Cudownie, jak zwykle

313 38 11
                                    

Jeśli to czytacie - gratuluję cierpliwości i za nią dziękuję. Nareszcie napisałam ten rozdział i szczerze mówiąc jestem nawet z niego dumna, co nie zdarza mi się na co dzień :D
Każda gwiazdka, każdy komentarz są dla mnie bezcenne. Naprawdę, nawet jeżeli nie wiecie co napisać, napiszcie cokolwiek. To wywołuje taki uśmiech, że zaczynam czuć się jak Crowley :D
I endżojcie proszę!


Charlie z podekscytowaniem zamknęła drzwi do antykwariatu, trajkotając coś o tym, że musi się spieszyć do domu, przecież czeka na nią Dora, no i jeszcze musi się przebrać i Jezu, Sam, nie zdążę. Chłopak roześmiał się serdecznie, kładąc kojąco dłoń na jej ramieniu.

- Zdążysz. Impreza zaczyna się dopiero o dwudziestej - powiedział, a rudowłosa zerknęła na niego spode łba, wrzucając klucze do dużej, fioletowej torby na ramię.

Młodego Winchestera niezwykle bawiło to, jak Charlie ekscytowała się nadchodzącym występem. Zachowywała się jak jego matka, a kiedy powiedział jej to, zagroziła, że przyprowadzi Dorotkę i Sam będzie musiał znieść aż dwie matki. Westchnął teatralnie, ale zaczął modlić się bezgłośnie, żeby Charlie naprawdę z nią przyjechała; jeśli była na tym świecie osoba, która była w stanie ją opanować, to była nią z pewnością jej dziewczyna.

Kiedy dotarł do domu, Dean i Lucyfera siedzieli na kanapie w salonie. Prawdopodobnie planowali poćwiczyć, ale widocznie nic z tego nie wyszło, bo ich gitary leżały na dywanie, a oni dzierżyli w dłoniach pady.

Tak, zamiast ćwiczyć grali w gry wideo. Mógł się tego spodziewać.

- Leniwce - oznajmił całkiem głośno, przechodząc przez przedpokój do łazienki, aby umyć ręce. Lucyfer odkrzyknął "hej, Sammy", a Dean wymamrotał coś pod nosem. Zapewne jakąś obelgę.

Wytarł dłonie wiszącym na drzwiach kabiny prysznica ręcznikiem i skierował się w stronę salonu. Lucyfer odłożył na chwilę pada, aby przywitać go uśmiechem i drobnym pocałunkiem, za to Dean znowu coś wymruczał. Coś, co brzmiało jak "sucz".

- Palant - odparł rozbawiony Sam, siadając obok Miltona. - Mieliście trenować, pierdoły saskie, a nie zużywać prąd.

- Mamy jeszcze czas, Sammy, nie poganiaj nas - ofuknął go Dee i pełen wściekłości nacisnął odskakujący guzik na swoim padzie. Miał takie szczęście, że trafił mu się ten, który nie działał jak powinien. Sam wstał, zakładając luźny kosmyk włosów za ucho.

- Jesteście głodni? Jedliście coś? - spytał, odwracając się i maszerując ku wyjściu.

- Nie, ale możesz coś zrobić - odparł Dean ze śmiechem, a długowłosy mógł praktycznie wyczuć uśmiech Lucyfera. Mruknął znowu "palant", kierując swoje słowa do brata, ale na tyle cicho, aby ten nie usłyszał, i ze zrezygnowaniem wszedł do kuchni.



O dokładnie dziewiętnastej czterdzieści pięć weszli do baru. Przy ladzie stał Benny, który powitał ich pogodnym uśmiechem i uniesieniem ręki z wielobarwną szmatką, służącą mu do wycierania szklanek i kufli. Po chwili w zasięgu ich wzroku pojawiła się też Jo z tacką; pomachała im, po czym odwróciła się, aby postawić dwa kufle piwa na stoliku za sobą.

Dean westchnął, poprawiając zsuwający mu się z ramienia futerał z gitarą. - Chodźmy.

Tego wieczoru bar był zapełniony jeszcze bardziej niż ostatnio. Sam podejrzewał, że to ze względu na Lucyfera - nowy głos, nowy talent, nowe widowisko. Nie dziwił się, gdy po drodze do sceny Milton również był zaczepiany przez mężczyzn proponujących mu piwo i kobiety, z nieco innymi propozycjami. Na szczęście blondyn grzecznie odrzucał oba rodzaje.

Chłopak z gitarą || SamiferOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz