Szary budynek. Krótko przycięta trawa. Dym sunący po niebie. I oddech Harry'ego, płytki od pośpiechu.
Ulica Bostonu, którą przemierzał każdego dnia, nie wyglądała dzisiaj inaczej. Ten sam spóźniony autobus; bezdomny na rogu, którego nieprzyjemny zapach dało się wyczuć już od czwartej przecznicy; zbyt wymalowana dziewczyna w obcisłej kurtce, której obecność w tej dzielnicy na pewno nie była przypadkowa; sklep spożywczy z szyldem z lat siedemdziesiątych.
Nic nowego.
I on. Docierający na swój uniwersytet. Jak co dzień.
Końcówka długopisu ląduje między jego spierzchniętymi wargami. Oczy uważnie śledzą treści zadania. To powinno był łatwe. Harry czytał o tym wczorajszego wieczora. Chyba.
Oddycha powoli, patrząc jak wszyscy z jego grupy skrupulatnie piszą egzamin. Niall skrobie zamaszyście na swojej kartce z wystającym językiem i kędzierzawy uśmiecha się pod nosem na ten widok.
Zerka na zadanie jeszcze raz. Kurwa. Nie ma szans. Jego głowa wypełnia się pustką. Zamknięte powieki i wyciszenie nie pomagają w koncentracji.
- Dobrze kochani, odłóżcie arkusze na brzeg ławki - puszysta profesorka mówi powoli, ściągając okulary z nosa, a serce Harry'ego bije z zawrotną prędkością.
Serio? To już koniec?
Wywraca oczami. Wygląda na to, że spieprzył. Znowu.
Zabiera swój plecaki i wychodzi z auli z tysiącem myśli.
Może po prostu nie jest tak dobry jak uważał. Lepszy niż inny. Może po prostu nie powinien wychylać się przed szereg, udowadniać, że może inaczej żyć?
Harry przystaje przed budynkiem uczelni i wyjmuje papierosa, zaciągając się nim mocno.
Klepnięcie w ramie sprowadza go na ziemię.
- W porządku? - Niall pyta cicho.
- Prawie nic nie napisałem.
- Poprawa w przyszłym tygodniu. Masz jeszcze jedną szansę.
Kędzierzawy kiwa głową i wypuszcza powoli dym z płuc.
- Powinniśmy pójść na lunch zanim wszystko nam zjedzą - Irlandczyk mówi cicho i po chwili obaj kroczą wspólnie w stronę stołówki.
To była tylko jedna z bostońskich dzielnic i jeden z bostońskich przeciętnych uniwersytetów. Harry nie chciał nikogo udawać, ale na pewno chciał udowodnić samemu sobie, że pochodzenie nie musi definiować tego kim jest.
x
Wrzuca podręcznik do szafki, a ruch blond włosów w końcu korytarza dosięga jego oczu. Wychodzi na to, że ekonomia to nie jedyny problem kędzierzawego. Zamyka powoli metalowe drzwiczki, biorąc głęboki oddech, mając nadzieję, że Lottie go nie zauważy.
- Hej Harry! - kurwa, świetnie.
Chłopak odwraca się spokojnie, szeroki uśmiech blondynki wita go po drugiej stronie. Zalotne spojrzenie i trzepot rzęs okalających niebieskie oczy. - Jak się masz?
- Dzięki Lots, świetnie, a ty? - kędzierzawy sili się na odrobinę życzliwości, ale to nie jest dobry dzień, Harry naprawdę nie chce się użerać z tą dziewczyną w tym momencie.
- Ja też. Właściwie, tak sobie myślałam... - robi pauzę, przygryzając wargę. Dotyka subtelnie ręki bruneta. Wzrok kędzierzawego utyka na chwilę w tym miejscu, cofa odrobinę dłoń. - Może wyskoczylibyśmy dzisiaj na jakąś imprezę, hm?
CZYTASZ
Electric indigo / one-shot/ larry
FanfictionParing: larry Ostrzeżenia: miłość homoseksualna, sceny +18 Ilość słów: ok 5k Gatunek: dramat, smut Opis: AU, gdzie ponura bostońska dzielnica dyktuje warunki życia. Harry próbuje trzymać się z daleka od kłopotów, ale wygląda na to, że problemy same...