą nie będą wisiały oprawione zdjęcia panienek z starych reklam, których majtki wystają spod krótkich spódniczek, a blond loki układają się na porcelanowej twarzy. Jeśli na ladzie nie będzie przysypiała Nicky, z tlenionymi włosami niedbale związanymi na czubku głowy i chęciami dokończenia liceum, szczelnie zamkniętymi w słoju na napiwki, które i tak szły na pieluchy dla kolejnego dzieciaka, spłodzonego bez większego przywiązania na tyłach cadillaca.

scenes from the suburbs | meanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz