"Pobawmy się w udawanie, że wszystko jest okej"
Dwudziesty trzeci dzień czerwca, około dwie godziny po uroczystym zakończeniu roku. Razem z przyjaciółmi siedzimy na podniszczonym strychu przy kwadratowym stole, pijąc lemoniadę. Niezręczną ciszę przerwał głos Maggie Honay, po której wyrazie twarzy było widać, że próbuje doprosić się, by coś powiedzieć.
-Co będziecie robić w te wakacje?- spytała dziewczyna, chowając się w za duży sweter i zasłaniając czapką oczy- Macie jakieś plany?- dodała i wykonała gest ręką, by zachęcić nas do mówienia. Wszyscy zastanawiali się, co powiedzieć.
-Myślę, że będziemy się spotykać- odpowiedział po chwili Johnny Meadles, trzynastoletni czarnowłosy chłopak, drugi uczestnik tego nudnego spotkania. Nigdy nie ciągnęło mnie do tego, by się z nim przyjaźnić. Cały czas chodzi w okularach stylizowanych na okulary 3D. Nigdy nie widziałam jego oczu.
-Myślę, że zaraz możesz stąd wyjść- gdy tak pomyślałam, na mojej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech i usłyszałam strzyknięcie w palcach. Pozostali patrzyli na mnie pytająco, więc powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy.
-Tak, tak, mhm...- przytakiwanie to chyba najlepszy sposób na uniknięcie rozmowy z kimś takim jak Johnny.
-Jade, nie mieliśmy gdzieś wyjechać?- spytał mnie mój młodszy brat, Daniel.
-Nie wiem, nasza mama jest tak dobra w organizowaniu wyjazdów jak noworodek, który ma wygłosić przemowę. Rozumiesz to porównanie, prawda? -spojrzałam na niego z naburmuszoną miną, uważając mój żart za jeden z najlepszych, jakie opowiedziałam.
-Tak, rozumiem- odpowiedział Danny, biorąc łyk lemoniady domowej roboty.
Usłyszeliśmy kroki.
-To Rory!- wrzasnął Johnny, aż Maggie podskoczyła i o mało co nie uderzyła głową o kaloryfer, siedząc w kącie- Przepraszam Maggie, nie chciałem Cię przestraszyć- dodał chłopak przymilnym tonem.
-Nic się nie stało, Jon- odpowiedziała cicho dziewczyna, rumieniąc się.
-Skąd mogłeś wiedzieć, przecież jesteś niewidomy- wtrąciłam, prawie rzucając się na niego. Pewnie to wyczuł, bo zasłonił się rękoma.
-Lata praktyki- odparł chłopak słynący z lakonicznych wypowiedzi.
-JAKIEJ PRAKTYKI?!- krzyknęła Rory. Rory to nasza przyrodnia siostra ze związku mamy z Ethanem, naszym ojczymem, do którego ani ja, ani Daniel nie przyznalibyśmy się, idąc koło niego ulicą.
-Zamknij się, albo ci w tym pomogę- zaczął Danny.
-Do prawdziwej zabawy nie potrzeba zabawek. Pobawmy się w udawanie- mruknęłam.
-W udawanie?- zdziwiła się Maggie.
-Dokładnie to powiedziałam. Pobawmy się w udawanie, że wszystko jest okej. Każdy z nas ma problemy, z którymi cholera wie, czy daje radę. Uwolnijmy się od nich. Stwórzmy swój świat, wolny od zmartwień.
-CHCĘ- jęknęli pozostali, jakby już byli wtajemniczeni.
W tym momencie coś zawirowało i nagła burza nie byłaby niczym dziwnym, gdyby nie fakt, że był to słoneczny dzień. Lemoniada w dłoni Danny'ego upadła na drewnianą posadzkę. Straciłam siły i upadłam, a Maggie uderzyła głową o parapet. Johnny siedział nieruchomo do chwili, gdy wszystkim zamknęły się oczy... Chyba wzięli to wszystko zbyt poważnie.Dwudziesty czwarty dzień czerwca, budzę się we własnym łóżku w pokoju oblepionym plakatami. Czuję się, jakbym była na kacu, mimo że piję tylko, gdy mi pozwolą, w końcu mam już siedemnaście lat. Ledwo orientuję się w otaczającym mnie świecie, nie oglądam telewizji i czytam gazety bardzo rzadko.
-Jadie! Śniadanie na stole!
To głos mamy. JADIE? Nigdy tak do mnie nie mówiła, co tu się odwala?
Słyszałam imię Gregory, to imię mojego taty. Przecież nie mieszka tu od trzynastu lat! Prędzej powinnam słyszeć imię Nick, czyli nowego partnera mojej mamy. Nie bardzo za nim przepadam, ale dopóki mi nie każą, nie spędzam z nim dużo czasu. Lepiej dla niego. Patrzę w telefon. Klasyk, żadnych wiadomości, wszyscy śpią mimo godziny, o której większość osób wstaje z łóżka.
-Jadie! Idziesz? Jajecznica ci wystygnie!
-Mhm...
SKOŃCZ MÓWIĆ NA MNIE JADIE. Wiem, że mama nie jest przyzwyczajona do moich licznych przezwisk, ale zdrobniałe i kobiece nazwy może zostawić dla siebie.