#5

236 16 5
                                    

 Wizja spotkania z Arkiem zaczęła mnie coraz bardziej stresować. Wzięłam poranny prysznic, umalowałam się, a teraz zastanawiałam się, co powinnam ubrać. Pogoda za oknem nie zachęcała, a termometr pokazywał zaledwie dziesięć stopni. Takie zawirowania pogodowe w tym miejscu zdarzały się bardzo rzadko. Po dłuższym zastanowieniu zdecydowałam się na czarne legginsy, a na górę włożyłam białą, luźną koszulkę, a na sam wierzch katanę. Poprawiłam ostatni raz włosy i wyszłam z pokoju. Natomiast przed samym wyjściem zadzwoniłam do Torresa, żeby być pewną, iż pamięta o mnie.

- Będę za dziesięć minut. Nie wychodź przed dom, bo się jeszcze przeziębisz. - Hiszpan uprzedził mnie takimi słowami, więc siedziałam od dziesięciu minut na kanapie i wpatrywałam się w szybę.

Kiedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi to podniosłam się z kanapy i przy okazji zabrałam ze sobą torebkę. Po otworzeniu drzwi frontowych to przywitałam się z Fernando, a na samym końcu wyszłam z domu, by zamknąć drzwi na klucz.Deszcz nieco się uspokoił, więc nie zmokliśmy w drodze do samochodu. Oboje zapieliśmy pasy bezpieczeństwa i zaczęliśmy wsłuchiwać się w piosenkę, jaka leciała w radiu.

- Denerwuje się - wyszeptałam, kiedy zaparkował samochód niedaleko kawiarni.

- Będzie dobrze. Poczekam na ciebie po treningu, dobrze? – Odgarnął kosmyk moich włosów za ucho i zaczął mi się bacznie przyglądać. - Jesteś naprawdę dzielną kobietą. Wierzę, że dasz radę.

- Nie musisz na mnie czekać. Wrócę do domu spacerkiem. Jedź już na trening, bo niedługo się na niego spóźnisz. - Przytuliłam piłkarza, po czym wysiadłam z samochodu i spojrzałam na niego ostatni raz, nim odjechał.

Im bliżej byłam kawiarni, tym większy dopadał mnie stres. Miałam szansę jeszcze zawrócić, ale w tym momencie dostrzegłam z oddali Arka, który zmierzał w moim kierunku. Z jednej strony poczułam ulgę, że wszystko z nim w porządku. Natomiast z drugiej miałam ochotę mu naubliżać, mimo że znajdowaliśmy się w miejscu publicznym.

- Cześć, to dla ciebie. - Podszedł bliżej mnie i wyciągnął zza pleców bukiet moich ulubionych tulipanów.

- Dziękuję. - Odebrałam od niego kwiaty i poszliśmy w stronę wejścia do kawiarni. Miejsce wyglądało na bardzo przytulne. Zajęliśmy stolik przy oknie i złożyliśmy zamówienia.

- Wiki, doskonale wiem, że popsułem wszystko, co było między nami. Jestem kretynem. Zachowałem się w stosunku do ciebie, jak matoł, kiedy zdradziłem cię z Velentiną. Byliśmy oboje pijani. Przepraszam - zaczął z wyczuwalnym żalem w głosie. - Powinienem ci wcześniej powiedzieć prawdę, ale bałem się, że cię stracę na zawsze. Kiedy pojawiłaś się w domu razem z Val to zaczęliśmy zastanawiać się, jak ci to wszystko wytłumaczyć. Niestety było za późno, bo zobaczyłem ciebie stojącą w progu kuchni ze łzami w oczach. W tamtym momencie zrozumiałem, co zrobiłem i jak bardzo cię skrzywdziłem. Zrozumiałem, że nigdy nie kochałem Valentiny tylko ciebie. Po narodzinach małego postanowiłem zrobić testy na ojcostwo. Valentina wrobiła mnie w dziecko, bo chciała się na tobie w jakiś sposób zemścić, mimo że sam nie wiem za co. Błagam, wybacz mi. Nie proszę cię o to, żebyśmy znowu byli razem, bo moim zachowaniem przekreśliłem to wszystko. Proszę jedynie o wybaczenie. - Brunet schował twarz w dłoniach, a ja nie wiedziałam, co powinnam w tym momencie powiedzieć. Byłam wściekła na niego i Valentinę. Jednak nigdy na samą siebie, gdyż skupiłam się tak bardzo na naszym związku, że nie dostrzegłam pewnym symptomów mówiących o tym, iż Milik mnie zdradza.

- Uspokój się. Oboje jesteśmy winni, ale przez ten czas będąc tutaj myślałam troszkę o tobie. Bardzo mnie zraniłeś, a rodzice kilkakrotnie namawiali mnie na rozmowę z tobą. Niestety bez skutku. Widziałam wasze wspólne zdjęcia, więc nie chciałam psuć waszej relacji. Wolałam usunąć się na bok, ale jest coś, co muszę ci powiedzieć. - Czekałam na moment, gdy na mnie spojrzy. - To jest twoja córka. - Wyciągnęłam z torebki zdjęcie USG i podałam je chłopakowi.

- Moja mała księżniczka? Naprawdę? Który to miesiąc?

- Końcówka ósmego. Za trzy tygodnie mam termin porodu. Może nasze relacje nie są idealne, ale chciałam, żebyś o niej wiedział.

- Wiki, nie wiem, w jaki sposób mógłbym naprawić nasze stosunki. Czy pozwolisz mi się wami zająć?

- Niestety nic już tego nie naprawi. Zdecydowałam, że zostaję tutaj w Madrycie. Oczywiście będziesz mógł widywać się z małą, ale proszę, nie rób niczego, żeby mi ją odebrać - powiedziałam i zaczęłam bawić się palcami lewej dłoni i czekałam na jakąkolwiek odpowiedź chłopaka.

- Rozumiem. Nie mam zamiaru odbierać ci małej. Pomogę wam i zrobię wszystko, abyś mi wybaczyła - odpowiedział i zaczął gładzić moją dłoń. Natomiast ja sama zaczęłam mu się bardziej przyglądać. Dostrzegałam dość pewne zmiany pod postacią dłuższych włosów, lekkiego zarostu czy braku radosnych iskierek w jego oczach. Miałam wrażenie, że to wszystko jest moją winą.

- Arek, proszę. Na ten moment nie chcę do tego wracać.

- Okay.

Resztę naszego spotkania spędziliśmy na długiej rozmowie na temat Zoe. Zaczęliśmy ustalać szczegóły na temat tego, kiedy mała będzie mogła widywać się z tatą. Przecież Arek grał we włoskim klubie, więc kontakt był dość ograniczony. Jednak zgodziłam się na to, że odwiedzimy go w Neapolu, kiedy mała będzie troszkę większa. Niestety naszą rozmowę przerwał telefon piłkarza. Czekając na niego, dopiłam swój sok i zapłaciłam rachunek za naszą dwójkę.

- Przepraszam. Będę musiał już iść. Muszę coś załatwić na mieście. Podwieźć cię gdzieś? - powiedział i wziął swoje rzeczy, które zostawił przy stoliku.

- Nic się nie stało. Nie trzeba. Przejdę się. - Wstałam ze stolika, a chwilę później kierowałam swoje kroki w kierunku Estadio Vicente Calderón. Pieszo miałam jakieś dwadzieścia minut, więc była duża szansa, że zdążę jeszcze na końcówkę treningu. W połowie drogi złapały mnie dość silne bóle w okolicach brzucha. Usiadłam na najbliższej ławce i wybrałam numer do Fernando.

- Gdzie jesteś? Przyjechać po ciebie?

- Fernando! Chyba zaczęłam rodzić. Jestem niedaleko stadionu. Siedzę na jednej z ławek, gdzie ostatnio się spotkaliśmy. Proszę, przyjedź po mnie szybko.

                                                                                                         ***

- To jest Pani córeczka. Jak ją Pani nazwie? - Pielęgniarka podała mi małą dziewczynkę, która zaczęła cichutko płakać. Przytuliłam ją do swojej piersi, by poczuła bicie mojego serca. Zaczęły mi się zbierać pod powiekami łzy, a podświadomość mówiła mi, że trzymam w swoich ramionach mój cały świat. Zostałam mamą.

- Zoe... Zoe Milik.

Pielęgniarka wpisała coś w karcie, a inna odebrała ode mnie małą. Dopiero po pewnym czasie zaczęłam odczuwać ból. Ból i szczęście. Dodatkowo jakiś czas później dowiedziałam się, że moja księżniczka dostała dziesięć punktów. Lekarka kazała mi jeszcze leżeć, a następnie zostałam przewieziona na inną salę.

- Cześć, jak się czujesz? - zapytał od progu Arek, kiedy wchodził do sali.

- Jest dobrze. Mała jest zdrowa, więc później będziesz mógł ją zobaczyć. - Spojrzałam w jego stronę i poczułam między nami dość dziwną ciszę. Nie umiałam jej w żaden sposób rozładować. Czy nasze relacje będą teraz tak wyglądały?

_________________

Dzisiaj krótszy rozdział, już tłumaczę dlaczego. W piątek wyjeżdżam na wakacje i nie wiem czy będę miała w ogóle internet, dlatego w tym tygodniu przewiduje trzy rozdziały. Możliwe, że przez dwa tygodnie nic nie dodam. Obiecuję, że jeżeli będę miała tylko internet rozdziały będą się pojawiać.

Miłego dnia/wieczoru. 

You need to chooseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz