× Rozdział I ×

143 35 9
                                    

     Zamek w drzwiach przekręcił się, Victor wyjął klucz i otworzył drzwi. Wszedł do środka jak zawsze, ze spokojem i cichym stukotem obcasów lakierek o kamienne płytki. Pęk kluczy odłożył na najbliższą półkę, zdjął ubrania.

     Godzina dwudziesta, Yuuri powinien być w domu przed północą, pomyślał Victor i spokojnym krokiem ruszył do kuchni, gdzie zakrwawione rękawiczki, ukryte w kieszeni, wrzucił do kosza na śmieci.

     Zaczął przechadzać się po salonie bez większego celu. Wpatrywał się w okna i obrazy z myślą "Ile jeszcze muszę czekać?". Zirytowany krążył po pokoju, co jakiś czas zatrzymując się i agresywnie stukając palcami w różne przedmioty.

     Jego uwagę przykuły zdjęcia, które ustawione miał na biurku w salonie. Każde z nich obramowane było w ozdobną ramkę, czystą i nienaruszoną, jakby co dopiero zakupioną w sklepie. Victor dbał o nie, ponieważ odgrywały bardzo ważną rolę. Zawierały w sobie najważniejsze dla niego zdjęcia, wspomnienia, osoby. A dokładniej jedną osobę, nie licząc Nikiforova. To Yuuri Katsuki był modelem tychże fotografii. Niektóre zdjęcia przedstawiały ich wspólne wyjścia, takie jak wycieczka czy selfie w restauracji. Na innych zaś Japończyk był sam. Jak jadł, jak szedł na spacerze, a nawet jak spał. Najdziwniejsze w tym było to, że z powstania niektórych z tych zdjęć Yuuri nie zdawał sobie sprawy. Były robione z ukrycia, z czystych pobudek, nie miały na celu zapisania wspomnień.

     Victor podszedł do biurka bliżej i chwycił jedną z ramek. Lekko uśmiechnął się do niej, choć oczy ukazywały więcej rozpaczy niż radości. Delikatnie przejechał palcem po twarzy Katsukiego z obrazka.

     – Oh, Yuuri, czemu nie możesz być ze mną cały czas... – westchnął cicho i przyjrzał się kolejnym fotografiom. – Tak bardzo za tobą tęsknię, tak rzadko się widujemy... Powinieneś być tylko ze mną – z coraz to większą irytacją wypowiadał kolejne słowa. – Powinieneś być tylko mój.

     Smutek i tęsknota Victora momentalnie zmieniły się w agresję i gniew. Kroki, które jeszcze przed chwilą były spokojne, teraz stały się szybkie i nieregularne. Wzrok mężczyzny przerzucał się ze zdjęcia na zdjęcie, jego dłonie jeździły po ścianie. W końcu dłoń zmieniła się w pięść, a ta z ogromną siłą uderzyła o najbliższy stolik.

     – To niesprawiedliwe! Tak nie powinno być! – mówił to niemalże krzycząc. – Masz być ze mną! Teraz! Już! – tym razem krzyki nie były głośne, lecz przytłumione płaczem. – Brakuje mi ciebie... Widoku twojej twarzy, dźwięku twojego głosu, dotyku twojego ciała. Najchętniej wziąłbym cię dla siebie już teraz, ale nie mogę. Wtedy zranię twoje uczucia, a do tego dopuścić nie pozwolę. Bo czemuż miałbym ranić najukochańszą mi osobę na świecie..? – sfrustrowany Victor, który nie miał pojęcia co dalej począć, uklęknął załamany na chłodnej podłodze. Wytarł resztki łez i pustym wzrokiem wpatrywał się w ścianę. Pozostało mu tylko czekać.

×××

     Wibrujący telefon to najszczęśliwsza rzecz, jaka spotkała dziś Victora. Widniejące na ekranie imię "Yuuri" wybudziło go z ciągłego otumanienia i postawiło na nogi. Mężczyzna uśmiechał się sam do siebie i musiał chwilę poczekać, by jego emocje opadły.

     – Yuuri? – zapytał cicho, udając lekko zaspany ton, choć w rzeczywistości przepełniało go tyle radości, że rozdrażniony drapał własne uda. – Czemu dzwonisz o tak później porze?

     - Vict... – kiedy Japończyk z rozpaczą wypowiedział jego imię, Nikiforov radował się jeszcze bardziej. –   J-jak dobrze... ż-że nie śpi-isz...

     – Yuuri? Yuuri!? – zapytał mężczyzna, jakby nie znając powodu telefonu przyjaciela. Był cholernie dobrym aktorem. Inaczej chłopak już dawno zauważyłby, że srebrnowłosy ma na jego punkcie obsesję. – Co się stało? Gdzie jesteś? Już po ciebie jadę..!

stłuczona filiżanka | victuuri [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz