Był cichy wieczór. Dochodziła godzina 23,a 16-letnia Jagoda wciąż czytała książkę. Dostała ją na urodziny. Prezent sprawił jej ogromną radość, bo książka opowiadała o jej ulubionym bohaterze- Witoldzie Pileckim. Pewnie czytałaby aż do rana, lecz tata zmusił ją do zakończenia lektury. -Idź już spać, jutro masz zbiórkę drużyny. Musisz być wypoczęta.- powiedział . Posłusznie więc odłożyła książkę i odmówiła wieczorną modlitwę. Jak zwykle poprosiła Boga o błogosławieństwo dla jej rodziny i znajomych. Dziś skierowała modlitwę za duszę rotmistrza. Wsunęła się pod kołdrę i ostatni raz spojrzała na plakat, wiszący nad jej łóżkiem. Widniała na nim postać Witolda Pileckiego. Uśmiechnęła się i zapadła w sen. Ocknęła się na rozległej łące. Rozejrzała się i spostrzegła osiodłanego konia. Podeszła do niego. Pogłaskała go po pysku, zastanawiając się, gdzie się znalazła i czemu zwierzę jest samotne . Nagle usłyszała za sobą czyjś łagodny głos . -Miło z twojej strony, że modlisz się za mnie. Jagoda aż podskoczyła, przecież nikogo w pobliżu nie było. Odwróciła się i oniemiała. Tuż przed nią stał sam rotmistrz Pilecki. Dosiadał on karej klaczy. -Panie rotmistrzu, to pan?!- spytała z niedowierzaniem Jagoda. - Przecież pan nie żyje, Bajka tak samo. Gdzie ja jestem? Co się dzieje?- zasypała go pytaniami dziewczyna. -Spokojnie. Masz rację ani ja, ani, jak trafnie spostrzegłaś, Bajka, już nie żyjemy. Jesteśmy w twoim śnie. Czasami mogę nawiedzić kogoś żyjącego. Pozwolisz, że zaproszę cię na krótką przejażdżkę? -powiedział bez pośpiechu rotmistrz. -Z miłą chęcią proszę pana.- odrzekła ciepło Jagoda. Dosiadła konia i ruszyła za Witoldem. Chwilę jechali w milczeniu, po czym rotmistrz zagaił. - Czemu uznałaś mnie za bohatera? - Czemu? Jest pan moim bohaterem dlatego, że pokazał mi pan, co to znaczy poświęcenie i miłość do Ojczyzny. Jest pan najodważniejszym człowiekiem, którego historię poznałam.- odpowiedziała po dłuższym zastanowieniu szesnastolatka. -Przyjemnie to słyszeć. Wiedz jednak, że to nie było ot tak. Musiałem liczyć się z konsekwencjami moich czynów - powiedział poważnie rotmistrz. -Rozumiem to i pana podziwiam. Nie wiem, czy ja bym miała tyle siły co pan wtedy. Znaczy jestem pewna, że bym nie miała.- odpowiedziała speszona dziewczyna. - Nie żądam, abyś była jak ja. Staraj się na miarę swoich możliwości służyć Polsce i ludziom- rzekł zamyślony. Jagoda popatrzyła na niego i spuściła głowę. Zbliżali się do końca łąki. Przed nimi rozciągała się ściana lasu. W ciszy wjechali w mrok drzew. Padające przez liście promienie słońca rzucały drobne plamki na ścieżkę, a w koronach drzew przemykały ptaki. Rotmistrz spojrzał w górę i uśmiechnął się. „Pewnie wspomina Sukurcze"- pomyślała Jagoda. - To miejsce przypomina mi aleję lipową w Sukurczach, ale tam już teraz nic nie zostało. - powiedział rotmistrz, nie odwracając wzroku. Zdziwiona dziewczyna spojrzała na niego wielkimi oczami. - Pan wie o czym ja myślę?- wykrzyknęła z lekka zakłopotana. - Nie, ale to było pewne, że o tym pomyślisz. Zróbmy tu postój.- powiedział rotmistrz, wskazując polankę przy ścieżce. Zjechali z drogi, poluźnili koniom popręgi i usiedli w cieniu drzew. - Gdy tak patrzę na współczesną młodzież, zastanawiam się, co się stało. - zaczął mówić Pilecki. -Kiedyś było inaczej, młodzi kochali własny kraj, uczyli się, aby go rozwijać i mu służyć. Teraz większość marzy, aby stąd wyjechać. Bezmyślnie powielają obce wzorce, są zafascynowani obcą kulturą, a o swojej zapominają lub nie chcą pamiętać. -Nie wszyscy...- powiedziała cicho Jagoda, a rotmistrz na nią spojrzał. - Masz rację. Mam do ciebie prośbę. Dbaj o naszą ukochaną Ojczyznę, język i kulturę... Ostatnie słowa rotmistrza zlewały się z szumem drzew. „Kto dziś upomni się o pamięć miejsc, przez grady kul rozdartych..." -zabrzmiały słowa piosenki zespołu Forteca, która była ustawiona na budzik dziewczyny. Zdumiona przetarła oczy i spojrzała na plakat nad łóżkiem. - Dobrze panie rotmistrzu...-wyszeptała.