Rozdział 39

692 38 19
                                    

*Bilbo*

Obudziłem się jeszcze przed świtem. Wszyscy spali w jednym miejscu chcąc w ten sposób ogrzać się między sobą. Tylko Dwalin siedział na warcie pilnując by ognisko nie wygasło.
Wtedy zoriętowałem się, że ktoś prawie na mnie leży. Spojrzałem w dół i uśmiechnąłem się na ten widok.
Lottia tuliła się we mnie jak w ulubionego misia.
Odruchowo pochyliłem się by pocałować ją lekko w czoło na co zamruczała coś przez sen. Dziwiło mnie, dlaczego mąż wypuścił taką wspaniałą kobietę z domu.
Chcąc nie chcąc wygramoliłem się spod ciepłych kocy tak by jej nie obudzić. Potem na palcach skierowałem się do wyjścia.

- Wszystko dobrze?- zapytał cicho Dwalin.

- Tak, idę się rozejrzeć.- poinformowałem go na co kiwnął głową.

Wszędzie było cicho jak makiem zasiał. Biała jak mleko mgła unosiła się tylko tuż nad samą ziemią.

Wspiąłem się na to samo drzewo co poprzedniego wieczora. Znów spojrzałem na tą samą wioskę i las... A no właśnie las. Był on jakiś taki... Martwy. Inne drzewa jeszcze mają kilka zielonych liści a tamten las wyglądał jakby te drzewa nie miały w ogóle liści. Ani w tym roku ani w poprzednich latach.

W sumie Mroczna Puszcza też była kiedyś Zielonym Lasem. Jednak instynkt podpowiadał mi bym się w nim rozejrzał. Im dłużej się w niego wpatrywałem tym bardziej coś mnie w nim intrygowało, przyciągało. To napewno sprawka czarnej magii.

Płynnie zeskoczyłem na ziemię. Na szczęście wszyscy się już pobudzili i pakowali. Jak stanąłem na ziemi wszyscy się na mnie spojrzeli.
- Chyba wiem gdzie iść.- rzekłem.

*Selly*

Czułam się taka beznadziejna, zepsuta, brudna. Czułam się okropnie łagodnie mówiąc. Nie sądziłam że ratując wszystkich zapłacę taką cenę.
Za każdym razem gdy zostawiłam sama błagałam w myślach by prędko nie wracał, by ta chwila trwała wiecznie. Ale nie trwała a ja z każdym jego dotykiem i słowem rozpadałam się psychicznie. Czy coś ze mnie jeszcze zostało?

Znów leżałam w ciszy, nie mając sił się ruszyć. Moją głowę nawiedzały koszmary związane z jego osobą. Widziałam go nawet w celi, choć był za ścianą. Cicho wolałam o pomoc, ale nikt mnie nigdy nie usłyszał.

Ciągle miałam w głowie imię Leo. Gdzie on jest? I kim był? Jedyne co pamiętam to to, że miał mnie chronić. Nie mogę sobie nawet przypomnieć imion moich bliskich, ich twarzy.

- Leo? Gdzie jesteś?! Miałeś mi pomagać?!- wykrzyczałam słabo przez zachrypnięte gardło.

Mija chwilą. Nic. Kolejna chwilą. Nic. Już miałam zamknąć z bezsilności oczy i umrzeć, kiedy z nikąt pojawiło się małe światełko. Przerażona myślałam, że to jego pochodnia, jednak to światło zaczęło się rozrastać aż wyłoniła się z niego jakaś postać.

Zaraz, zaraz... To jest Leo?

Zaskoczona aż uniosłam się na łokciu. Anioł wyglądał, jakby przejechało go stado koni. Szatę miał poszarpaną, twarz obitą, jego blask anioła wyblakł a sam ledwo stał na nogach.

Spojrzał na mnie z rozpaczą w oczach.

- Leo...- szepnęłam w końcu.

- Wybacz mi Selly...- wyszeptał słabym głosem.- Nie powinienem do tego dopóścić...

- Ale... Ale co się stało?

Anioł przymknął na chwilę oczy, jakby w ten sposób zbierał siłe na mówienie.

I Will Not Leave YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz