Rozdział 1

8 1 0
                                    

Wszystkie postacie są własnością Cassandry Clare.

  Clary Fray nigdy przenigdy nie pomyślałaby, że jej życie przybierze właśnie taki obrót spraw. Dzisiaj pewnie byłaby na zajęciach w wymarzonym nowojorskim uniwersytecie plastycznym, wieczory spędzała wraz z najlepszym przyjacielem Simonem, torbą popcornu i kolejnym maratonem "Gwiezdnych Wojen".  Jednak wiadome jest, że to wszystko nie wróci, ponieważ Clary była Nocnym Łowcą, a Simon Lewis wampirem, który dowodził jednym z klanów swoich pobratymców.

Na dodatek trwała wojna. Wielka wojna Podziemia. A oni musieli walczyć po przeciwnych stronach.

Wbiła nóż w manekin na sali treningowej Instytutu, gdzie razem z innymi Nocnymi Łowcami przygotowywała się na wypadek kolejnego ataku Podziemnych.

-Hej Clary! - Usłyszała głos. - Wszystko ok?

Obróciła głowę. Za sobą ujrzała czerwoną od wysiłku twarz Jace'a. Zmierzał w jej stronę obracając małym sztyletem w dłoni. Westchnęła głęboko.

-Jace...Prawda jest taka, że nic nie jest okay. - Powstrzymywała się, od wybuchnięcia płaczem. - Jest wojna. Nasi przyjaciele - Luke, Simon, Raphael, Maia, Meliorn. - Walczą przeciwko nam. Nocni Łowcy boją się wyjść na ulicę. Demony atakują coraz częściej. Przyziemni giną. - Spojrzała w szare tęczówki jego oczu, które widziały już tak wiele bólu. - Dlaczego?

Jace przyciągnął ją do siebie.

-Sam codziennie zadaję sobie to pytanie. - Wyszeptał. - Ile bólu znosimy, kiedy giną nasi. Obiecaj mi, że doprowadzimy do pokoju. Nie do naszej wygranej. Do pokoju, odpowiadające i nam, i Podziemnym. Obiecasz?

- Obiecam. A zanim ruszymy podbijać świat, może szybki trening? - Uśmiechnęła się.

- Czyli to, co Nocni Łowcy lubią najbardziej. - Odpowiedział tym samym gestem chłopak i zdjął z wieszaka jeden z mieczy. - Do broni!

Zawsze kiedy walczyli, Jace wygrywał. Jego miecz zadawał mocne ciosy, przed którymi Clary ledwo uciekała. Czasami dawał jej wygrać - dla czystej satysfakcji dziewczyny.

Trening przyjaciół przerwał Alec Lightwood, parabatai Jace'a , sprawujący władzę w Instytucie. Miał surową, ściągnięta twarz i ciemne oczy koloru orzechowego. Niemal wszedł pomiędzy walczących i powiedział:

- Za pięć minut widzę was w Sali Anioła, chcę wygłosić przemówienie.

- Tak jest, szefie! - Powiedział ironicznie Jace. - Już biegnę!

-Jace, to nie jest pora na żarty. Giną kolejni Łowcy. - Odparł surowo Alec i odszedł powiadomić innych trenujących, rzucając ostatnie spojrzenie na Clary.

Młody Lightwood nieco przerażał dziewczynę. Od początku za nią nie przepadał i jasno to okazywał, dlatego starała się go unikać. Jednak niedawno zauważyła, że odkąd Alec zaczął spotykać się z Magnusem,  ich relacje się poprawiły. Dziewczyna miała wrażenie, że wcześniej zazdrosny był o względy u Jace'a.

Ruszyli w stronę sali Anioła, gdzie stali się już niemal wszyscy rezydenci Instytutu. Alec stanął na środku.

-Zebrałem was tutaj w bardzo pilnej sprawie. - Zaczął nieco nieśmiało. Wciąż publiczne występy nie były jego mocną stroną. - W dniu dzisiejszym przy Jade Wolf, naszych pobratymców zaatakowały wilkołaki. Zginęło pięciu. - Znów cisza. - Nasze siły maleją. Zwróciłem się z prośbą do Akademii Nocnych Łowców w Idrisie. Niedługo przyślą nam młodych Nefilim. - Część z nas, zajmie się dokończeniem ich szkolenia w Instytucie, druga połowa. - Skinął głową w stronę Isabelle, Clary oraz Jace'a. - Pomści dzisiejszych zmarłych. Do roboty Nocni Łowcy! I niech Anioł będzie z nami! - Nefilim rozeszli się, wracając do swoich zajęć. Zostali tylko ci, którzy mieli wyruszyć na potyczkę z wilkołakami. Alec podszedł do nich. - Wyruszamy za dwie godziny. - Powiedział. - Weźcie jeszcze kilku Łowców, którzy chcą pójść z nami.

Isabelle kiwnęła głową. Odeszli do swoich pokoi, żeby przygotować się do kolejnego starcia.

Clary? - Spytała Isabelle. - Czy myślisz, że Luke też przyjdzie? No wiesz, razem ze swoim stadem?

Czyszcząca jeszcze przed chwilą broń Clary przerwała czynność i spojrzała w ciemne oczy swojej przyjaciółki.

- Mam nadzieję, że nie. - Wyszeptała. - Chociaż to ich przywódca, Niestety, to bardzo prawdopodobne.

- To dziwne, że obrócił się przeciwko nam. - Powiedziała. - Myślałam, że ma glowę na karku. I zostanie przy nas, choćby dla pamięci Jocelyn. Nie byłaby zadowolona widząc, co tu się wyrabia.

- Wojna zabija w ludziach wszystkie uczucia, więzi. - Powiedziała Clary. - Chcę, żeby wszystko wróciło do normy. I wrócił stary Luke.

Pozostałe minuty do wyjścia z Instytutu spędziły w ciszy. Kiedy wielki zegar wybił czwartą, wszyscy gotowi byli na walkę. Wyruszyli, osłaniani przez czarownika, Magnusa Bane'a, który z miłości do Aleca był jedynym Podziemnym walczącym po stronie Clave.

Ukryli się w skrzyniach pod siedzibą stada - restauracją Jade Wolf - oczekując na odpowiedni moment na atak.

Nagle Clary zauważyła znajomą jej osobę. Chłopaka, którego znała od dzieciństwa, który nałogowo nosił t - shirty z zabawnymi cytatami, który był największym nerdem jakiego widział świat. Który kiedyś całował ją tak czule, że chciałaby to robić bez końca. A później rozdzieliła ich wojna.

Przy Jade Wolf zobaczyła Simona Lewisa i cały jego klan, który był gotów powybijać Łowców jak muchy.

- Cholerne pijawki. - Syknął Jace. - Alec, co robimy?

Alec był przerażony. Nie spodziewał się także obecności wampirów. Chociaż Nocni Łowcy nigdy nie okazywali strachu, ten moment był wyjątkiem.

- Wycofujemy się. - Szepnął. - Nie mamy szans!

Było już jednak za późno. Zostali zauważeni. I zmuszeni byli do walki w imię Clave, chociaż walka skazana była na ich porażkę. 

Ich jedynym ratunkiem były oczy. Te kocie, niepowtarzalne oczy.

                                                          Ciąg dalszy nastąpi.   

                                                                                                                            Exemplarymad                                               


Shadowhunters II Krwawy bunt (niekanoniczne)Where stories live. Discover now