1. - DZIAŁ I.

68 13 2
                                    

*Perspektywa Luke'a*

Kolejny, nudny dzień. Znów zabunkrowałem się w pokoju słuchając radia, co szybko przestało mnie interesować po tym, jak usłyszałem brzmienia popu. To najgorsze co mogłem kiedykolwiek usłyszeć, więc wyłączyłem to czarne pudło i sięgnąłem po telefon, zaczynając grać w jakieś wyścigi. Moje skupienie na grze przerwał dźwięk sms'a, którego otworzyłem tylko ze względu na to, że wysłał go nieznany numer. Jego treść od razu mnie pobudziła.

Nieznany:

Witaj uczestniku. Na Ciebie już czas - Twój obóz się zaczyna. O 23:00 wyjdź przed posesję i się nie ruszaj. Resztą zajmą się organizatorzy.

Szczerze mówiąc nie byłem przygotowany na to, że ten cały ''obóz'' zacznie się tak znienacka. Zgłosiłem się do niego po to, by naprawić wszystko to, co zniszczyłem. Samodzielnie podjąłem taką decyzję i wiem, że łatwo nie będzie. Zostawiam rodzinę, ale w sumie mało mnie to obchodzi. Mam ich dość, oni mają dość mnie. Dopięli swego, odchodzę na... no właśnie, ile? Tego nie wiem, za to jestem pewny, że kiedy nabiorę odpowiednich cech, stanę się lepszym człowiekiem niż emo chłopcem bez pomysłu na własną przyszłość.

Spakowałem do torby najważniejsze rzeczy i skierowałem się do wyjścia z domu. Adrenalina płynęła w moich żyłach dodając mi odrobiny odwagi. Cicho zamknąłem drzwi i wymknąłem się na podjazd przy posesji. Zacząłem się rozglądać, była 22:59. Chwilę później usłyszałem jakiś szelest. Zaniepokoiło mnie to, jednak nadal niczego nie dostrzegłem. Kiedy schyliłem się, aby zawiązać sznurówkę, ktoś pociągnął mnie w górę przy okazji ograniczając możliwość jakiegokolwiek ruchu. Tajemnicza osoba wyszeptała mi do ucha:

- 23:00, piątkowa noc... Twój obóz właśnie się zaczyna, drogi graczu.

Po tym zostałem uderzony w głowę tępym narzędziem. Zemdlałem, przed oczami widząc tylko czerń.

*Perspektywa Faith*

Siedziałam właśnie w ogrodzie z słuchawkami na uszach kompletnie odcinając się od rzeczywistości. Wielką przyjemność sprawiało mi słuchanie ulubionego zespołu - Bring Me The Horizon i ich najlepszej piosenki ''Antivist''. Nuciłam ją pod nosem, myśląc jednocześnie o rodzinie. Ojciec to alkoholik, a matka kompletnie o mnie nie dba, czyli typowa rodzinka z Brisbane. Pogrążona w myślach zamknęłam oczy rozkoszując się chłodnymi powiewami powietrza, było już późno. Z melancholii wyrwał mnie dźwięk sms'a.

Nieznany:

Witaj uczestniku. Na Ciebie już czas - Twój obóz się zaczyna. O 23:00 wyjdź przed posesję i się nie ruszaj. Resztą zajmą się organizatorzy.

- Kuźwa - mruknęłam. Nie byłam gotowa na to, że ten obóz właśnie teraz się rozpocznie. Potrząsnęłam głową odrzucając pofarbowane na niebiesko, kręcone włosy. Obróciłam się niespokojnie w fotelu, kiedy popatrzyłam na zegarek. Była 22:58. Miałam dwie minuty. Powoli wstałam kierując się na drogę. Ostatni raz pomyślałam o tym, jakie mogą być konsekwencje udziału w tym podobno skutecznym na osoby takie, jak ja, miejscu. Ponoć można się tam nauczyć samodzielności i współpracy.

Teraz nie ma odwrotu, Faith. Podjęłaś decyzję. Zostaw wszystko w cholerę i wyjdź na tą drogę - pomyślałam.

Otwierając furtkę rzuciłam ostatnie spojrzenie na rodzinny dom.

- Kiedyś wrócę, mamo - wyszeptałam. Spojrzałam ostatni raz na zegarek. 23:00. Na mnie czas.

Nawet nie wykonałam żadnego ruchu, zanim ktoś szybko znalazł się przy mnie i powalił na ziemię prawie pozbawiając przytomności.

- 23:00, piątkowa noc... Twój obóz właśnie się zaczyna, drogi graczu.

Potem osoba ponownie pchnęła mnie na ziemię, tym razem skutecznie pozbawiając przytomności po tym, jak moja głowa z ogromną siłą uderzyła o bruk.

[TO BE CONTINUED...]

|Welcome to purgatory for souls|5SOS|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz