6. Running, część 1

298 19 1
                                    

„O. MÓJ.BOŻE!”

 Meg muskała usta nieznajomego pieszcząc raz górną, a raz dolną wargę. Jego usta były tak niesamowicie miękkie w dotyku, tak ciepłe i delikatne, że z każdą sekundą zatracała się coraz bardziej w tym przepysznym doznaniu. Czuła, jak jego prawa dłoń przesunęła się w dół jej kręgosłupa i przyciskając jej ciało do jego gorącej skóry.

Jego język przesuwał  się po jej wardze zachęcająco i pomruk przyjemności niemal wyrwał się z jej ust. Chłopak doskonale wiedział co robi. Przejmował kontrolę i, ku jej własnemu zaskoczeniu, podobało jej się to. Nie spodziewała się absolutnie, że taki pokaz siły sprawi jej taką przyjemność. Nie była typem uległej dziewczyny, ale to, co z nią robił, było niesamowite.

Jego druga ręka powędrowała w górę i wplątała się we włosy opadające na jej twarz. Dotyk miękkich pukli na policzkach sprowadził ją z powrotem na ziemię. Nie całowała się z tym chłopakiem dla zabawy, chciała ukryć się przed mordercą. Więc co robiła, mrucząc w usta tego wytatuowanego bruneta i zaciskając uda wokół jego ciała?

Przesunęła wargami po jego szczęce, przechylając głowę, by rzucić szybkie spojrzenie w kierunku baru, gdzie zwaliści ochroniarze prowadzili właśnie  Johna Keyens’a w kierunku wyjścia z plaży, gdzie czekała już policja. Ten widok zdjął z jej ramion ogromny ciężar.

Była wolna.

Wolna, i całowana przez niezaprzeczalnie najgorętsze ciacho, jakie widziała od swojego przyjazdu do San Francisco. Bez wątpienia chłopak czerpał przyjemność z kontaktu z nią. Nie dało się temu zaprzeczyć, chociażby przez  widoczny dowód radości odkształcający jego szorty.

Z niechęcią oderwała się od jego ust i wyprostowała się. To co zobaczyła na twarzy swojego wybawiciela wywołało jej przerażoną podświadomość z bunkra w pełnej gotowości i czerwoną szminką na ustach. Ogromne, rozmarzone, zielone oczy chłopaka patrzyły na nią z uwielbieniem. Usta, które niedawno hulały w tańcu przyjemności wraz z jej ustami,  brunet rozkosznie przygryzał.

Co było z tym facetem, że w przeciągu kilku minut oderwał ją od jej smętnej rzeczywistości i doprowadził do miejsca, w którym czuła się taka silna i kobieca?

- To już? – zapytał, przeczesując palcami opadające na czoło loki.

- Chyba tak. Nasze małe przedstawienie zadziałało. Nie zauważył mnie.

- Szkoda…

Nie była w stanie powstrzymać śmiechu. Po prostu wyrwał się z jej ust i śmiała się, ile sił w płucach, zwracając tym na siebie uwagę niemal wszystkich przebywających w pobliżu plażowiczów. A czemu nie? Przecież mogła. Była wolna. A mina tego nieznanego przystojniaka była tak rozbrajająco rozkoszna, że nawet szczeniaki byłyby mniej słodkie.

I chociaż była to ostatnia rzecz, na jaką miała ochotę, podniosła się z leżaka przygotowując się do odejścia.

- Dzięki za wszystko przystojniaku…

- Czekaj, czekaj. Wykorzystałaś mnie i teraz tak po prostu sobie idziesz? – chłopak podniósł się do pozycji siedzącej i wyglądał jakby szykował się do pogoni za nią.

- Hmm… Tak, myślę, że do tego właśnie się to sprowadza. Jestem ci wdzięczna za pomoc, dzięki tobie uniknęłam wielu nieprzyjemności, ale nie mogę dłużej zostać. – Meg wzruszyła ramionami i zrobiła krok w kierunku baru. Jej myśli zdominowało uczucie konieczności upewnienia się, że ten szaleniec jest zamknięty i marzenie o powrocie  do swojego łóżka. Ale nie mogła przecież zostawić swojego wybawiciela samemu sobie. To byłoby zwyczajnie podłe. Odwróciła się więc  i przez ramię rzuciła obiecująco:

Last DirectionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz