Prolog

3K 237 80
                                    

„I live in a town called Millhaven
And it's small and it's mean and it's cold
But if you come around just as the sun goes down
You can watch the whole town turn to gold
It's around about then that I used to go a-roaming
La la la la la la la lie
All god's children they all gotta die 

  You must have heard about 'The curse of Millhaven'
How last christmas Bill Blake's little boy didn't come home
They found him next week in One Mile creek
His head bashed in and his pockets full of stones
Well, just imagine all the wailing and moaning
La la la la la la la lie
Even little Billy Blake's boy, he had to die"

Nick Cave – „The Curse of Millhaven"

1990

Las miał być jej azylem.

Okazał się jednak bestią, która połknęła ją w całości.

Drzewa niczym cisi świadkowie, obserwowały wydrążonymi w korze oczami jak biegnie. Nastolatka podwinęła niegdyś bladoniebieską sukienkę, której teraz bliżej było do szarej, kuchennej szmaty i przeskoczyła ułamaną gałąź. Nie powinna nigdy się tutaj znaleźć. Dziewczęta takie jak ona; wyglądem przypominające piękne modelki, reklamujące najnowsze perfumy od Diora, winny siedzieć w tym cuchnącym Paryżu i nie wyściubiać nosa za próg francuskiej kamienicy – choćby niewiadomo jak ohydnej.

Przełknęła gorzkie łzy, a przepełnione żywym strachem oczy lustrowały otoczenie. Nie widziała zbyt wiele. Armia drzew skutecznie uniemożliwiała zachodzącemu słońcu rzucić choćby jeden promyczek nadziei.

Usłyszała za sobą szelest, w głębi duszy wiedząc, że jest skończona. Zadławiła się śliną, kiedy całym ciałem przywierała do pnia jednego z drewnianych żołnierzy. Momentalnie głowa opadła jej do tyłu, a błękitne oczy zapłonęły jeszcze większym lękiem. Wstrzymała oddech mając nadzieję, że TO jej nie znajdzie. Kruchą, beznadziejną nadzieję.

Większość paznokci złamała się, kiedy zrozpaczona ściskała pień. Nie wierzyła w Boga, ale zaczęła modlitwę. Żarliwy lament ku najwyższym sferom.

Cisza zapadła tak szybko jak całkowita ciemność. Dziewczyna nie wiedziała co napawa ją większym strachem. Las wydawał się umarły; tak jakby sama przyroda była sprzymierzeńcem zła. Łkała pod nosem, a przezroczyste krople upadały na jej spękane usta. Sól wysuszała je jeszcze mocniej.

Wtedy znowu to usłyszała.

Czuła obecność za swoimi plecami, ale nie posiadała ani grama odwagi by stanąć z TYM oko w oko.

Zapłakała, kiedy doszło do niej, że przegrała.

Dopadło ją przekleństwo Millhaven.

2015

Czarny kormoran przysiadł na gałęzi drzewa i rozłożył szeroko skrzydła. Wlepił nieruchome spojrzenie w wody jeziora Ontario i wyczekiwał odpowiedniego momentu na polowanie. Powoli rozpościerał wąski dziób, gotowy do ataku na niczego niespodziewające się ryby. Zapewne plany żarłocznego ptaka znalazłyby spełnienie, gdyby nie srebrne audi, które przecięło pustą szosę. Kormoran drgnął, nieprzyzwyczajony do dźwięku silnika. Ruch w tych stronach ograniczał się do pięciu samochodów na krzyż – w tym trzy zazwyczaj padały ofiarą niedokładnej mapy, lub sfiksowanej nawigacji. Jednak właściciele srebrnego audi mieli dokładną mapę i doskonałą nawigację. Starszy kierowca uśmiechnął się na widok tabliczki, która zapewne była kiedyś zielona, lecz wypłowiała na słońcu i bliżej jej było do koloru zgnilizny. Poharatana przez deszcze i wiatry, witała przybyszy uroczym: „Witamy w Millhaven". Kobieta siedząca na fotelu pasażera wypiła ostatni łyk wody i zadowolona podziwiała widoki za oknem. Małżeństwo Couldsonów pozornie wydawało się ekstremalnie zwyczajnie; dwoje ludzi o bardzo przeciętnej urodzie i typowych amerykańskich imionach – John i Suzie.

Przekleństwo MillhavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz