Tu i teraz

5 0 0
                                    

Dźwięk roztrzaskanej o marmur filiżanki z kawą rozległ się w całym domu. Natychmiast wszystkie gospodynie zbiegły się do kuchni aby sprawdzić, co się stało. Koło wyspy kuchennej, tuż koło milionów małych szklanych odłamków siedziała brunetka. Skulona, cicho łkała,a łzy wycierała w rękaw bluzy.
-Panno Lily, znowu? - zapytała zmęczonym głosem gosposia Margaret.
-Już tego nie kontroluję - wyszeptała dziewczyna.
-Pora o tym powiedzieć panienki mamie, panno Lily. Nie czas na ucieczkę od prawdy, proszę mi uwierzyć, jest lepsza niż życie w niewiedzy, i zdaje mi się, że zdrowsza.
Lily wsparła się na obu łokciach i stanęła na równe nogi. Chwiejnym jeszcze krokiem podeszła do blatu, wzięła kluczyki od samochodu i zarzuciła torebkę na ramię.
-Sama to zrobię, moja matka nie musi mi towarzyszyć we wszystkim - odparła, po czym wyszła z budynku przez taras.
Margaret chciała za nią pobiec, lecz nim się obejrzała, samochodu Lily nie było już na podjeździe.
***
-Umowa z kontrahentem była pieprzoną fikcją na zbicie czasu? Jesteś naprawdę tak mało wykwalifikowany? Ten kontrakt opiewał na rekordowe 140 milionów! - ryknął potężnym głosem James O'Brien - Donovan, chyba oficjalnie mogę to ogłosić. Zwalniam Cię.
James był niezwykle zaradnym mężczyzną po czterdziestce, który oprócz tego, że był przystojny to był w dodatku genialnym handlowcem, któremu życie zdawało się kłaniać przed każdym krokiem. Jednak kiedyś można było powiedzieć, że miał wszystko, ale teraz każdy wiedział, że kilka lat temu jego życie bardzo straciło na wartości. 
Jego psychiczną ostoją, która przed kilkoma laty była jego jedyną deską ratunku był już dwudziestoczteroletni syn, Dylan.

Dylan nadal z nim mieszkał chociaż ojciec kupił mu już dom, przy 10690 Somma Way, w La.
Minęła chwila zanim James uzmysłowił sobie, że jego główny doradca, George Donovan nie może zostać zwolniony, chociażby dlatego, że był jego jednym z najlepszych i najbardziej zaufanych pracowników. Gdy sięgał po telefon do pokoju wszedł Dylan.
-Hej tato, pa tato - rzucił w stronę mężczyzny.
-Hola, dokąd się wybierasz? Dochodzi dziesiąta. Nie było mowy o żadnych imprezach, na które wolno ci chodzić - James postukał palcem w tarczę zegarka na nadgarstku.
-Nowy rolex? Fajny, ale już mi go pokazywałeś. Przedwczoraj -  Dylan obrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi.
-Odetnę ci pieniądze, synu - Chłopak zatrzymał się - Myślisz, że chcę ci uprzykrzyć życie? Jedynej osobie, na której zależy mi najbardziej na świecie? Nie bądź głupi, proszę, po prostu nie idź. Pogadajmy jak za starych czasów.
-Pogadajmy? Czy ty w ogóle wiesz co to znaczy? Kiedy ostatni raz ze mną rozmawiałeś poza czymś innym niż o pieniądzach? 
-Powiedziałem, wystarczy...
Ale Dylan zdążył już  ulotnić się z domu. Jedyne co miał czas wziąć po drodze to były kluczyki do ferrari Jamesa. Uwielbiał kraść samochody ojca, w końcu nie obyłoby się bez tego dreszczyku emocji. James wielokrotnie zgłaszał kradzieże na policję, specjalnie po to, by ukarać Dylana, ale ten niczym się nie przejmował. Może poza faktem, że po zapłaceniu kaucji trzeba było jeszcze uiścić odpowiednią kwotę na remont posterunku, żeby sprawa nie trafiła do gazet.
Zwykle Dylan wybierał się pod Dodger Stadium, gdzie za każdym razem gdy starał się włamać na teren boiska spotykał Leo. Leo był emerytowanym żołnierzem piechoty morskiej, o którym świat zapomniał. Staruszek żył na ulicy od prawie dwudziestu lat i mimo próśb Dylana, czeków pieniężnych na nowy start oraz licznych upominków, które na skupie byłyby sporo warte, uparcie wybierał nadal ulice. W końcu Dylan przestał mu cokolwiek oferować, a zamiast tego przyjeżdżał co jakiś czas i dawał mu jakieś ubrania, kilka dolarów na zakupy i po prostu z nim rozmawiał. 

Jednak tego dnia wolał jechać autem przed siebie. Tam, gdzie go poniesie, postanowił że zostanie.
***
Lily kilka razy okrążyła przychodnię, przez kilkadziesiąt minut zdążyła zrobić kilkanaście list "za i przeciw" by w końcu odjechać z parkingu.
Złe samopoczucie tłumaczyła stresem i faktem, iż każdy jej krok był monitorowany przez paparazzi. Pragnęła od tego wszystkiego odpocząć, chociaż publicznie udawała tak bardzo, że mogłoby się wydawać iż dla niej te kilkanaście ścianek w miesiącu, te kilka premier, wywiady i dawanie autografów przed sklepami to dla niej za mało. W rzeczywistości lubiła, gdy Margaret przynosiła jej gorącą czekoladę o poranku, gdy Pani Premier, jej pudel, przychodziła do niej by Lily mogła ją pogłaskać. Te dni bez fleszy były dla niej bardzo ważne, a zdarzały się tak rzadko. Zadecydowała, że przed powrotem do domu wstąpi do McDonalda. Od kilku lat tam nie była, bo menadżerzy mówili, że źle wypadnie w oczach fanów promując zdrową żywność Betty O'Neil (bardzo popularna i szanowana trenerka fitnessu dla kobiet w każdym wieku, promująca się zdaniem "Lata lecą, kilogramy też, z Betty dobrze zjesz, a przy okazji schudniesz"), a po kątach zajadając się cheeseburgerami. 

Skręcając w lewo, i przejeżdżając tuż obok nieczynnej stacji benzynowej wpadła w poślizg i auto z impetem uderzyło o bramę stacji. 
-Cholera jasna! - krzyknęła poirytowana.
Samochód był nowiusieńki, prezent od Mistshibisi jako podziękowania za udział w ich kampanii reklamowej, i szlag by to wzięło.
Felga z przedniego prawego koła z pewnością do wymiany,a z silnika zaczęła wydobywać się nawet chmura dymu. Lily wysiadła z samochodu i oparła się o drzwi. Kiedy wystukiwała numer w telefonie, zza zakrętu nadjechało czarne ferrari.
-O nie,proszę, tylko nie jakiś szalony paparazzi- wyszeptała z nadzieją.
Auto zatrzymało się, a po chwili wyszedł z niego chłopak, mniej więcej w jej wieku. 
-Potrzebujesz pomocy? - zapytał.

-Nie wiem, ile dasz radę zrobić  z tym,co widzisz. I to najlepiej w ciągu paru godzin - Lily uśmiechnęła się delikatnie, próbując rozeznać się w sytuacji, z kim dokładnie ma do czynienia.
-Ja niewiele, ale znam kogoś, kto o każdej porze dnia i nocy jest gotowy zreperować każde auto. Ten model Mistshibisi jest, na moje oko, nowiutki, więc problemem będzie chyba felga, o ile ma być dokładnie taka sama, by nie odstawać od reszty - chłopak okrążył auto ze wszystkich stron.
-Dzięki, ale w sumie dlaczego się zatrzymałeś, żeby mi pomóć? Widzę, ze sam masz niezłe auto.
-To ferrari ojca, mnie na własne nie byłoby stać. Aha, i nie chcę wyjść na jakiegoś podrywacza, lub pedofila,po prostu zatrzymałem się, bo Cię rozpoznaję.
- Skąd?- Lily zbledła.
-Widuję cię na różnych eventach, ostatnio podajże na premierze "Lory, tell me more". Miałaś tą zjawiskową różową kreację z milionem prawdziwych róż.
-Kto by się spodziewał, faktycznie, to byłam ja, ale większość róż była sztuczna, tylko te na wierzchu były prawdziwe, żeby zmylić fotoreporterów. Wolę je w swoim ogrodzie, niż na sobie, ale nie rozpowiadaj prasie- Lily roześmiała się.
-No tak, jak już coś usłyszą, to nieważne jakbyś się tłumaczyła, i tak będą wierzyć tym bardziej "gorącym" plotkom - chłopak wzruszył bezradnie ramionami.
-A powiesz mi może jak się nazywasz? Może i ja cię znam - zapytała Lily.
-Dam ci wskazówki, bo być może o mnie słyszałaś. Mój ojciec to miliarder, mamy, a w sumie on ma, dużą spółkę O'Brien Factory, i to ja obraziłem, oczywiście przypadkowo, prezydenta na wizji.
-Nie wierzę - Lily natychmiast wyprostowała się - Przede mną stoi, we własnej osobie...
-Dylan O'Brien, hej. 


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 03, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

BetweenWhere stories live. Discover now