Dosyć Rozłąki, Samotność Ma Kres

668 41 2
                                    

Ostatnie trzy minuty filmiku to gadanie, ale to wykonanie najbardziej mi się podoba, a piosenka pasuje (według mnie).

- Już za pagórkiem jest zamek - stwierdził Halt. - Keja będzie po lewej.
- Nie mówcie proszę nikomu o mnie.
- Czemu? - zapytał Horace.
- Sama wyjdę gdy uznam to za stosowne. Chciałabym tylko żebyś Halcie zatrzymał Crowleya trochę dłużej na brzegu. Poczekam aż ludzie choć trochę się rozejdą.
- Dobrze.
Poszłam na schodki po prawej i na nich usiadłam. Słyszę tłum ludzi. Zatrzymujemy się.
- Cassie! - krzyczy Duncan.
- Tatusiu! - Okrzyki radości ze strony grupy. Tyle lat czekałam żeby tu dotrzeć, a teraz siedzę i nie mam pojęcia co mu powiem. Mówili coś o banicji Halta. Tak, powiedział mi o niej, w końcu jesteśmy przyjaciółmi. Po jakimś czasie tłum zaczął się rozchodzić, zauważyłam mojego mistrza z Haltem i Willem. Łzy zaczęły lecieć mi po policzkach. Przetarłam oczy, chociaż na chwilę muszę odzyskać ostrość widzenia. Wyjęłam jedną strzałę, nałożyłam na cięciwę, wycelowałam i strzeliłam. Strzała wbiła się równo między starymi towarzyszami. Usiadłam na relingu, tyłem do nich ze zwisającymi nogami, nadal z założonym kapturem. Usłyszałam jego głos.
- Fioletowa lotka? - zdziwił się. Poczułam jego wzrok na moich plecach. - Kto to? - spytał Halta.
- Może sam Ci powie! - krzyknął do mnie.
- Tak bardzo tęskniłam. - Ruszył w moją stronę. - Tak dawno Cię nie widziałam, ale wierzyłam. Wierzyłam, że znów się spotkamy.
- K-kim jesteś?
- Nie pamiętasz? Rdzawy mistrzu. - Uśmiechnęłam się pod nosem. Tylko ja tak na niego mówiłam. Zeszłam z powrotem na pokład i powoli odwróciłam się patrząc w dół. Łzy kapały na drewno, nagle w polu widzenia pojawiły się czarne buty. Poczułam jak ściąga mi kaptur, więc zaczęłam podnosić głowę.
- C-cindy?
- Oczywiście, że pamiętasz. - Uśmiechałam się szeroko. Już nawet nie próbuję powstrzymać łez, bowiem są to łzy szczęścia. Rzucił się do mnie i przytulił z całych sił, odwzajemniłam ten gest.
- Myślałem, że nie żyjesz.
- Myślałeś? A to nowość. - Puścił mnie. Teraz tylko trzymał dłonie na barkach.
- Brakowało mi Ciebie. I tych twoich odzywek.
- Mam nadzieję, że masz jakieś wolne lenno dla mnie.
- Tak szybko ode mnie nie uciekniesz. Nie ma wolnych, więc zostaniesz ze mną w zamku.
- Wiesz, to ja chyba wrócę do Skandii.
Tak naprawdę bardzo się cieszę, że będę mogła spędzić z nim trochę czasu.
- Chodź. Idziemy do zamku. Król musi nacieszyć się powrotem córki, ale myślę, że jemu też powinnaś się pokazać.
- Muszę? - powiedziałam z udawanym bólem. Duncan jest cudownym władcą, chętnie się z nim zobaczę.  Zauważyłam, że Halt i Will już wcześniej poszli. Ruszyliśmy do zamku, przy bramie okazaliśmy odznaki. Starszy strażnik uśmiechnął się, widocznie mnie poznał.
- Witaj w kraju, zwiadowco. - Odpowiedziałam uśmiechem. Mina młodszego, bezcenna. Gdy byliśmy pod pokojem króla, Crowley zapukał.
- Wejść. - Wykonaliśmy  polecenie. Duncan uniósł spojrzenie znad biurka. Usta otworzyły mu się ze zdumienia. Pokłoniłam się.
- Witaj, wasza wysokość.
- Cindy?
- W całej okazałości.
- Myśleliśmy, że nie żyjesz.
- Już to dziś słyszałam.
Opowiedziałam to samo co na statku.
Za miesiąc ma się odbyć uczta na cześć powrotu królewny, jesteśmy zaproszeni.
- Crowleyu? - Siedzimy w jego gabinecie.
- Tak?
- Czy moi rodzice żyją?
- Ojciec zginął w ostatniej fazie wojny. - Moje oczy się zaszkliły. Nie żyje...
- A mama?
- Żyje, ma się dobrze. Możesz ją odwiedzić, jeżeli o tym myślisz.
- To dobrze, bo właśnie zamierzam to zrobić. Ale najpierw powiedz gdzie jest jego grób.
- Zaprowadzę Cię. - Wyszliśmy z gabinetu. Zaprowadził mnie na wzniesienie. Chowają tam tylko rycerzy i tylko takich, którzy się wykazali czymś wyjątkowym.
- Nie był rycerzem, ale tak się zachowywał. Uratował króla. - Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - Duncan dołączył do walki, ciął, dźgał, rąbał wargali. Jednak w pewnym momencie zaczęli go otaczać. Było ich wielu. Już leciała włócznia, która miała przebić jego serce, ale do akcji wkroczył twój ojciec. Przeciął włócznie i atakował wargali. Jednak oni nie pozostawali dłużni. W pewnym momencie po prostu krzyknął, aby król uciekał i opadł na ziemię, martwy.

Doszliśmy na miejsce, Crowley ruszył w drogę powrotną. Usiadłam na ziemi i oparłam się lekko o nagrobek.

- No i co tatuś? Wróciłam. Szkoda, że już się nie spotkamy. Tęsknię. Widzisz na jaki zaszczyt sobie zasłużyłeś? Niby zwykły szeregowy, a jednak pochowali cię tu. Chociaż, nie. Nie byłeś zwykłym żołnierzem. Byłeś najlepszym jakiego znałam. Byłeś najważniejszy, bo jesteś moim tatą i to się nie zmieni. Nie ważne czy żyjesz czy nie.
Posiedziałam tam jeszcze trochę po czym zaczęłam wracać. Od razu chciałam wyruszyć, ale przecież nie mam konia. Poszłam więc w stronę gabinetu mistrza. Zapukałam.
- Wejdź.
- Emm... Crowley, bo ja przecież nie mam konia. To jak mam pojechać do mamy?
- No tak, może Bob ma jakiegoś. Pojadę z tobą. Zbieraj się.
- A nie masz tu roboty?
-Oj daj spokój! Mam dosyć tych papierów. Jadę z tobą i koniec. - Zaśmiałam się. Już zapomniałam jaki potrafi być. Poszliśmy do stajni, usłyszałam znajome rżenie Croppera.
- Cześć. - Pogłaskałam go. - I co ty będziesz jechał, a ja mam biec?
- Jak Ci tak zależy to dobra.
- Crowley!
- No przecież żartuję. Tylko myślałem, że powinnaś się z nim przywitać. - Zauważyłam wiaderko z jabłkami, zabrałam jedno i dałam konikowi. Crowley uniósł brew. - Planujesz go przekupić?
- Ja? Skąd. Idziemy?
- Wybacz, Cropper. Tym razem zostajesz. - Poklepał go. Ruszyliśmy do Boba.
- No, pokaż jak tam twoja umiejętność krycia się. Pewnikiem nieźle podupadłaś. - Wtopiłam się w krzaki - i cały czas chodziłaś sobie spokojnie po mieście. Ej! Gdzie jesteś?
- Bu! - Wyskoczyłam po jego drugiej stronie. Wzdrygnął się, a ja się roześmiałam. - Trzeba było jakoś zdobywać informacje. Wiesz, że Finn ponoć ma się oświadczyć Mii? - powtórzyłam mu jedną z plotek którą usłyszałam nasłuchując w wielkiej hali. Byłam tam prawie codziennie, żeby być doinformowaną w wypadku przybycia jakiś Aralueńczyków.

Zwiadowcy - Powrót Do DomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz