Skrzypce

519 124 30
                                    

Levi grał na skrzypcach.
Grał codziennie.
Grał odkąd pamiętał.
Grał, ponieważ robił to zawsze.

Co dzień, po powrocie ze szkoły, otwierał futerał, wyciągał instrument, wykonywał te same czynności.

Nakręcić smyczek.
Nasmarować kalafonią.
Założyć podpórkę.
Nastroić.

Machnalnie, nie myśląc, nie zastanawiając się nad tym.

Gama, etiuda, utwór.
Gama, etiuda, utwór.
Gama, etiuda, utwór.

Czasem skupiał się na nutach, najczęściej gdy były nowe i jeszcze ich nie znał. To były te ciekawsze dni.

Czasem irytował się, że mu nie wychodzi, że nie trafia palcami w dźwięki, choć jeszcze wczoraj wszystko było dobrze. To były zle dni.

Czasem szło mu dobrze i wtedy, czując lekką satysfakcję, odkładał dobrze znajomy instrument do futerału. To były te lepsze dni.

A czasem przyłapywał się na tym, że grając odpłynął myślami gdzieś daleko i nie pamięta co przed chwilą zagrał. To były te zwykłe dni.

Dlaczego grał?

Nie odczuwał z tego jakieś specjalnej przyjemności, nie miał żadnych korzyści.

A więc dlaczego grał?

Bo grał zawsze.

***

A potem Levi spotkał Erena i coś się zmieniło.

Już nie był sam.

Levi grał na skrzypcach, ale coś się zmieniło.

Grał dla drugiej osoby.
Grał dla Erena.

Co dzień, po powrocie ze szkoły, otwierał futerał, wyciągał instrument, wykonywał te same czynności.

Nakręcić smyczek.
Nasmarować kalafonią.
Założyć podpórkę.
Nastroić.

Ale nie szybko, nie machinalnie. Już nie.

Nie spieszył się, niekiedy nawet dając Erenowi pomóc, choć wtedy bardzo uważał, czy szczyl przypadkiem nie popsuje.

Gama, etiuda, utwór.
Gama, etiuda, utwór.
Gama, etiuda, utwór.

Niby codziennie to samo, ale wszystko brzmiało jakoś inaczej, gdy bachor siedział obok i słuchał. Czasem z zamkniętymi oczyma, a czasem wpatrując się w Levi'a, szmaragdowymi tęczówkami przeszywając go na wylot.

Czasem skupiał się na nutach, gdy były nowe i rozczulał się w duchu nad Erenem, gdy ten nucił melodię utworu. To były dobre dni.

Czasem nic mu nie wychodziło, nie trafiał palcami w dźwięki, choć doskonale wiedział, że potrafi. Wtedy troskliwie odkładał skrzypce i szedł z Erenem na lody. To były dobre dni.

Czasem szło mu dobrze i czuł wielką satysfakcję. Eren śmiał się i śpiewał, grając na wyimaginowanych skrzypcach. To były dobre dni.

Czasem nie trzymał się zapisu nutowego, tworząc własne zakończenia utworu, grając ciąg dalszy, lub improwizując. I to też były dobre dni.

A potem kończył, razem z Erenem troskliwie odkladali skrzypce do futerału.

Levi nie grał już dlatego, że robił to zawsze.

Dlaczego grał?

Grał dla Erena.
Grał bo był szczęśliwy.
Grał bo kochał.

***

A potem... Eren.
Eren zmarł.

Levi został sam.

Dalej grał na skrzypcach, ale coś się zmieniło. Coś w nim pękło.

Co dzień, po powrocie ze szkoły, otwierał futerał, wyciągał instrument, wykonywał te same czynności.

Nakręcić smyczek.
Nasmarować kalafonią.
Założyć podpórkę.
Nastroić.

Z wielką uwagą, w skupieniu, poświęcając się temu całkowicie.

Gama, etiuda, utwór.
Gama, etiuda, utwór.
Gama, etiuda, utwór.

Nie.
Już nie.

Grał to co przyszło mu do głowy.
Improwizował.
Nigdy z nut.

Grał z wielką uwagą, w skupieniu, poświęcając się temu całkowicie, bo tylko to sprawiało, że czuł się lepiej.

Grał zawsze jak najdłużej, do późnej nocy, do wczesnego ranka, wiedząc że jutro szkoła, ale nie dbając o to.

Ale to były złe dni.

Grał.

Dlaczego?

Grał, bo kochał pewnego chłopca.
Grał, by zapomnieć.
Grał by pamiętać.

Skrzypce  [Ereri - One Shot]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz