4. - DZIAŁ I.

36 9 0
                                    

*perspektywa Michael'a*

Poczułem chłodny powiew wiatru na mojej skórze, przez co szybko otworzyłem oczy. Rozejrzałem się dookoła. Ta wyspa pod osłoną nocy nie wyglądała najgorzej. Całe niebo wypełnione było gwiazdami. Jak w filmie - pomyślałem.

Leżałem przez chwilę z całkowitą pustką w głowie wpatrując się w widoki. Z melancholii wyrwał mnie głośny grzmot gdzieś w oddali. Chwilę później na moją twarz zaczęły spadać krople wody, a mroczny krajobraz rozświetliły błyskawice pojawiające się tu i ówdzie. Wstałem otrzepując się z piasku, na którym spałem. Spojrzałem na nowo poznanych kolegów. Musiałem ich obudzić, przecież nie będziemy tu spać, kiedy zbliża się całkiem spora burza. W pierwszej kolejności uklęknąłem przy chrapiącym Ashtonie. Potrząsnąłem nim. Nic. Spał dalej. No nie, stary, weź się obudź... - powtarzałem w myślach dalej go szarpiąc. Musieliśmy szybko stąd uciec, a on to opóźniał. Zrezygnowany puściłem go i ruszyłem do Faith. Postanowiłem, że Ashton'a obudzimy na końcu.

Podbiegłem do dziewczyny i złapałem ją za rękę, co momentalnie zadziałało. Uniosła powieki i spojrzała na mnie wystraszona.

- Spokojnie Faith - powiedziałem.
- Jak mam być spokojna?! - zapytała. Przewróciłem oczami. Heh, te kobiety.
- Po prostu spójrz na niebo - rzuciłem. W tym czasie pojawił się kolejny błysk. Dziewczyna widząc to skuliła się i przywarła do mnie. No proszę, taka pyskata a jednak się boi. Zostawiłem to jednak dla siebie i podszedłem do Luke'a. Dziewczyna krok w krok podążała za mną nie zwracając uwagi na deszcz.

- Schowaj się gdzieś.
- Nie ma mowy! Zostaję tutaj puki reszta się nie obudzi.
- Jak wolisz - mruknąłem - tylko później nie narzekaj.

Znów spojrzałem w stronę blondyna. Tym razem siedział i podpierał się łokciami na sypkim podłożu.

- O, brawo, Faith. Właśnie obudziłaś Luke'a.
- Co się dzieje? - lekko zdezorientowany chłopak podrapał się po głowie. Zanim jednak zadał kolejne pytania poczuł jak po jego ciele spływają krople deszczu. Wstał i popatrzył na coraz bardziej wystraszoną dziewczynę. Trzymała ona w rękach bluzę Asha. Odwrócił wzrok na jeszcze śpiącą dwójkę.

- Trzeba ich obudzić i spadamy w głąb lasu - powiedział.
- A co z tym? Przecież ustaliliśmy, że tu jest nasze miejsce.
- Wrócimy tu później i zbudujemy szałas.
- Wiesz w ogóle jak to się robi?
- Nie, ale mam świetny pomysł.
- Dobra, porozmawiamy o tym potem, teraz trzeba ich wybudzić. Nie wiem jakim cudem jeszcze nie wstali, przecież są cali mokrzy - Faith zakończyła naszą wymianę zdań.

Podbiegłem do Calum'a szarpiąc go za ramię. Otworzył zaspane oczy spoglądając na mnie niezrozumiale.

- Wygląda na to, że pogoda na naszej wyspie trochę się popsuła.
- O cholera... Dlaczego ja się nie obudziłem? Kurwa, jak zimno - poruszył ramionami po czym wstał. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy, że Hemmings i Black jakoś poradzili sobie z Ashtonem. Czym prędzej popędziliśmy z plaży do nich pod drzewa, gdzie ulewa nie dawała o sobie tak bardzo znać. Mokry i zmęczony potarłem czoło, po czym oparłem się o jeden z wystających badyli. Irwin zakładał na siebie bluzę, którą pożyczył tej nocy Faith. Nie miałem na nic siły, więc zamknąłem oczy myśląc o tym, co jeszcze może nam się przydarzyć.

*perspektywa Ashton'a*

Przez chwilę staliśmy w ciszy starając się ochłonąć. Nie ma to jak prysznic na pobudkę - pomyślałem.

- Ashton, orient! - niebieskowłosa krzyknęła rzucając do mnie bluzę, którą jej pożyczyłem. Wcisnąłem ją na siebie i przystąpiłem do osuszania moich mokrych loków. W oddali nadal było słychać głośne grzmoty.

|Welcome to purgatory for souls|5SOS|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz