5. - DZIAŁ I.

50 8 0
                                    

*perspektywa Luke'a*

Kolejny raz wyciągnąłem dłoń w kierunku wielkiego liścia. Zaparłem się szarpiąc go, co dopiero po kilkunastu sekundach dało rezultat. Zebrałem ich już wystarczająco dużo, więc odwróciłem się w kierunku Ashton'a, który zbierał nam liany. Jak widać nie tylko ja ukończyłem pracę. Popatrzyłem na kolegę z niewielkim uśmiechem. Odwzajemnił mi go i rozejrzał się wokoło. Zmarszczył brwi, wyprostował się i zapytał:

- Mike? - nie otrzymał odpowiedzi. Dopiero teraz zorientowałem się, że chłopak zbierający patyki i przeróżne badyle znikł nam z pola widzenia.
- Michael?! - dołączyłem się. Nadal nikt nie odpowiadał. Powoli zaczynałem się bać. Może coś mu się stało? Przecież w liście napisali, że zaczyna być niebezpiecznie. Powinien był zachowywać szczególną ostrożność.
- Albo wpadł w kłopoty, albo odszedł kawałek i nas nie słyszy - Irwin wmawiał sobie.
- Ej, stary - powiedziałem. - Skoro on zniknął, to nam też może coś grozić...
- Nawet o tym nie myśl. Po prostu go poszukamy. Jestem pewny, że nawet jeśli jest w niebezpieczeństwie to da sobie radę.

Przez chwilę panowała między nami głucha cisza. Staliśmy nieruchomo. Zamyśliłem się. Bałem się, że całej naszej grupie może coś zagrażać. Co jeśli uda nam się znaleźć Clifford'a, ale będzie już za późno? Co jeśli zaatakuje nas stado drapieżnych zwierząt? Jesteśmy w bardzo ładnym miejscu pod względem wizualnym. W praktyce czyhają na nas tu śmiercionośne pułapki. Jednocześnie zdałem sobie z czegoś sprawę. Ludzie, z którymi tu jestem rozmawiają ze mną może z jeden dzień. Tyle wystarczyło, bym się do nich przywiązał. Nie wyobrażałem sobie obozu bez któregokolwiek z nich. Musieliśmy zacząć działać. Zgarnąć Mike'a, poczekać na Calum'a i Faith, wybudować szałas i przeżyć tą katorgę.

Właśnie miałem zamiar się poruszyć, gdy ktoś dotknął mojego ramienia. Podskoczyłem w miejscu i natychmiast się odwróciłem.

- Cholera! Chcesz, żebyśmy zeszli na zawał? - warknąłem głośno. Osoba stojąca przede mną przekręciła tylko oczami i prychnęła coś pod nosem. Byłem zły.

*perspektywa Faith*

Wyluzowany jak zawsze Calum dalej siedział we mchu przyglądając się temu co wyprawiam. Zmierzyłam go jedynie wzrokiem i zaczęłam wchodzić po długich pnączach na drzewo. Przy samym czubku stanęłam upewniając się, że nie spadnę. Kiedy byłam w miarę bezpieczna zerwałam pierwszy kiść bananów. Postanowiłam trochę się zabawić, więc nie mówiąc brunetowi o tym, aby złapał owoce, po prostu zrzuciłam mu je na głowę. Chwilę potem usłyszałam puknięcie i krzyk.

- Ała! Faith! Co ty odwalasz, flądro?!
- Mówiłam przecież, żebyś złapał - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Jesteś najbardziej wredną osobą wszechczasów - mruknął i odłożył banany do naszych wcześniejszych zbiorów. Ja tymczasem wzięłam jeszcze pięć takich wiązek i powoli schodziłam na dół. W końcu udało mi się bezpiecznie wylądować obok Hood'a. W czasie, gdy schylałam się by zawinąć banany w koszulę chłopaka, ten uderzył mnie czymś twardym w głowę. Po chwili zorientowałam się, że był to kokos.

- To za te banany - prychnął.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się fałszywie. O ty dziadu - postanowiłam, że jeszcze się na nim zemszczę.
- W sumie to teraz możesz poczuć się nawet jak Luke kiedy wędrowaliśmy po wyspie, powinnaś być mi teraz wdzięczna - uśmiech na jego twarzy był teraz tak bardzo szeroki. Spokojnie, Faith, może nie teraz, ale się na nim zemścisz. Nie odpowiadając mu nic ruszyłam w kierunku, w którym poszła reszta. Dosłyszałam, że jest to południe, więc właśnie tam się skierowaliśmy. Moim zamiarem było odnalezienie ich i bezpieczny powrót do naszej bazy.

Szliśmy już jakieś 3 godziny, kiedy dosłyszeliśmy w oddali cichą wymianę zdań.

- Chodź tam, tylko staraj się nie robić hałasu. Podejrzewam, że to chłopaki.
- Mhm - burknął taszcząc za sobą pożywienie. W końcu byliśmy wystarczająco blisko, by stwierdzić kto tam jest. Obydwoje stali do nas tyłem. Dostrzegłam czarną bandanę na głowie jednego z nich. Ashton. Obok stał Luke. Obydwoje trzymali ogromne ilości materiałów. Jedynej osoby z całej naszej piątki, której teraz tu brakowało był Michael. Postanowiłam jednak to zignorować i ruszyłam cicho do chłopaków. Żaden z nich się nie odzywał, byli na czymś skupieni.

Dotknęłam ramienia Hemmings'a. Podskoczył spłoszony i się odwrócił. Kiedy już w miarę ogarnął sytuację, w jego oczach dostrzegłam złość. Huh, już wiem, co na niego działa.

- Cholera! Chcesz, żebyśmy zeszli na zawał? - warknął wściekle.
- Możliwe, że tak właśnie jest - burknęłam z uśmiechem. Oczywiście, że tak nie myślałam. Po prostu chciałam go poddenerwować.
- Nie ważne. Gdzie jest Calum? Znaleźliście coś?
- Cal, możesz wyjść! - krzyknęłam. Zaraz przed nami stanął obciążony tym całym żarciem brunet.
- Serio? - Ash wyrzucił z siebie. - Nie dość chcesz nas zabić, to jeszcze męczysz Calum'a. Nie pomyślałaś, żeby mu choć trochę pomóc? - uniósł brew.
- On siedział i patrzył się na mnie, gdy musiałam wspinać się na drzewa, żeby zerwać wam choć trochę jedzenia...
- Co nie zmienia faktu, że mogłaś mu pomóc - Luke wtrącił się. - Dobra, nie ważne. Teraz mamy większy problem.
- Powiadasz?
- Ta. Mike zniknął.
- Jak to? - otworzyłam szeroko oczy.
- Nie wiemy. Każdy z nas był zajęty, a kiedy już wstaliśmy to jego nie było. Rozpłynął się w powietrzu. Dlatego musimy zacząć go szukać.
- Chyba nie myślicie chodzić za nim z tymi wszystkimi rzeczami, prawda?
- Nie. Dlatego pójdziemy najpierw do bazy i zostawimy wszystkie rzeczy.
- No to na co czekamy? Chodźcie! - Calum nadal przyjmował postawę wesołego gościa. Pewnie pocieszał się w myślach i wierzył, że znajdziemy Michael'a.
- W takim razie idziemy. Kierunek wschód, zboczyliśmy troszkę z trasy. Panie przodem - Ashton wypchnął mnie na przód. - A, zapomniałbym. Calum, daj Faith połowę towaru. Musi być ci ciężko - pokazał mi język.

*godzinę później, perspektywa Ashton'a*

Cali obładowani w ''materiały budowlane'' i pożywienie dosyć szybko przemieszczaliśmy się przez zarośla. Faith potknęła się już któryś raz z kolei, Hood jak zwykle sobie z niej żartował aby rozluźnić atmosferę, Luke pogrążony w myślach kroczył przed siebie trzymając ogromne, zielone płaty. W końcu się odezwałem.

- Jak myślicie, ile czasu zajmie nam jeszcze ta wędrówka?
- Myślę że z dwie g... Cholera! - Faith znów się potknęła tym razem wywracając się.
- Pięknie. Rozsypałaś wszystko, niezdaro... - Calum zaśmiał się z niej.
- Zamknij się. Każdemu się zdarza.
- Przestańcie. Pozbierajmy to i chodźmy - Hemmings wyrwany z transu odezwał się. Bez sprzeciwów wyzbieraliśmy wszystko z zielonej ściółki. Ruszyliśmy dalej rozglądając się nadal za Michaelem. Ani śladu po nim. Zaczynałem poważnie się martwić. Polubiłem ich wszystkich przez te kilkanaście godzin.

*2 godziny później, perspektywa Calum'a*

Powoli zbliżaliśmy się do bazy. Niepokoiło mnie coraz bardziej to, że w drodze powrotnej nie napotkaliśmy Mike'a. Mimo to nadal wierzyłem, że uda nam się go odnaleźć.

Staliśmy właśnie przy krawędzi lasu i niewielkiego kawałka plaży nazywanym przez nas bazą. Faith odsłoniła nam przejście. Wychodziliśmy z zarośli gęsiego. Byłem pierwszy. Kiedy stanąłem na niedużym obszarze i spojrzałem na jego środek poczułem ogromną ulgę a zarazem zdziwienie.

- Mike? Co ty tu robisz?! Baliśmy się! - wykrzyczałem.
- Czekam na was? - odpowiedział mi pytaniem.
- Ja pierdolę - Ash i Luke powiedzieli w tym samym momencie łapiąc się za głowy. Oni to mają wyczucie.
- Wybaczcie mi - mruknął. - Kiedy wy zbieraliście te wszystkie rzeczy - wskazał palcem na nasze zdobyte materiały - trochę zboczyłem z trasy. Tam czekały na mnie jakieś węże i dziwne, wielkie stonogi. Zacząłem uciekać no i w końcu trafiłem na trasę, którą szliśmy na poszukiwania materiałów. Przyszedłem tu i na was czekałem. Na prawdę przepraszam...
- Spoko, ważne, że nic ci nie jest - Faith odpowiedziała za nas wszystkich. Mimo, że wygląda na mało czułą, to również się martwiła.
- Uznajmy, że tego nie było - Luke z widoczną ulgą wypisaną na twarzy znów zaczął się uśmiechać. - Masz wystarczająco tych wszystkich badyli?
- Tak, zbierałem wszystkie, które wydały mi się dobre.

Nagle niespodziewanie zaburczało mi w brzuchu. Wszyscy spojrzeli na mnie.

- No to skoro Black uzbierała nam zapasy jedzenia, to zacznijmy konsumować. Ja również jestem głodny - Ashton zabrał głos.
- Zgoda, najedzmy się i zacznijmy budować sobie ten szałas. Nie mam zamiaru znowu zostać obudzony przez deszcz.

[TO BE CONTINUED...]


|Welcome to purgatory for souls|5SOS|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz