Na asfalcie wokół jej stóp rosła kałuża. Harry musiał przyznać, że nawet mokra od stóp po czubek głowy, wyglądała świetnie. Tym, że z włosów cieknie jej woda strumieniami nie przejmowała się wcale. Oparta o karoserię jego Jeepa, z rękami na biodrach i przechyloną głową przyglądała się jak przekopuje bagażnik szukając ręcznika. Stała przed nim w samej bieliźnie. W mokrej bieliźnie, przez co czuł się trochę niekomfortowo. Sam przed sobą mógł się przyznać jak bardzo na niego działa. A działała naprawdę mocno: czuł fizyczną potrzebę dotknięcia jej jeszcze raz, pocałowania, przesunięcia dłońmi po tej gładkiej skórze. Ale nie zrobił tego.
W końcu był gentelmenem, co prawda w skórze badboya, ale był gentelemnem.
-Łap, to powinno się nadać do wysuszenia. – Podał dziewczynie ręcznik, a sam zaczął się wycierać bluzą.
-Dziękuję. – odpowiedziała z wdzięcznością i zaczęła suszyć swoje długie włosy. –Jesteś naprawdę miłym chłopakiem. Cieszę się, że wskoczyłam na ciebie, a nie twojego ochroniarza.
Harry zamarł. Łudził sie, że się nie zorietowała, że Jerry to ochroniarz. Poprzedniej nocy modlił się by wzięła go za przyjaciela, ojca, czy kogokolwiek innego. A teraz wzięła go z zaskoczenia. Co powinien robić? Przyznać się, że jest sławnym piosenkarzem, czy wcisnąć jej jakiś kit?
Pochylona, przerwała na chwilę wycieranie i spojrzała na niego zza kurtyny swoich loków. Widocznie zaskoczenie wymalowało na jego twarzy zabawną minę, bo po raz kolejny usłyszał jej głośny i szczery śmiech.
-Tu cię mam! Chciałeś zgrywać przede mną zwykłego chłopaka? Coś słabo ci idzie. – Kciukiem wskazała na jego auto.
„O cholera, no to koniec. Zaraz pewnie poprosi mnie o autograf, numer telefonu, albo inny shit.”
-To jest… Więc… - nie mógł zebrać słów w jedno zdanie. Nie potrafił w kłamać. Nie chciał kłamać, więc patrzył na nią wzrokiem pełnym rezygnacji i po prostu wzruszył ramionami.
-Spokojnie. Nie obchodzi mnie ile masz kasy, ani kim jest twój ojciec. Wydajesz się być spoko chłopakiem. – Wręczyła mu mokry ręcznik. – A w ogóle, obiecałam, że się przedstawię jak mnie złapiesz. A, że zawsze dotrzymuję słowa: Megara Neuman, ale mów mi Meg.
Harry pochylił się i pocałował jej dłoń.
-Harry, Harry Styles.
Nie wiedziała. Nie stracił swojej szansy. Te wakacje mogły się jeszcze zmienić w najlepsze w jego życiu.
„Dzięki Bogu!”
***
Po wyjściu spod prysznica uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. To był dobrze przeżyty dzień: nikt nie próbował jej zabić, nie oczerniał i nie wgapiał się w jej piersi. Co więcej! Spędziła przemiłe przedpołudnie z uroczym chłopakiem, który wydawał się być miły.
„Miły? Meg twój zasób słownictwa jest porażający…” Może „miły” nie oddawał w pełni wrażenia jakie wywarł na niej Harry Styles, ale do tego właśnie się sprowadzało. Harry był zabawny, uprzejmy i szarmancki. Za każdym razem, gdy się uśmiechał i pojawiały się te jego specyficzne dołeczki w policzkach miała ochotę go mocno do siebie przytulić, albo pocałować. Przez cały czas na plaży ręce ją świerzbiły by go dotknąć. Ale cały czas mówiła swoim zapędom, wyraźne i stanowcze NIE. I tak za bardzo mu się narzuciła w Beach Barze.
Zatrzymała się zdziwiona przed komodom. Uświadomiła sobie, że mimo spędzonego razem czasu nie wyjaśniła mu dlaczego postąpiła w ten, a nie inny sposób. Jak mogła się nie wytłumaczyć ze swojego skandalicznego zachowania? Miała ochotę się spoliczkować z powodu swojej głupoty.
CZYTASZ
Last Direction
FanfictionKochała go nie dlatego, że jego słowa były muzyką dla jej uszu. Kochała go dlatego, że samo brzmienie jego imienia spychało wszystkie jej demony w mrok. Sukces nie może być miarą szczęścia. Oboje się o tym przekonali. Co przyjdzie ze spotkania Harr...