O8. please, don't forget me

928 49 70
                                    

- Nie powinnam cię w to wciągać i nazywać moim chłopakiem, przepraszam.- powiedziałam, a z moich oczu wciąż, nieustannie lały się łzy.

Zawsze byłam niezwykle emocjonalna i gdy coś czułam okazywałam to w stu procentach, no, może trochę inaczej było w przypadku moich uczuć do Bradleya.

- Hej - zaczął, chwytając i podnosząc mój podbródek tak, bym patrzyła w jego oczy.- Nie gwniewam się, okey? I szczerze mówiąc, nie za bardzo obchodzi mnie zdanie Brada. Jeśli mógł mieć ciebie, a wybrał ją, musi być kretynem.- stwierdził, uśmiechając się.

- Dziękuje.- powiedziałam, ponownie go przytulając.

- Oho, trafiłem na czarodziejkę.- zaśmiał się, a ja, mimo, że nie rozumiałam o co mu chodzi, również się uśmiechnęłam.

- Co? - spojrzałam na niego pytająco.

- No wiesz, tyle magicznych słów, przepraszam, dziękuje. Mam nadzieję, że to nie jakieś zaklęcie, przez które zaraz padne i nie wstane.- wytłumaczył, po czym oboje zaczęliśmy się śmieć.

Byłam mu na prawdę wdzięczna, że starał się mnie rozbawić, mimo, że teoretycznie powinien był mnie zostawić dziś rano.

Blake był takim promyczkiem, w całym tym szarym mieście. Nawet jeśli ktoś całkowicie stracił wiarę w ludzi i uważał, że wszyscy są doszczętnie zniszczeni, wystarczyło jedno spotkanie z Richardsonem, żeby przekonał się, że świat jest zupełnie inny niż go postrzegał.

Bo każdy człowiek ma dwie strony medalu. Tą zardzewiałą, sztywną, skupioną tylko na sobie i tą piękna, szczerą, którą ukryta jest przed wszystkimi.

Blake natomiast, nie bał się pokazywać jaki jest na prawdę. Był cudownym chłopakiem i po tym jednym dniu mogłam dołączyć do grona jego fanek.

- Powinnam już wracać.- powiedziałam, wstając z ławki.

- Iść z tobą?- spytał, na co ja pokiwałam przecząco głową.

- Sama muszę się z tym uporać. W końcu, to moi przyjaciele.- odparłam uśmiechając się delikatnie, a chłopak mnie pocałował.

- Powodzenia.- wyszeptał w moje usta, po czym odszedł w przeciwną stronę.

Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę mojego domu, biorąc przy tym kilka głębokich wdechów. Postanowiłam ignorować Simpsona i zamknąć się w swoim pokoju. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam.

Weszłam do domu, od razu kierując się do kuchni. Wyjęłam z szafki miskę, do której wsypałam pianki i czym prędzej ruszyłam w stronę mojej sypialni. Wyjęłam z szafy laptopa i po zalogowaniu się, włączyłam kolejny odcinek Teen Wolfa. Na początku byłam bardzo sceptycznie nastawiona, ale Daniel Sharman w roli Isaaca, ostatecznie mnie przekonał.

Zaczęłam oglądać kolejny z rzędu odcinek, gdy do mojego pokoju wszedł Bradley. Spojrzałam na niego kątem oka.

- Co chcesz?- spytałam, starając się brzmieć jak najbardziej surowo i bez uczuć.

- Nie lubię się z tobą kłócić.- zaczął, siadając na skraju łóżka.- Phoe, no -powiedział, specjalnie przeciągając samogłoski i nawet na niego nie patrząc, mogłam przysiąc, że robi minę zbitego szczeniaka.- Na prawdę bardzo, bardzo, bardzo przepraszam i proszę o rozgrzeszenie. Ja po prostu nie chcę żebyś cierpiała, a wiem, że Blake cię zrani.

- Jak na razie, to ty to robisz.- stwierdziłam, zatrzymując odtwarzany film.- Mówisz, że Blake mnie zrani, nawet go nie znając. Tymczasem to właśnie ty, mój przyjaciel, który powinien mnie wspierać, najbardziej mnie ranisz! Powiedz mi jak to jest, ty możesz układać sobie życie, ale kiedy ja to robię, masz wielkie problemy! Zostaw mnie w spokoju i oboje bądźmy szczęśliwi!- mówiłam, a z moich oczu zaczęły lać się, kolejne tego dnia, łzy.

Are you in friendzone? || Bradley Simpson Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz