3. - DZIAŁ I.

59 15 3
                                    

*perspektywa Faith*

Razem z niebieskookim blondynem uważnie przyglądałam się Calumowi. Ten, uświadamiając sobie co go czeka, zamilkł. Jego twarz dosłownie na moment spochmurniała, jednak za chwilę znów wypełnił ją duży uśmiech. Nie wiedziałam, co pozwalało mu na dalszą wiarę w siebie, ale podziwiam go za to. Nadal staliśmy nieruchomo w krępującej ciszy.

- Tak w sumie to pomyślałem, żeby... - Luke w końcu zabrał głos - jakoś lepiej się zapoznać.
- Dobry pomysł, ale wydaje mi się, że to zrobimy później, jak odnajdziemy pozostałą dwójkę - odparłam chłopakowi, na co tylko westchnął.
- No okej... W takim razie musimy przeszukać każdy zakątek tej wyspy. Ruszamy! W którym kierunku najpierw?
- Zachód - po odpowiedzi Caluma ruszyliśmy w ustalonym kierunku. Przechodziliśmy przez liczne gąszcze uważając, by przypadkiem nie nadepnąć na jakieś drapieżne stworzenia, w końcu nikt z nas nie chciał skończyć martwy tu i teraz. Przechodziłam pod kolejną, wysoką palmą, kiedy za plecami usłyszałam soczyste, głośne...

- Kurwa! - krzyknął blondyn.
- Luke? Co się dzieje?
- Jebane kokosy! Skąd to cholerstwo tu się wzięło?!
- Przypominam, że jesteśmy na wyspie Morza Śródziemnego, po drugie: co ma kokos do...
- Spadł mi na głowę - sarknął niebieskooki. Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
- Tylko się czasem nie zapowietrz - udał obrażonego - i nie zapomnij, kto cię dopiero uratował z opresji, Faith - dodał, przeciskając się przez kolejne liany.
- Ej, ej, spokojnie! - brunet towarzyszący nam od niedawna z rozbawieniem spoglądał to na mnie, to na blondyna. Żadne z nas nie odpowiedziało, tylko dalej szliśmy przez dżunglę. Boże, rozmawiam z tymi chłopakami może z dwie godziny, a czuję się przy nich jak przy przyjaciołach. Owszem, nasze wymiany zdań były co najmniej dziwne i śmieszne, ale z biegiem czasu to raczej się zmieni. Teraz czekałam tylko na moment odnalezienia reszty uczestników. Chciałam wreszcie znaleźć przyjaciół, a to był na to dobry moment. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem.

Nie zauważyłam nawet, że zbliżaliśmy się do wyjścia z zarośli. Zbyt mocno pogrążyłam się w myślach.

- E, niebieska, stój - szepnął Calum. Dopiero teraz zorientowałam się, że chłopacy nasłuchują. Mało mnie to jednak obchodziło, bo kiedy usłyszałam jak przezwał mnie brunet, dosłownie na niego naskoczyłam o mało nie wydrapując mu oczu. Doskonale wiedziałam, że nie mam szans z tym chłopakiem, ale nie chodziło mi o to. W akcie zemsty postanowiłam zakłócać im ciszę przydatną w nasłuchiwaniu, a Caluma postanowiłam tym razem oszczędzić nie wszczynając z nim bójki.

- Co wy odwalacie? Faith, stań w miejscu! Daj nam posłuchać... Nosz kuźwa, uspokój się i zostaw Caluma. Faith! - mocno zirytowany Luke spojrzał na mnie niebezpiecznie blisko podchodząc.

- Powiedz w takim razie temu idiocie, żeby nigdy więcej nie wyrażał się do mnie ,,niebieska'' - żachnęłam się.
- I tylko o to się gniewasz? - uniósł lewą brew do góry, a następnie odciągnął mnie sprawnym ruchem od bruneta.
- Nie powiem kto tu przed chwilą ubolewał nad faktem, że kokos spadł mu na pusty, blond łeb - uśmiechnęłam się zwycięsko. Mój triumf nie trwał zbyt długo, bo kiedy się odwróciłam dostrzegłam dwie nieznajome sylwetki.

- Luuuke - spojrzałam błagalnie na ignorującego mnie chłopaka - Luke, proszę... Odwróć się - szarpnęłam go za ramię. Nie posłuchał, i to był błąd.

*perspektywa Luke'a*

Niespodziewanie zostałem szarpnięty za ramię, przez co dziewczyna obok mnie zapiszczała. Dopiero wtedy odwróciłem wzrok dostrzegając dwie nieznajome osoby. Nie zdążyłem nawet się lekko poruszyć, gdy zostałem przyparty do drzewa przez jednego z nich. Starałem się go ze mnie zepchnąć, ale próby niczego mi nie dały, bardziej się męczyłem.

- Kim jesteście? - zapytał mierząc mnie wzrokiem.
- Obozowiczami - odparłem. Zauważyłem cień ulgi w jego oczach.
- Macie na to jakieś dowody?
- Ta - burknąłem. - Faith, pokaż im list - dziewczyna wykonała polecenie, podając kolesiowi w czarnej bandanie papier. Znowu on podał swojemu koledze o włosach pofarbowanych na czarno-biało. Tamten tylko pokiwał głową puszczając Caluma. Wreszcie i ja byłem wolny.

- Michael - nieznajomy zwrócił się do kolorowowłosego - to są oni.

Wtedy zaczaiłem o co chodzi. Ci dwaj to ostatnie dwie osoby z naszej grupy.

- Sory za napaść, nie wiedzieliśmy czego mamy się spodziewać. Jestem Ashton, a to mój partner, Michael.
- To nie było przyjemne, ale powiedzmy, że jest ok - odparłem. - Jestem Luke, to jest Faith, a ten koleś to Calum.

*3 godziny później*

Nie sądziłem, że ci wszyscy ludzie okażą się być tacy spoko. Wspólnie znaleźliśmy miejsce na naszą bazę, śmiejąc się i żartując. Najwyraźniej miałem ogromnego farta, dostając takie osoby jako partnerów. Nie mogliśmy jednak uśpić czujności, bo kolejne zadania czekały na nas.

- No to pierwsze zadanie wykonane - jedyna w naszym gronie dziewczyna zabrała głos.

- Tak dalej trzymać - powiedziałem.

- To może teraz się zapoznamy? - Calum przypomniał mi o istotnej rzeczy.

- Ja mogę zacząć - powiedziałem. - Tak więc nazywam się Luke Robert Hemmings, mam 17 lat i trafiłem na to zadupie na własne życzenie. Miałem dość uszczypliwych uwag rodziców co do mojego wychowania, choć w sumie to powinna być ich sprawa... Zapisałem się do obozu, by nauczyć się żyć na nowo.

- To teraz może i ja - Michael spojrzał na nas, po czym zaczął mówić. - Jestem Michael Gordon Clifford, możecie mówić Mike. Mam 18 lat, trafiłem tu na własne życzenie, bo nie umiałem radzić sobie z rzeczywistością.

- Ashton Fletcher Irwin, 19 lat. Jestem tu, by odpokutować za grzechy. Popełniłem ich dużo, więc sam zdecydowałem się skorzystać z oferty jakże niebezpiecznego obozu, który rzekomo oczyści ci duszę.

- Faith Felicity Black. 17 lat, zapisałam się tu, by nauczyć się pracować. Moi rodzice mówiąc szczerze mają mnie w dupie, więc muszę w końcu nauczyć się czegoś oprócz szastania ich oszczędnościami na prawo i lewo. Muszę wiedzieć, co to pokora.

- Calum Thomas Hood, 17 lat. Postanowiłem, że wezmę udział w obozie po to, by nauczyć się współpracować z ludźmi. Zawsze miałem wszystko podtykane pod nos, a teraz... Cóż, wszystko się zmieni - uśmiechnął się pod nosem.

Nikt nie miał już nic do powiedzenia. Każdy z nas był pogrążony we własnych myślach, gdy z nastolgii wyrwał nas melodyjny głos Faith.

- Robi się ciemno, gdzie zamierzamy spać?
- Dzisiaj musimy przeżyć noc pod gołym niebem, niebieska - zaakcentowałem ostatnie słowo tak, by ją wkurzyć. - Jutro zorganizujemy szałas. Trzeba też znaleźć jedzenie, bo w końcu musimy o czymś żyć.
- A gdzie masz tego kokosa, który spadł ci na głowę? Chętnie napiłabym się mleczka kokosowego... - dogryzała mi.
- Już cicho, Faith - Calum zgasił jej zapał do walki słownej. - Po prostu połóż się pod tą palmą i nic nie mów.
- Jaką palmą? Żartujesz? Ja nie zasnę na plaży pełnej pasożytów!
- Oh, zamknij się już. Mogę dać ci chociaż koszulkę pod głowę - Ashton wtrącił się do rozmowy.
- Serio? Chociaż jedyny myślący... - podniosła się i złapała koszulkę loczka. Spojrzała się na mnie wymownie.
- A ty, Hemmings, tym razem nie uratujesz mnie z opresji?
- Nie licz na to, mała flądro. Jesteś podłym agresorem, nawet do mnie nie podchodź, Black - uśmiechnąłem się. Nic już nie odpowiadając położyła się niedaleko Michaela. Wiedziałem jednak, że tak samo jak ja tylko chce się podrażnić. Chyba mamy podobne charaktery. Ostatnie co usłyszałem przed zaśnięciem to:

- Dobranoc loczek, żyrafa, Azjata i tęcza.
- Dobranoc rozwielitko z dysfunkcją stawów - to w odpowiedzi dostała od Caluma. Prawie dostałem napadu śmiechu, ale powstrzymałem się, bo może jeszcze by tu przyszła i mi przywaliła.

Powoli zamknąłem powieki odpływając. Może ten obóz nie będzie aż tak koszmarny?

[TO BE CONTINUED...]

|Welcome to purgatory for souls|5SOS|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz