Swoją przygodę z bierkami zacząłem zupełnie przez przypadek. Takich przypadków w moim życiu było wiele ,ale ten trwa do dziś. Jako pierwszoklasista przeczytałem na tablicy szkolnych ogłoszeń informację o naborze do klubu „HETMAN". Pomyślałem, być hetmanem, dowódcą, mieć armię plastikowych żołnierzyków, fajna sprawa... Nie mogłem doczekać się powrotu do domu. Myśl o zostaniu dowódcą nie pozwalała mi skupić się na pozostałych lekcjach, gdyż rozmyślałem o baśni ,pt.: „Hetman i zatopiony zamek", którą często czytała mama. Byłem zauroczony postawą dzielnego wojownika, jego pomysłami, kreatywnością, planem działania, a najbardziej tym, że odnalazł podwodny skarb w zatopionym zamku. Tego dnia i ja zdobyłem" dwa klejnoty" w postaci minusów za nieuwagę. Niestety ta zdobycz nie należała do najcenniejszych.Po przekroczeniu progu domu nie zdążyłem powiedzieć słowa na temat swoich dzisiejszych osiągnieć ,gdyż usłyszałem:
- Aleks!!! Żeby jednego dnia otrzymać dwa minusy w pierwszej klasie, to trzeba być wybitnym!- krzyknęła z kuchni mama.
Pomyślałem, elektroniczny kapuś ma szybką i skuteczną moc rażenia, niczym mistrzyni olimpijska Irena Szewińska.
- Mamo! To nie moja wina, to wszystko wina Hetmana.
- Jakiego znowu Hetmana?! Co ty znowu wymyśliłeś?- w głosie mamy było słychać prawdziwe zaniepokojenie.
- Mam dla ciebie dwie wiadomości, jedną dobrą, a drugą jeszcze lepszą. Od poniedziałku będę należał do klubu „Hetman", wreszcie spełnię swoje marzenie. Zostanę wojownikiem jak ten z bajki. W kuchni zapanowała groźna cisza, czyżby mamę zatkało? Niemożliwe, pomyślałem, to do niej nie podobne, aż się zaniepokoiłem. Zrozumiałem, że zaakceptowała mój pomysł. Szybko zjadłem obiad, odszukałem swoje akcesoria wojenne i pobiegłem na dwór do kolegów. Zabawa w wojowników szybko nam się znudziła. Przypomniałem sobie, że na lekcjach rozmawialiśmy o dyscyplinach olimpijskich. Od razu podsunąłem chłopakom pomysł na kolejną zabawę. Zorganizujemy swoją podwórkową olimpiadę, zwycięzca otrzyma miano osiedlowego „Debeściaka" i od każdego pokonanego Kinder Niespodziankę. Przyjaciel zaproponował najpierw skok w dal. Poszliśmy do piaskownicy, wytyczyliśmy wszystkie granice. Oprócz mnie do zawodów przystąpiło dwóch kolegów. Podczas wykonywania skoku, odbiłem się od piasku i w rzeczywistości skok okazał się dłuższy. W pewnym momencie byłem zadowolony, bo nikt tego nie zauważył.
- Aleks, skoczyłeś najdalej- wrzasnął mi nad uchem Kajtek. Pozyskałeś trzy punkty, ja dwa, a Igor jeden.
Zrobiło mi się trochę głupio, ponieważ mój skok nie był do końca fair.
- Nie! To ty Kajtku powinieneś być pierwszy, bo ja prawie o długość stopy przesunąłem się. Jesteśmy kumplami więc trzeba grać fair play.
- Ty to masz honor gościu- szepnął Igor, klepjąc mnie po ramieniu.
- Dobra chłopaki, bez czułości, kontynuujemy nasze zawody.
W ostateczności tytuł osiedlowego „Debeściaka" i kinderki zgarnął Igor. Jajkami się z nami podzielił, a tytułu wiadomo ,że się nie da. Zmęczony ze słodkością w ręku wróciłem do domu. Ku mojemu zdziwieniu mama powróciła do naszej rozmowy.
- Ooo, widzę, że mój dzielny wojownik wrócił do domu z łupem.
- To nie wiesz, że prawdziwy wojownik zawsze ma jakieś łupy?- odpowiedziałem z dumą.
- Opowiedz mi o klubie, do którego masz zamiar się zapisać- poprosiła mama.
- Tak naprawdę nie wiem co to za klub, na czym polega i co tam będziemy robić. Jedynie z nazwy mogę odczytać, że pewnie do niego będą należeć sami wojownicy. Być może będziemy mieli jakieś misje do wykonania-starałem się przekonać mamę.