Siedziałam na niewygodnym, plastikowym krzesełku na lotnisku i obserwowałam odlatujące samoloty przez szklaną szybę. Obok moich nóg leżały trzy ogromne walizki, do których spakowałam kosmetyki oraz ubrania. Od dwóch godzin przebywałam na lotnisku i bardzo mi się nudziło. Chciałam porozmawiać z moimi przyjaciółmi przez telefon, jednak nikt nie odbierał, co bardzo mnie zirytowało. Wiedzieli, że wyjeżdżam i nawet się ze mną nie pożegnali.
Z niecierpliwością poprawiłam kosmyk czarnych włosów. Rozejrzałam się i zauważyłam na sobie wzrok jakiegoś młodego chłopaka oraz starszej pary. Kobieta patrzyła na mnie pogardliwym wzrokiem, zapewne nie podobał jej się mój strój, który składał się z bardzo krótkich spodenek jeansowych oraz crop topu z logo znanej marki. Na moich stopach widniały czarne szpilki na platformie z cienkimi, wiązanymi paseczkami do ud.
- Van! - Usłyszałam spośród hałasu znajomy głos.
Poderwałam się i ujrzałam moje dwie najlepsze przyjaciółki. Tuż za nimi stał mój chłopak. Podbiegłam do nich, co było trudne w tych butach, i przytuliłam mocno.
- Savannah! Keyla! Już myślałam, że nie przyjdziecie! - pisnęłam uradowana.
- Nie wiedzieliśmy, że masz samolot tak wcześnie - odparła i ziewnęła Keyla.
- Co ty masz na sobie? - zapytałam, lustrując ją wzrokiem.
Dziewczyna związała swoje rude włosy w niedbałego koka na czubku głowy. Miała rozmazany, niedokładny makijaż. Ubrana była w krótkie, białe szorty oraz koszulkę na ramiączka z napisami.
- Piżamę. Kiedy po nią przyjechaliśmy, spała. - Przewróciła oczami Sav.
Była całkowitym przeciwieństwem rudej. Blond włosy falami spływały po jej ramionach. Kreski przy oczach były zrobione symetrycznie, puder skutecznie zakrywał każdy nieidealny cal jej twarzy. Dziewczyna miała na sobie ładną, letnią, trochę wyzywająca sukienkę w malinowym kolorze.
- Nie dziwi mnie to - zachichotałam, a Keyla popatrzyła na mnie morderczym wzrokiem.
- Całkiem zapomniałam o tym, że dzisiaj wyjeżdżasz - powiedziała.
- No tak, w nocy byłaś zajęta z kolejnym chłopakiem - prychnęła Savannah.
- Mnie przynajmniej chcą - warknęła ruda.
- Ej, dziewczyny, dajcie spokój chociaż dzisiaj. To dla mnie tu przyjechałyście, więc skupcie się na mnie! - powiedziałam, z dumą unosząc głowę i robiąc dzióbek z ust.
- Och, Van, jak ty dasz sobie radę na tej farmie? - jęknęła Sav.
- Nie przesadzaj, to nie jest farma. Tylko wieś. Pamiętam, kiedyś tam byłam - uśmiechnęłam się, lecz wyszło to mało przekonująco.
- Dzwoń do nas każdego dnia i opowiadaj o wszystkim! - nakazała druga dziewczyna.
- A wy przekazujcie mi wszystkie plotki! Chcę znać wszystkie szczegóły każdej dramy! - odpowiedziałam, a dziewczyny zachichotały.
- Och, będę za wami tak strasznie tęsknić. Jak ja dam sobie radę bez was? - Przytuliłam przyjaciółki jeszcze raz.
- Nadal nie rozumiem, czemu zgodziłaś się tam wyjechać na całe wakacje. To wieczność! I miałyśmy tyle planów... - jęknęła Keyla.
- To moja jedyna szansa wyjazdu na studia modowe. Przecież wiecie, że rodzice nie zgodziliby mi się ich fundować, a ja przecież nie będę harować w jakimś supermarkecie za marne grosze - oznajmiłam po raz kolejny.
- No i masz rację! Wytrzymasz te 62 dni i zaczniesz projektować ubrania! Będziesz sławna i bogata, a to marzenie każdej dziewczyny! - przyznała Sav.
- Dzwoń do nas każdego dnia. Będziemy cholernie, cholernie tęsknić, ale jest chyba jeszcze jedna osoba, która też będzie tęsknić - szepnęła ruda.
- Czekamy w samochodzie - powiedziała Savannah, kiedy odsunęła się ode mnie.
Dziewczyny zniknęły w tłumie, a ja spojrzałam na Brandona. Brązowe włosy ułożone były w artystyczny nieład. Ubrany był w krótkie, niebieskie szorty oraz białą bokserkę. Ciemne oczy wpatrywały się we mnie intensywnie.
- Będę tęsknić, kocie - powiedział w końcu.
- Ja też będę tęsknić. Ale to tylko 62 dni. Chyba dasz sobie jakoś radę beze mnie, prawda? - spytałam, zarzucając chłopakowi ręce na szyję. Jego dłonie od razu powędrowały na mój tyłek.
- Ja na pewno dam sobie radę bez ciebie, ale czy ty dasz sobie radę beze mnie?
- Nie myśl, że nie jesteś niezastąpiony - szepnęłam mu na ucho.
- Pójdziemy do łazienki i zmienisz zdanie - odpowiedział kusząco.
Przez moje ciało przeszły dreszcze. Chłopak lekko podgryzł moje ucho, a ja westchnęłam głęboko.
- Nie starczy nam czasu, muszę zaraz iść na odprawę. Dzwoń do mnie każdego dnia.
- Jasne, jasne - mruknął.
- I pamiętaj. Za 62 dni wrócę.
- Będę tu na ciebie czekać - uśmiechnął się lekko.
Odwróciłam się i złapałam trzy walizki.
- A buziak na pożegnanie? - zapytał.
- Nie chcę psuć szminki, ale... Trudno.
Nasze usta zetknęły się ze sobą, a ja od razu poczułam jego język w gardle. To uczucie nie należało do najprzyjemniejszych.
Szybko oderwałam się od Brandona i ruszyłam w stronę odprawy. Akurat usłyszałam kobiecy głos z głośników, który dokładnie pokierował pasażerów samolotu do Omaha.
Wujostwo mieszkało w Cullom, małej wsi pod Omaha. Mieli dwójkę dzieci, córkę oraz młodszego syna. Pamiętałam wujka Jeremiego. Był bratem mojego taty. Dużo pracował i był surowy. Miał żonę, która pochodziła z Korei Północnej. Albo Południowej. Nigdy nie byłam dobra z geografii. Kobieta miała na imię Gisooki. Była bardzo miła i uprzejma. Świetnie gotowała. Kiedyś ja i Kayla miałyśmy bardzo dobry kontakt. Zawsze razem się bawiłyśmy i uważałyśmy się za prawdziwe siostry. Ja byłam jedynaczką, ona miała młodszego brata. Raz nawet zakradłyśmy się do garderoby i przymierzałyśmy wszystkie sukienki cioci. Przy okazji skorzystałyśmy z jej kosmetyków. Do tej pory w albumie rodzinnym widniało nasze zdjęcie. Wujek bardzo się wkurzył, gdy zobaczył nas tak przebrane i wymalowane. Jedyne co pamiętałam w Carterze, to jego skośne oczy, które mnie przerażały, jak byłam mała. Nie byłam w stanie przypomnieć sobie z jakiego powodu, ale unikałam chłopaka.
Po niedługim czasie wsiadłam do samolotu. Zajęłam miejsce przy oknie, bo chciałam podziwiać widoki. Obok mnie usiadł jakiś młody chłopak, który ciągle gapił się na mnie pożądliwym wzrokiem. Bardzo mi to schlebiało, ale jednocześnie irytowało. Starałam się na niego nie zwracać uwagi, więc wyciągnęłam różowe słuchawki oraz telefon z kieszeni. Włączyłam muzykę, a przy okazji zrobiłam kilka zdjęć na Snapchacie oraz Instagramie.
Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego wujek oraz ciocia przyjęli mnie na całe wakacje do siebie. Kontakt między nami urwał się kilka lat temu. Więc dlaczego tak nagle, po prostu się zgodzili? Nawet trochę się na nich wkurzyłam z tego powodu. Gdyby odmówili mojemu tacie, zostałabym w domu, a studia i tak miałabym przez nich opłacone. Ale to tylko 62 dni. Mogę siedzieć cały dzień w swoim pokoju i wisieć na telefonie. No bo co? Raczej nie zmuszą mnie do pracy, nie?
62 dni szybko miną, prawda?
CZYTASZ
62 dni || Magcon
FanfictionKsiężniczka San Francisco zawiera układ z rodzicami. Wyjedzie do rodziny na 62 dni, a rodzice zafundują jej wymarzone studia modowe w Nowym Jorku. Dziewczyna od razu się zgadza, nie wie jednak, jak ciężko będzie zmierzyć się z nową rzeczywistością...