17. demony przeszłości

19 5 3
                                    

Myśl o konkursie nie dawała mi spokoju. W pewnym momencie pomyślałem ,,co mam do stracenia?". Postanowiłem wziąć udział.

W drodze na spotkanie z Caren dostałem sms-a od Laylii.
Layla: Wieczór dziś u Yaoshiego? Będzie June i George.
Istota obecnosci June średnio mi odpowiadała. Wiedziałem, że po ostatnim zajściu może być nieco niezręcznie. Mimo wszystko zgodziłem się. W sumie dawno nie rozmawiałem z George'em i Laylą.

Padał gęsty deszcz. Przemokłem do suchej nitki bo nie wziąłem ze sobą parasola. Kiedy ujrzałem seledynowy, zdobiony dach kawiarni ,,herbatnik" poczułem jakbym zdobył Mount Everest.
Kiedy wslizgnąłem się do środka, ujrzałem Caren siedzącą już przy stoliku. Na mój widok jej twarz rozpromienił szeroki, szczery uśmiech. Tak jak myślałem już opychała się różową czekoladą. Czasami zastanawiałem się czy tylko dla niej ją zamawiają, gdyż nikogo nigdy tutaj z nią nie przyłapałem. Dziwiłem się, że mimo, że co chwile ją pałaszuje to jej sylwetka jest idealna. Szczęsciara, bo ja się musiałem od zawsze pilnować z łakociami.
- Hej. - przywitała się jako pierwsza. - Tak się cieszę, że bierzesz w konkursie.
-Hej...Nie mam pojęcia jakim cudem się na to zgodziłem. Ośmiesze się. Chcesz tego ty zła istoto. - zaśmiałem się.
Odwzajemniła uśmiech.
-Wyglądasz tak niewinnie, ale w Twojej głębi czai się niezła bestia. - kontynuuowałem podśmiechiwanie
Tym razem nie odwzajemniła uśmiechu. Jej ciemne oczy nabrały zimnego charakteru.
- W każdym czają się różne demony. - powiedziała chłodnym tonem.
-Nie chciałem Cie urazić, to był tylko żart.
-Wiem Danny, lecz niestety powiedziałeś prawdę. Jestem bestią.
Nagle zaschło mi w gardle, przypomniałem sobie jak we śnie stała przede mną z nożem zalanym krwią. Nie wierzyłem, że sny mają jakiekolwiek znaczenie.To zwykła gra mózgu. Nie wiedziałem o co chodziło Caren, zbiła mnie z tropu.
-Chcesz mi o czymś powiedzieć? - przerwałem niezręczną ciszę.
-Nie. Wybacz.
-Myślałes nad tym co namalujesz na konkurs? Jaką postać ma przybrać Twoja dusza? - zmieniła gwałtownie temat spuszczając niepewnie wzrok na druki stron internetowych dotyczące emocjonalności malowania.
-Nie myślałem. Caren...- chwyciłem ją za ręke. - Możesz mi o wszystkim powiedzieć.
-Dziękuje. - oderwała swoją dłoń od mojej i schowała nieufnie pod stołem.

Jak tylko odprowadziłem Caren na przystanek, odrazu popędziłem do Yaoshiego. Po niepokojącej konwersacji z moim przewodnikiem duszy czułem się nieco rozkojarzony i zdezorientowany. Ciągle się zastanawiałem co przede mną ukrywa. Gdy przykroczyłem próg restauracji ujrzałem siedzących przy stoliku Layle, June i George'a. Pomachałem im i wyszczerzyłem zęby. Odwzajemnili to.

Rozmawialiśmy jakby nigdy nic. Jedynie June wydawała się nieco nieobecna, co chwile sprawdzała coś w telefonie.
-Coś się stało June? - zapytał George
-Właśnie. Jestes taka markotna dzisiaj.. - dodała Layla.
Wzrok June nagle spotkał się z moim. Łatwo zinterpretowałem o co chodzi. Nie sądziłem, że aż tak ją to zabolało. Myślałem, że wszystko między nami skończone, a ona należy do babek typu ,,twarda z jajami".
Layla widząc, że June nie odrywa ode mnie swojego ognistego spojrzenia chwyciła ją za ręke.
-June. June..co się dzieje?
-Nic. - odpowiedziała. - Musze iść. Cześć. - wstała i chwyciła swój płaszcz, który zaczęła zakładać idąc.
-No idz za nią. - rozkazała mi Layla
-Oszalałaś? Czemu niby?
-Coś znowu przeskrobałeś, byłeś za mało delikatny zapewne. - przewróciła oczami.
-Layla, myśle, że June nie jest już dzieckiem i powinna zrozumieć, że pomiędzy nimi już wszystko skończone. - wypowiedział się George.
-Dzięki stary.
-Mężczyzni. Ona teraz cierpi. - spojrzała przez okno wyglądając za June.
- Daj spokój. Zrozumie w końcu i się z tym oswoi, to kwestia czasu. Ale nie ukrywam, jestem zszokowany. - rzekłem.
-Na sylwestrze już widać było, że do Ciebie lgnie. - zaśmiał się George.
-Taki mój urok. - uśmiechnąłem się zawadiacko.
-Eh typowe. - westchnęła Layla wkładając sobie sushi to ust.

Wróciłem do domu poznym wieczorem, jednak nie za poznym, bo następnego dnia czekała mnie praca. Mimo, że minęło pare godzin wciąż nie mogłem odgonić myśli. Co ukrywa Caren?





Cała ta sytuacja nie dawała mi spokoju. Do godziny czwartej kręciłem się w łóżku słuchając Arctic Monkeys - Do I wanna know? Nie mogłem w to uwierzyć, że pełna szczęścia, radości i pasji Caren może mieć jakieś problemy. Jak taki ktoś jak ona może siebie nazywać bestią? Co jej się przytrafiło? Chciałem być przy niej, chciałem jej pomóc tak jak ona pomogła mi. Jej dotyk tamował najbardziej krwawiącą ranę mojej duszy, chciałem jej się za to odwdzięczyć, lecz ona chyba nie chciała mi zaufać. W sumie znamy się dopiero jakieś pare miesięcy. Może ma swoich ludzi, którzy ją wysłuchają, może ma kogoś. Na samą mysl o tym zakłuło mi w sercu. Jakby miała to bym wiedział, tego nie da się ot tak ukryć. Z drugiej strony taka piękna, mądra, komunikatywna kobieta jak ona byłaby sama? O co tu chodzi?
Zanim się obejrzałem była już szósta i musiałem wstawać do pracy. Poszedłem do kuchni przygotować sobię miskę Corn flakes.
-Witam Pana. - odezwał się Zack po czym sięgnął po butelkę mleka i upił łyk. - Nie za dobrze się spało?
-Aż tak widać? - nasypałem płatki do miski.
-Jakaś lala zawróciła Ci w końcu w głowie? Uff, bo już myślałem ześ pedał. - zaśmiał się.
-Idz się umyj, cuchniesz. - zleciałem go wzrokiem.

W pracy nie mogłem się na niczym skupić. Zamiast myśleć nad pracą na konkurs, albo przynajmniej ją zacząć moje myśli szły w zupełnie odmiennym kierunku. Postanowiłem do niej napisać.
Ja: Hej. Jak tam?
Po czym poszedłem obsłużyć klienta. Gdy wróciłem i sprawdziłem telefon, nie czekała tam na mnie wiadomość. Zaniepokoiłem się. Pomyślałem - jest zajęta.
Skończyłem pracę, a odpowiedzi nadal nie otrzymałem. Minęło pięć godzin. Poszedłem do Green School. Liczyłem, że tam ją spotkam. Wpadłem w ostatniej chwilii, gdy żegnała się z uczniami i zamykała drzwi na klucz.
-Czemu mi nie odpisujesz? - zapytałem.
Podskoczyła, nie spodziewała się mnie tutaj.
-Boże Danny. Wystraszyłeś mnie.
-A ty mnie. Myślałem, że może coś się stało. Zawsze odpisujesz.
-Wyluzuj. Nie tylko ty bierzesz udział w konkursie, pomagałam dziś innym i miałam balet.
Zrobiło mi się głupio.
-Przepraszam, po prostu nasza ostatnia rozmowa...
-Cii..- położyła mi swój lodowaty palec na ustach. - Idziemy się przejść? - usmiechnęła się.
Odrazu się zgodziłem.

-Chcesz trochę?
-Że też Ci się ona nie przejada. - ułamałem kawałek.
Spacerowaliśmy wzdłuż błyszczącej od blasku księżyca rzeki.
-Kojarzy mi się z dobrymi czasami z moją mamą. To była jej ulubiona.
-Gdzie jest teraz Twoja mama? - poczułem jak spina mi się każdy mięsień. Bałem się, że jestem zbyt wścibski.
-Gdzieś tam. - wskazała na niebo pełne gwiazd.
-A czemu umarła...jeśli mogę wiedzieć. - zbadałem odrazu jej reakcje na moje słowa. Widziałem jak mięśnie jej twarzy spinają się, zacisnęła swoje malinowe usta.
-Przepraszam, jestem głupi. Nie powinienem pytać. Jestem po prostu taki ciekaw wszystkiego co Ciebie dotyczy. Jesteś taką zagadką. - zajrzałem głęboko w jej oczy, a ona uciekła wzrokiem w niebo.
-Zabił ją. - rzekła chłodno, drżącym głosem, tonem jakiego nie znałem. Jej oczy zapłonęły od nienawiści.
- Zabił ją. Zabił ją mój brat. Ot tak, po prostu, dla kasy. - zacisnęła zęby. Podniosła głos.
Po ciele przeszedł mnie dreszcz, aż cały zadrżałem.
Po chwili spojrzała mi w oczy, które zabłyszczały od bolesnych łez, pełne czerwieni i bólu.
-A ja zabiłam jego. - powiedziała nagle.
Ścisnęło mnie w żołądku, lecz w tamtej chwilii nie moje uczucia były na pierwszym miejscu. Widziałem jej cierpienie po raz pierwszy. Przytuliłem ją mocno do siebie. Nie chciałem jej już nigdy wypuszczać z moich ramion. Nie mogłem uwierzyć, że tak drobna krucha istotka przeszła przez takie piekło.
-Nienawidzę go. - krzyczała przez łzy.
-Już dobrze, jestem tutaj Caren. - pocałowałem ją w czoło.




Pink ChocolateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz