2. - DZIAŁ I.

66 11 1
                                    

*perspektywa Luke'a*

Powoli otworzyłem jedno oko, jednak szybko znowu je przymknąłem z powodu promieni słonecznych padających na moją twarz. W końcu zasłoniłem ją dłonią i tym razem mogłem unieść powieki bez niepotrzebnego łzawienia i pieczenia. Leniwie podniosłem się do pionu, odczuwając przy tym niemały ból z tyłu głowy. Dopiero po chwili zdałem sobie z czegoś sprawę - nie jestem u siebie w domu. Ale w takim razie gdzie? Cholera... co ja tu robię?

Rozejrzałem się dookoła, nie odnajdując żadnej deski ratunku. Kurwa. Poczułem, że do obuwia wsypują mi się cząsteczki piasku sprawiając ogromny dyskomfort. Odwróciłem jednak moją uwagę na coś innego. Miejsce, w którym się znalazłem było bardzo malownicze - dookoła rosły palmy i drzewa liściaste z pnączami, po których skakały jakieś dziwaczne stworzenia. Gdzieś pośród roślin dostrzec było można malutkie zbiorniki wody. Kilka metrów ode mnie była skarpa, a pod nią jak się okazało wielkie głazy porośnięte mchem. Dalej zaś znajdował się kolejny plac drzew.

Gdybym był na wakacjach, z pewnością zrobiłbym zdjęcie - pomyślałem. W tym samym momencie moja pamięć dostała chyba mocnego kopa, bo już prawdopodobnie poznałem odpowiedź na pytanie co robię na tym zadupiu. Przypomniały mi się wydarzenia z wczoraj. Przypomniał mi się sms z informacją o obozie, do którego się zgłosiłem oraz tajemniczy koleś, który pozbawił mnie przytomności. Kurwa, to niemożliwe - powtarzałem sobie w duchu. To chyba jakiś żart, ja zgłosiłem się do obozu po to, by nauczyć się współpracować, a nie zwiedzać jakąś dżunglę! Jeśli cała ta szopka polega tylko na tym, idę to odwołać.


Cofnąłem się do miejsca, w którym się przebudziłem. Z niedowierzaniem wbiłem wzrok w piach pod nogami. Super, nie dość wysłali mnie na jakieś pustkowie do cholernej dżungli, to jeszcze zabrali mi torbę, gdzie był mój telefon. A może coś jednak w tym jest? Może to jeden z planów organizatorów? Zostawili mnie z niczym, a ja mam teraz poradzić sobie w swojej sytuacji. Może przygotowali dla mnie wiele pułapek i wyzwań, które będą śmiertelnie niebezpieczne? Przecież to oczywiste! Czego ty się spodziewałeś, Hemmings? Że zgłosisz się do rygorystycznego obozu i będziesz mógł do woli korzystać z social medias? Myślałeś, że to nauczy cię pokory? - karciłem się w myślach. Doszło do mnie, jakim chciwym i debilnym byłem człowiekiem. Teraz nie ma odwrotu i wezmę w tym udział, a nóż widelec nauczę się co to współpraca i ciężka harówa, wytrwałość i pokora. Tylko z kim ja mam współpracować, skoro jestem tu sam?

Z zamyśleń wyrwało mnie głośne stęknięcie dochodzące gdzieś z okolic skarpy. Nieco zdezorientowany i wystraszony wolnym krokiem podszedłem do urwiska. Dźwięki nie ustawały, więc odważyłem się wydusić:

- Halo?! Jest tam kto?!
- Tutaj! - odkrzyknął mi ktoś. Moja ulga była nie do opisania. Znalazłem człowieka i nie będę tu sam!
- Mogę ci jakoś pomóc?!
- Utknęłam w tych jebanych głazach! - usłyszałem kobiecy, melodyjny głos. Nieco rozśmieszył mnie fakt, iż przekleństwo w ustach tej dziewczyny brzmiało serio zabawnie.
- Poczekaj! Postaram się do ciebie zejść! - odpowiedziałem i ruszyłem jej na pomoc. W tym samym czasie po mojej głowie przemknęła myśl, że chyba wiem już, jak trudno tu będzie i jednak mimo zwątpień dowiem się, co to współpraca.

Zbliżyłem się do samej krawędzi urwiska. Powoli postawiłem nogę na pierwszym z wystających odłamków skalnych. Im niżej byłem, tym mniej się bałem, że spadnę. W końcu odważyłem się trochę przyśpieszyć, co było bardzo złym posunięciem. W pewnym momencie jedna ze skał zaczęła się mocno chwiać, przez co straciłem równowagę i ześlizgnąłem się z niej. Ostatecznie wylądowałem na pupie dwa metry niżej. Nie powiem, bolało w cholerę, ale postanowiłem to zignorować i iść jeszcze niżej, skąd dochodziły odgłosy. W końcu postawiłem stopę na samym dnie pośród najpokaźniejszych głazów. W oddali zauważyłem pofarbowaną na niebiesko czuprynę. Musi być odważna... - zamyśliłem się. W końcu ruszyłem pędem do dziewczyny, która jak się okazało była zbyt niska aby wspiąć się na otaczające ją kamienie.

- Um... Hej? - odezwałem się pierwszy.
- Ta, cześć - odpowiedziała lekko zażenowana swoją sytuacją.
- Jak masz na imię?
- Jestem Faith, a teraz jeśli możesz to pomóż mi wreszcie się stąd wydostać...
- Luke - dokończyłem.

Gestem pokazałem aby wyciągnęła ręce do góry. Zbliżyłem się do niej i chwyciłem ją mocno się zapierając.

- Wykonuj ruchy tak, jakbyś się wspinała - poinstruowałem. Szybko załapała o co chodzi i już po chwili stała na głazie kurczowo trzymając się mojego ramienia.

- Dzięki - sapnęła.
- Nie ma za co - uśmiechnąłem się.
- Właśnie ratujesz mi dupę i mówisz, że nie ma za co? Inaczej zdechłabym w tej dżungli i z tego całego obozu gówno by wyszło.
- Czyli ty też się już domyśliłaś?
- Jasne, że tak. Z resztą, obok mnie była kartka od organizatorów.
- Mogę ją zobaczyć?
- Spoko - odpowiedziała i podała mi papier.
_______________
Drogi graczu!
Znajdujesz się właśnie w miejscu obozu. Witamy w czyśćcu dla dusz! Teraz jesteś na porzuconej wyspie Morza Śródziemnego pośród zabójczych stworzeń i miejsc. Przejdźmy do szczegółów:
Codziennie Ty oraz reszta uczestników dostaniecie zadanie do wykonania. Oczywiście będziecie pracować w grupie. I to jest Twoje pierwsze zadanie - musisz odnaleźć sobie partnera, czyli osobę, która jest obecnie najbliżej Ciebie. Uczestników jest 5, więc nie zdziw się jeśli dołączy do Ciebie trzecia osoba. W takim przypadku szukacie pozostałych dwóch i czekacie na kolejne zadania.
ŻYCZYMY POWODZENIA!

- Ich chyba pojebało... Wysłali nas na opuszczoną wyspę do morderczych zwierząt i dziwnych miejsc?
- Też wydaje mi się to za trudne, ale może jakimś cudem przeżyjemy i wreszcie się czegoś nauczymy, bo z tego co wiem, to dotarliśmy tu z tych samych powodów - odrzuciła do tyłu kręcone, niebieskie włosy.
- Okej, może damy radę... Teraz jednak mamy wiele większy problem, Faith...
- Jaki?
- Obawiam się, że wyjście będzie trudniejsze, niż wejście - spojrzałem do góry.
- Spokojnie - odrzekła - widzisz tą lianę?
- Sugerujesz, że mamy się po niej wspinać?
- No tak, przecież nie będziemy czekać tutaj wiecznie aż reszta nas znajdzie, prawda?
- Chyba sobie żartujesz, jestem ciężki! To się zerwie!
- Nie sraj się, Luke, tylko chodź - pociągnęła mnie za rękę.
- O mój Boże... - westchnąłem, ale poszedłem w jej ślady.

Staliśmy już blisko pnącza prowadzącego w górę.
- To kto pierwszy idzie?
- Ja - odparłem.
- Jak wolisz, tylko nie rezygnuj w połowie, bo jeśli to zrobisz to cię zabiję - uśmiechnęła się szyderczo.
- Pomyślę... - trzymając lianę zacząłem wchodzić po skałach coraz wyżej, Faith za mną.

Pod sam koniec naszej wędrówki usłyszałem jakiś szelest z góry. Spojrzałem w tamtym kierunku.
- Halo?! - zero odpowiedzi. Postanowiłem, że będę wchodził dalej. Kiedy miałem już wychodzić na czubek ujrzałem przed sobą jakiegoś bruneta. W liście pisało o ewentualnie trzeciej osobie, więc pomyślałem, że to właśnie on. Zamyśliłem się usypiając czujność. Nagle nie wiem jakim sposobem puściłem jedną ręką lianę. W popłochu prawie to samo zrobiłem z drugą, obawiając się, że spadnę tratując przy okazji nowo poznaną koleżankę. Nic takiego na szczęście nie nastąpiło, bo zostałem złapany za zwisającą rękę przez chłopaka na skarpie.

- Obozowicze? - spytał. W odpowiedzi pokiwałem głową.
- Kurwa, szybciej! - Faith krzyknęła z połowy drogi.
- Jestem Calum - przedstawił się brunet i pomógł mi wejść na górę - również obozowicz...
- Dzięki za ratowanie dupy.
- Luke? Z kim ty rozm... Jestem Faith - dziewczyna uśmiechnęła się do Caluma.
- Miło mi, Calum.
- No to skoro jesteś obozowiczem, musimy ci coś pokazać. Zapoznaj się z tym i możemy ruszać dalej... - powiedziałem. Podałem chłopakowi kartkę. Po jej przeczytaniu spojrzał na nas z lekkim strachem w oczach.
- O cholera... - szepnął.

[TO BE CONTINUED...]

|Welcome to purgatory for souls|5SOS|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz