Page 8

2K 131 14
                                    

A w tedy powiedział "gdyby tak było, to byś nie odchodziła". I co ty na to przyjacielu? Dlaczego w tedy mnie nie powstrzymałeś? Dlaczego popełniłam ten błąd?

Siedziałam na dachu jakiejś starej szopy poza miastem, a przy moim boku był J. W mojej głowie ciągle miałam te słowa. Może jednak oszalałam, ponieważ nie potrafiłam płakać, ani krzyczeć, ani się sprzeczać? Żal pożerał moje serce, ból rozrywał od środka, a poczucie winy... sprawiało, ze w głowie ciągle miałam to samo. Chciałam płakać, ale łzy nie chciały lecieć, zagryzałam wagę i zaciskałam zęby, twarzą trząsł paraliż. A pomimo tego na twarzy miałam chory uśmiech osoby, która uświadamia sobie komizm całej sytuacji. Zostawiłam go i wróciłam myśląc, że będzie jak gdyby nic się nie wydarzyło. To chore. 

"Zrobiłaś co uważałaś za słuszne. Bałaś się w tedy, pamiętasz? Skoro on cię kocha, powinien to zrozumieć"

- Sęk w tym, J, że on mnie już nie kocha. Widziałam to w jego oczach. I to tylko przeze mnie. Nie mam prawa go winić. 

"Nic nie jest jeszcze stracone. Skoro raz się udało, to drugi raz też może"

- Co dokładnie masz na myśli? - otarłam twarz dłońmi, zaczęła boleć mnie głowa. A pies wskoczył mi łapami na ramiona.

"Walcz o swoje, o waszą miłość. Przecież właśnie tego chcesz"

- Dobra rada, ale nie mam pojęcia jak mam to zrobić. On nie chce mnie widzieć. Nie chce rozmawiać. Jestem zbyt dumna, żeby prosić innych o pomoc. 

"To zmuś go do tego, aby poświęcił ci uwagę. Nie wiem jak, ale na pewno coś wymyślisz. Nie trzymasz się żadnych zasad etycznych i moralnych, więc to chyba nie będzie trudne"

- Twierdzisz, ze mam... no nie wiem, włamać się do jego mieszkania w środku nocy? Nasłać na niego gliny i go uratować? A może pojechać do Karoliny Północnej i odwiedzić rodziców?

Pies jedynie spojrzał na mnie poważnie. Tym samym potwierdził, że właśnie o tego typu pomysły mu chodzi. Mam na głowie więcej niż chciałam. Mama czuje się lepiej, Marii się nią zajmuje. Nie chciałam im jednak niczego mówić. Widziały po mnie, ze coś jest nie tak. 

Kolejnego dnia pojechałam do Ace Chemicals. Nie było nas tam dzisiaj zbyt wielu. Usiadłam za barem i wypiłam dwa lub trzy shoty kiedy do moich uszu doszły odgłosy z trybun. Joker tam był. Ściągnęłam pelerynę i większość wierzchniego ubrania. Teraz zostawiłam sobie tylko top i spodenki. W ostatniej chwili zdjęłam nawet buty i zostałam boso. 

- Dwie whiskey, barman. 

Chłopak za barem nalał alkohol, który wzięłam w dłonie i poszłam na górę. Na kanapach siedział Deathshot, Two Face, Bane i Joker po środku, a dookoła nich cztery dziewczyny. Dwie z nich były nowe w zawodzie, a pozostałych dwóch nie poznałam. Czyżbyśmy zamieniali to miejsce w burdel? Dziewczyny kleiły się do chłopców, co Two Face odważnie wykorzystywał. Kiedy jedna z nich spróbowała przymilić się do Jokera zobaczyłam, ze ten rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie i machnął na nią rękę. Nie był nawet zbyt pochłonięty rozmową z resztą. Jeszcze mnie nie zobaczyli. A dziewczyna, która dostała kosza nie zamierzała tak łatwo rezygnować. Mała sucz. Jako pierwsza będzie do odstrzału. 

Bezwstydnie zbliżała się do jego twarzy coś szepcząc, ale nie dałam się sprowokować, podeszłam szybko na przeciwko i mocno stuknęłam szklanką o stolik, na którym chciałam postawić alkohol. Dopiero teraz mnie dostrzegli. Przyjęłam na twarz zadziorny uśmiech i pochyliłam sie do Jokera. 

- Zapomniałam ci podziękować za uratowanie życia przed spadającym kawałkiem ściany. 

- A ja za wybawienie z mroków Arkham. Zniszczenie psychiatryka... - na jego twarzy zagościł uśmiech. - Gdybym wpadł na to wcześniej, oszczędziłbym sobie kłopotów. I tobie. 

Zakochana w mroku Gotham - a new beginingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz