Początek końca.

21 2 5
                                    

Godzina ósma rano. Dobrze zbudowany, dwudziesto jedno letni chłopak, wstaje z łóżka. Idzie wziąć prysznic, umyć zęby i włożyć kombinezon do jazdy. Schodzi po schodach na dół, do kuchni, czuje zapach świeżo smażonego bekonu. Hmm... chyba muszę obejść się smakiem.
- Kamil! Gdzie znów jedziesz o tej godzinie? Jest dopiero trzydzieści po ósmej! Zostań, robię twoje ulubione śniadanie.
- Mamo, nie dam rady, spieszę się na trening. A... i po drodze podrzucę Baśkę na zajęcia.
- Czy nie możesz znaleźć sobie wreszcie dziewczyny, w twoim wieku? Niech chociaż zapłaci Ci, za to cholerne paliwo!
- Już o to się nie martw. A tak poza tym, chciałbym Ci przypomnieć, że jest młodsza ode mnie, tylko o dwa lata. Wychodzę.
Chłopak otwiera drzwi,  wchodzi do garażu. Wyciąga z szafki kask, gogle i rękawice. Wsiada na crossa, przekręca kluczyk. Wyjeżdża na ruchliwą ulicę po to, by zaraz zjechać na spokojną, leśną ścieżkę. Droga jest nierówna, pełno dziur i rozkopanej ziemi. Ktoś musiał tutaj być, prawdopodobnie całkiem niedawno. Kamil jedzie nierówną ścieżką, przyśpiesza, wbija piątkę. Nagle upada, czuje na ramieniu pulsujący ból, widzi krew.
- Cholera! Pieprzona lina.
Linka rozcięła mu kawałek materiału bluzki, przebijając skórę. Rana wyglądała paskudnie, krew cały czas sączyła się z niej.
- Ehh, która to już godzina? Co? Za dziesięć dziewiąta! Muszę zawieźć Baśkę na zajęcia.
Mówi się trudno. Zawiozę ją, a ranę opatrzę na torze. W którejś z budek na pewno jest apteczka.
Nagle las skończył się. Chłopak ujrzał pełno domków jednorodzinnych. Basia nie czekała przed swoim, jak zwykle. Coś musiało się stać..?
Wyłączyłem crossa i zapukałem do drzwi.
- Kamil? No, no ważysz się tu jeszcze przyjeżdżać? - usłyszałem wkurzony głos ojca Basi.
- Przyjechałem po Basię. Miałem zawieść ją na zajęcia.
- Możesz zapomnieć o niej. Tak jak i zawożeniu jej. Gdziekolwiek. - mężczyzna zatrzasnął za sobą drzwi.
- Proszę pana! Proszę mi powiedzieć co się stało!
- Wyjdź z mojej posesji!
Wyjąłem telefon, i wybrałem numer do Baśki. Nie odbierała.
Poszłem pod jej balkon. Było wysoko. Rozejrzałem się po podwórku i w szopie na narzędzia  znalazłem drabinę. Bingo!
Położyłem ją tak, aby stabilnie stała i weszłem po niej na balkon. Drzwi były uchylone.
- Kamil? Jak..Po co tu wszedłeś?!
- Basiu, co się stało? Proszę powiedz mi. Miałem podwieźć Cię przecież na zajęcia...
- Tak, miałeś. Ale nie będę się wozić z zakłamamymi dupkami!
- O co Ci, do cholery chodzi?!
Baśka wzięła telefon do ręki i pokazała zdjęcie całującej się Wiktorii z jej chłopakiem. Arkiem.
- I? Przecież to Arek i Wiktoria.
- Nie! To ty i ona! Wysłała mi to w wiadomości. Zacytować? " Odpierdól się od Kamila gówniaro. Znalazł już prawidziwą kobietę, a z Tobą jest tylko z litości!!" No? I jak mi to wytłumaczysz?
- Basia, naprawdę wierzysz w kłamstwa tej kurwy... Przecież dobrze wiesz, że ona od początku chciała nas skłócić. To Arek, nie Ja! Wiesz przecież, że jesteśmy podobni do siebie. A. I ja nie mam tatuażu na szyji.
- Oh Kamil! Ja... Ona po prostu mną zmanipulowała, wysyłała mi zdjęcia waszych rzekomych rozmów!
Tak. Cała Wiktoria. Niczym bogini Eris. Dopiero teraz zobaczyłem, że Basia ma całe spuchnięte oczy, od płaczu.
- Baśka.. Ty płakałaś?
- Nie... To znaczy....
Podeszłem do czarnowłosej, niskiej dziewczyny o pięknych niebieskich oczach i szczupłej sylwetce. Przytuliłem, pocałowałem w czoło bez słowa. Z jej oczu poleciało parę pojedynczych łez, które wytarłem rękawem. Wtuliła się we mnie.
- Kamil... Przepraszam. Po prostu jesteś ode mnie starszy i często przebywasz z nią na torze... Ja... byłam głupia, że jej uwierzyłam.
- Ale mamy to już za sobą. Basia... zawsze, jak coś się stanie, powiedz mi. Wiesz, że Cię kocham i nie zostawiłbym, dla jakiejś Wiktorii.
- Ja też Cię kocham.
Z odwzajemnością pocałowałem dziewczynę w kusej sukience przyozdobionej kwiatami.
- W takim razie wybierasz się na te zajęcia, czy nie?
- Musiałabym się jeszcze trochę ogarnąć.... Kamińskiej i tak nie będzie, więc mam na dziesiątą. Zaczekasz?
- Oczywiście.
Basia jednak zamiast iść się przebrać wskoczyła mi na kolana i pocałowała mnie.
- Cieszę się, że Cię mam.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Przytuliła mnie i zobaczyła na swojej ręce krew.
- Cholera...Kamil co to za rana na ramieniu? Trzeba ją opatrzyć. Zdejmij koszulkę.
- To tylko draśnięcie... Myśliwi znów rozkładają "pułapki".
- Oni są chorzy! Gdyby ta lina była na wysokości twojej głowy mogłoby stać się coś poważniejszego!
- A myślisz, że o co im tylko chodzi?
Dziewczyna zaczęła pielęgnować moją ranę. Przemyła ją wodą utlenioną i założyła opatrunek.
- Hmm myślę, że powinno wystarczyć.. Jeśli chcesz zostawiłeś u mnie kiedyś podkoszulek. Możesz go  założyć, bo twój obecny jest poszarpany.
- Dziękuję, a teraz idź już się ubierać bo zasiedzę się tutaj na śmierć...
- Oh, nie przesadzaj!
Po dziesięciu minutach "pięknisia" wyszła z łazienki. Wyglądała wspaniale..
- Myślisz, że tak może być? - obkręciła się w koło.
- Tak... ty.. wyglądasz czarująco.
- Dziękuję - powiedziała lekko zarumieniona.
- A więc możemy już jechać?
- Tak. Możesz schodzić na dół. Jeśli chcesz to drabina nadal stoi...
- Ha, ha dzięki, ale chyba nie skorzystam.
Ehh... Baśka. Zawsze była dla każdego za dobra, a szczególnie nadal wierzyła, że Wiktoria mogła się zmienić. Wcześniej nigdy nie nabrałaby się na takie coś... Ale wina leży też po mojej stronie... Zaniedbywałem ją, nie pisałem, ani nie dzwoniłem. Nie zauważyłem, że coś było nie tak. Baśka jest inna, bardziej płaczliwa. Nie śmieje się tak często, nie jest już po prostu taka radosna... Nie wiem, czy warto poruszać ten temat, ale jeśli w jakiś sposób mógłbym jej tym pomóc. Tęsknię za tą starą Basią, pełną radości z życia, cały czas żartującą...
- Kamil, no to jedziemy?
- Tak... Przepraszam, po prostu się zamyśliłem.
Włożyłem kask i przekręciłem kluczyk.
- Możesz wsiadać! Tylko załóż kask. Gliny teraz cały czas mnie nękają.
Wsiadła na crossa i przytuliła się do mnie, aby nie spaść. Tak pięknie pachniała...
Wjechałem na ruchliwą ulicę, ale zaraz zjechałem w wąskie alejki, aby uniknąć korków. Po drodze minęliśmy naszą ulubioną chińską restaurację. Powinnem zabrać tam Basię, przy najbliższej okazji.
Po dziesięciu minutach byliśmy już prawie na miejscu. Podjechałem pod wejście do szkoły. Po chwili wszystkie oczy patrzyły już na nas - a dokładniej na Basię. W przeszłości znęcali się nad nią, ale odkąd jesteśmy razem wszystko się raczej uspokoiło. Baśka zsiadła z motoru i oddała mi kask.
- Dzięki z podwózkę - mówiąc to wzięla kosmyk włosów za ucho. Wyglądała tak uroczo.
- Dla ciebie wszystko, kochanie.
- Pierwszy raz powiedziałeś to do mnie, od dawna...
- Jeżeli chcesz mogę zwracać się tak do ciebie codziennie - wysztrzerzyłem zęby i szarmancko się uśmiechnąłem.
- Haha, byłoby miło..
- Udanego dnia w szkole, piękna. O której kończysz?
- Coś około piętnastej trzydzieści. Ale nie musisz przyjeżdżać, spacer dobrze mi zrobi.
- I tak przyjadę. A... I gdyby coś się działo, dzwoń.
- Um... tak. Dobrze, bo spóźnię się już na zajęcia!
- Oh, te zajęcia. No chodź tu....
Objąłem i pocałowałem dziewczynę w  usta. Czułem na sobie wzrok dziewczyn z jej klasy. Zazdrosny.
- Trzymaj się! Będę po piętnastej trzydzieści. I nie waż się wracać na piechotę, gdybym się spóźniał.
Ciemnowłosa weszła do budynku. Ja założyłem kask i już miałem odjeżdżać, gdy jedna z owych dziewczyn podeszła do mnie.
- Cześć. Jesteś kolegą Basi..?
- Chłopakiem. Czego chcesz?
- Ohh, od razu czegoś chce... Chciałabym się zapoznać, wyglądasz bardzo przystojnie. Może zabrałbyś mnie dzisiaj na tor...
- Mam inne plany, może kiedy indziej. A teraz muszę już zawijać. Cześć.
Odjechałem z tamtąd. Kto by pomyślał, że taka miła dziewczyna mogłaby być tak wredna dla Baśki...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 11, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Dla Ciebie Wszystko.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz